Olbrzymie okręty i oddani fani. Rosyjskie "World of Warships" to mały fenomen
Wirtualne bitwy czołgów w "World of Tanks" przyciągnęły ponad 160 milionów graczy. Siostrzana produkcja o wojennych okrętach i lotniskowcach nigdy tak duża nie będzie, ale twórcy i tak mają powody do dumy.
Flagowego dzieła białoruskiego Wargaming.net nie trzeba szerzej przedstawiać. W "World of Tanks", darmową, sieciową grę bitewną z czołgami w roli głównej, bawi się aż kilka milionów Polaków. Niedawno znów o "WoT" głośno, bo po wielu latach oczekiwania do wielkiej bazy tanków dołączyły także i polskie konstrukcje.
Ale "World of Tanks" to nie jedyne przedsięwzięcie naszych sąsiadów ze Wschodu. W ciągu okrągłych 20 lat działalności zdołali otworzyć filie na kilku kontynentach, a do "Czołgów" dołączyły także "Samoloty" ("World of Warplanes", bez większych sukcesów) oraz "Statki" – czyli "World of Warships". W tę ostatnią produkcję firma cały czas mocno wierzy. Po rozmowie z twórcami wcale się nie dziwię.
Fabryka nad rzeką
Jeśli gra o wojennych okrętach, to musi powstawać w mieście portowym. Nic dziwnego, że na główną siedzibą "WoWS" obrano Sankt Petersburg. Piotrogród, znany także pod nazwą Leningrad, to niesamowite miejsce. Chociaż zmasakrowało je trwające aż 2,5 roku oblężenie, w czasie II wojny światowej, dziś błyszczy od niekończących się alej z monumentalnymi, odbudowanymi kamienicami. A tam, gdzie kończy się klasyczna architektura, nawiązująca do kolejnych okresów nowożytności, tam zaczyna się monumentalny socrealizm.
Przecinająca miasto na pół Newa jest olbrzymia
Przemysł stoczniowy nie zdominował miasta, ale marynarski sznyt widać w centrum na każdym kroku. Po ogromnej, spływającej do Zatoki Fińskiej Newie i licznych kanałach kursują non-stop małe barki wypełnione turystami. Jest ogromny, drewniany galeon przy brzegu (choć to tylko atrapa) z restauracją i siłownią w środku. Jest i legendarna "Aurora", która miała zapoczątkować rewolucję październikową. Na pokładzie armaty i czujni mundurowi, pod pokładem muzeum.
"Kwatera główna" gry "World of Warships" znajduje się bardziej na uboczu. Dwa, długie piętra wypełniają nie tylko specjaliści od kodu i animacji, ale także twórcy modeli 3D historycznych okrętów, muzycy i specjalny dział, który na co dzień kontaktuje się z muzeami i historykami. Chociaż pływanie wirtualnym okrętem i strzelanie torpedami nie wymaga ukończenia specjalistycznych studiów, twórcy zdecydowanie dbają, aby każdy możliwy detal był jak najbliższy historycznej prawdzie.
"Aurora" jest trochę mniejsza, niż to sobie wyobrażałem
Bo tego oczekuje od nich społeczność. A społeczność to coś innego niż zwykli gracze.
Tysiąc kilometrów tam i z powrotem
Gra sieciowa bez żywej tkanki graczy nie istnieje. Tym bardziej gra free-to-play, czyli taka, którą pobieramy za darmo i nie płacimy żadnego abonamentu. Tutaj zarobki twórców, a więc przyszłość gry, są zależne od mikrotransakcji - kupowania wirtualnej waluty, kont premium i specjalnych dodatków.
- Zaangażowanie społeczności jest zależne od samego produktu. Akurat dla nas społeczność jest ekstremalnie ważna. Mówiąc w skrócie, gracze płacą, jak są zadowoleni - tłumaczy mi Artur Płóciennik, główny producent "World of Warships". - Nasi fani są zadowoleni, jeszcze tu jesteśmy i tworzymy grę dalej - śmieje się rozmówca.
Artur Płóciennik to jeden z niewielu Polaków na wysokim stanowisku w Wargamingu
Ale wirtualna "gra w statki" wymaga zdecydowanie więcej dbałości o pewne detale, w porównaniu z popularnymi, sieciowymi strzelankami. - Mamy grę w tematyce wojskowej i historycznej, nasi fani to pasjonaci tych dziedzin. A pasja przekłada się na to, że trzeba nawiązywać dialog. Oni tego oczekują - podkreśla Płóciennik. - Jeśli jakiś drobiazg nie zgadza się z ich wizją, z tym co znają z encyklopedii albo nawet ze świata popkultury, to pytają się nas w sieci, dlaczego jest tak, a nie inaczej. Tak samo rozmawiamy o samej rozgrywce i balansie sił obu stron konfliktu w bitwach - dodaje.
Jako osoba grająca od dziecka, doskonale rozumiem to zaangażowanie fanów. Zwłaszcza gdy twórcy są na wyciągnięcie ręki, na forach internetowych i w social mediach. Ale im więcej słucham, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że "World of Warships" udało się stworzyć coś wyjątkowego.
