PUBG żyje i ma się dobrze. Pogłoski o jego śmierci są przesadzone
Są tacy, którzy na "PlayerUnknown's Battlegrounds" położyli już krzyżyk. Problemy mają się mnożyć, a łatka gry, która zaczęła boom na gatunek Battle Royale to za mało, by wytrzymać napływ konkurencji. Liczby sugerują jednak coś zupełnie innego.
Rekord bity za rekordem, miliony graczy grających jednocześnie, wypromowanie nieznanego wcześniej gatunku prosto w czułe ręce korporacyjnego mainstreamu – "PUBG" faktycznie ma na swoim koncie kilka elementów którymi może się pochwalić. Jego urok zdaje się jednak powoli wyczerpywać.
Zachwiane imperium
Najlepiej zacząć od najbardziej podstawowej kwestii, jaką jest liczba graczy – w grach sieciowych to zasadniczo jeden z podstawowych parametrów. A według serwisu Steam Tracker, liczba ta konsekwentnie spada od lutego 2018 roku. Oczywiście wielu twórców chciałoby, żeby w momencie słabowania wyników w grę grało grubo ponad półtora miliona graczy. Mówimy jednak o produkcji, która w swoim szczycie miała ponad trzech milionów grających jednocześnie użytkowników.
Kolejnym problemem pozostają streamerzy, a właściwie przeważenie szali na rzecz konkurencji "PUBG". Spójrzmy na statystyki – połowa czerwca należy do "Fortnite", które przecież deklasuje pozostałe pozycje na dalszych miejscach. Trzecie w rankingu "League Of Legends" miało dziewięć milionów mniej obejrzanych godzin transmisji. W tych statystykach "PUBG" jest ósmy, z ponad czterokrotnie mniejszym wynikiem.
Kolejną sprawą, poniekąd łączącą się z powyższym argumentem, są zawody. Epic dosłownie zaleje pieniędzmi występujących w zawodach – według majowego ogłoszenia na nagrody w zawodach w sezonie 2018-2019 przeznaczy 100 milionów dolarów.
Dodatkowy rozgłos wokół produkcji wywołał turniej w trakcie targów E3. Charytatywny cel, trzy miliony dolarów w puli i 100 walczących ze sobą celebrytów, esportowców i gwiazd został określony zerknięciem w przyszłość esportu przez niektóre media. Na pewno pomogła też obecność Ninja, który pobił rekord widzów w serwisie Twitch, kiedy w trakcie streamu pojawił się raper Drake. Nie trzeba chyba mówić, że transmitowaną wówczas grą był właśnie "Fortnite". Oczywiście trzeba zauważyć, że popularność "Fortnite" wynika też z faktu, że gra jest dostępna za darmo. Choć według badań, 69 proc. graczy wydało w ramach mikrotransakcji około 85 dolarów na osobę.
Zobacz Też: Fenomen PUBG
Tymczasem "PUBG" w pełnej cenie kosztuje około 72 złote, a w ramach ostatniej "przepustki wydarzeniowej" (Event Pass), z dodatkowymi wyzwaniami i nagrodami, trzeba zapłacić dodatkowe 9,99 dolara. "Wspieraliśmy "PUBG" od początku. Gra zarobiła 730 milionów dolarów, a ciągle nie jest zoptymalizowana, oszuści się panoszą, a skrzynki z nagrodami są zamknięte za płatnymi kluczami. I nie dość, że musimy płacić 30 dolarów za grę, to jeszcze Event Pass też jest płatny" – napisał cytowany przez Kotaku użytkownik forum Reddit.
Nie pomogły również decyzje o pozywaniu innych deweloperów. "PUBG" Corporation wystosowało pisma do Epic (twórców Fornite) czy odpowiedzialnych za gry "Rules of Survival" i "Knives Out" deweloperów z NetEase. I chociaż firma odpuściła sądową batalię ze swoim największym rywalem, informacja o pozwie odbiła się bardzo szerokim echem.
Ciągle jednak "PUBG" jest mega hitem. Tak naprawdę mówienie o jego zmierzchu i ta litania wad może jest istotna i buduje wizerunek dewelopera, który wiąże koniec z końcem, oczekując, że za chwilę na wszystkich serwerach będzie łącznie 10 graczy ("Lawbreakers" – pamiętamy).
Rozdzielanie skóry na żywym niedźwiedziu
Tadeusz Zieliński, game designer w studiu Flying Wild Hog i nasz stały komentator kwestii około "PUBG-owych", zapytany przez WP Tech o rzekomą śmierć produkcji, podesłał tę oto infografikę:
- Ta gra jest w topie najlepiej zarabiających gier na świecie. W tej chwili gra w nią milion osób na Steamie. Właśnie wprowadzono przepustkę sezonową, która ewidentnie się przyjęła, bo widzę masę osób z dedykowanym sprzętem. – tłumaczy. – W kwestii designu gameplayu, to gra była dokończona, odkąd ją wydano. Do tego dodano nową mapę i nową broń, a deweloperzy ciągle usprawniają balans rozgrywki. Można oczywiście rozmawiać o kwestiach technicznych, bo tu jest dalej wiele do poprawienia, zwłaszcza w kwestiach netcode [ustawieniach sieciowych w grze – przyp.red.]. Ale w PUBG dalej grają profesjonalni gracze, bo jest tak dobrze zrobiona pod kątem rozgrywki. Do tego spadki są czymś oczywistym, kiedy pojawiło się tyle konkurencyjnych tytułów. A i tak "PUBG" jest dalej na pierwszym miejscu Steama w kategorii "najczęściej grane" – podkreśla.
Zobacz Też: Battle Royale, czyli hitowy gautnek
Na rynku Battle Royale będzie ciaśniej, to nie ulega wątpliwości. Mamy w końcu obecne produkcje, czekamy na to, co pokaże nam "Black Ops IIII" czy "Battlefield 5". Czy na tym rynku będzie miejsce dla prekursora? Branża udowodniła nam, że sukces nie zawsze jest zapewniony tylko przez skok na falę. A PUBG Corporation ma biznes w tym, by w ich grę cały czas ktoś grał. Pogłoski o jej śmierci są mocno przesadzone, parafrazując klasyka.