- Mamy 26 milionów graczy. Społeczność tworzy kilka-kilkanaście milionów ludzi, ale tylko 10% z nich angażuje się mocniej, czytając dyskusje na forach. Z tego grona mamy 1% najbardziej oddanych "hardkorowców", którzy już całkiem oddają się "World of Warships", piszą, komentują, recenzują - dodaje Danil Volkov, kierownik produkcji.
Impreza dla fanów "World of Warships"
- Mamy nawet takich fanatyków, którzy potrafią wsiąść w auto, jechać bite 20 godzin na spotkanie z nami i innymi graczami, a potem wrócić kolejnego dnia do domu - mówi Artur.
- To w zasadzie bardziej styl życia niż zwykła zabawa. W "WoWS" grają starsi gracze, zwłaszcza w Europie - tłumaczy Volkov. Z rozmowy wynika, że bitwy traktują jak sklejanie modeli albo wręcz wypady na paintballa. To dla nich chwila, gdy całkiem odłączają się od otoczenia, żeby nie tylko postrzelać z armat do pancerników, ale też naprawdę wczuć się w swoją rolę i przy okazji porozmawiać przez mikrofon z rozsianymi po całym globie przyjaciółmi.
Supertester
Chociaż główna baza fanów to Europa, wielu pochodzi także z USA. Tam nie ma takiego jak u nas kultu czołgów, utrwalonego przez serial o Rudym 102 czy monumenty, które znajdziemy w co drugim mieście. Uczestniczące z zamorskich konfliktach mocarstwo kocha za to wielkie statki - nic dziwnego, że rosyjska produkcja padła tam na podatny grunt.
Może wydawać się, że "World of Warships" i "World of Tanks" to na tyle podobna tematyka, że gracze płynnie przeskakują między obiema produkcjami. W końcu w obu prowadzimy gigantyczny, stalowy sprzęt i strzelamy nim we wroga. Z błędu wyprowadza mnie Danil. Jeśli ktoś się poświęca "Statkom", raczej rezygnuje z innych gier.
Ale społeczność to nie tylko pogaduszki i fascynacja historią. Twórcy mówią mi, że pomoc fanów jest nieoceniona. Nie zawsze potrafią wskazać dokładnie, gdzie widzą problem czy potrzebę zmian. Ale naprowadzają producentów na obszary, które wymagają poprawy, a których sami autorzy gry często nie widzą. Punkt widzenia gracza vs punkt widzenia developera. Wśród fanów są też supertesterzy, którzy dostają dostęp do nowości, zanim te ukażą się oficjalnie.
"Zagrajcie 10 bitew nowym okrętem, powiedzcie nam, co o tym sądzicie", mówi mi Artur o roli supertesterów. W zamian dostają dodatki, za które inni gracze płacą. Ale największym wynagrodzeniem dla nich jest możliwość wejścia ze swoim hobby na wyższy poziom. Kilka osób zyskało zresztą w ten sposób w petersburskim Wargamingu pracę.
Testowa wersja aktualizacji z łodziami podwodnymi
Okręty czołgów się nie boją
Spektakularny sukces "World of Tanks" stwarzał poczucie, że kolejne gry międzynarodowego "koncernu" równie szybko podbiją serca graczy. Tak się nie stało. Pytam twórców, czemu "Statki" nie dogoniły "Czołgów". Różnica między 160 mln a 26 mln kont jest ogromna.
- Nigdy nie planowaliśmy, aby "WoWS" prześcignął naszą pierwszą produkcję z serii. Nie ważne, jak bardzo byśmy się starali, po prostu nigdy nie będzie na tyle dużo fanów tematyki marynarki wojennej - tłumaczy Volkov. Podobnie odpowiada Artur Płóciennik. Twórcy są świadomi niszy i chcą ją dobrze zagospodarować, a nie przestrzelić swoje możliwości. Podobnie jest z ich podejściem do esportu.
Lotniskowce z pewnością staną się pożądaną klasą w grze
Chociaż bitwy na kilkanaście okrętów są spektakularne, Wargaming nie chce startować do boju o esportową widownię z gigantami. - Nie da się każdej gry zamienić w esport - tłumaczy Danil Volkov. Dodaje, że potrzeba na wstępie gigantycznej widowni. Twórcy wolą skupić się na współpracy ze streamerami, którzy pokazują szerszej publiczności bitwy na żywo.
Teraz Wargaming czeka na reakcję na dwa nowe elementy - nowe wersje lotniskowców oraz, premierowo, łodzie podwodne. Dla postronnego to niewinne dodatki, dla fanatyków powód do łez z radości lub ze złości. Ich reakcja będzie kluczowa dla tego, jak zmieni się "World of Warships" w nabliższych latach.
- Jak będzie wyglądała nasza gra za 5 lat? O rany, naprawdę ciężko mi powiedzieć - mówi Volkov. - Mamy dużo mniejszych i większych zmian, które chcemy sukcesywnie wprowadzać. Ale najtrudniejsze jest utrzymanie balansu, między progresem a zadowoleniem fanów. Oni po prostu nie lubią dużych zmian.
Zagraj za darmo w "World of Warships" na tej stronie.