Nintendo Switch to gratka dla polskich twórców. Produkcja gier na konsolę to dobry biznes
Nie jest łatwo wybić się w świecie gier i zarobić na swojej produkcji. Ale polscy deweloperzy odkryli swoją drogę do El Dorado. To autorskie produkcje i konwersje cudzych gier na konsolę Nintendo Switch. W kategorii przenośnych sprzętów do grania - bezkonkurencyjną.
To się nazywa mieć wymarzony start. Nintendo Switch zadebiutowało w marcu 2017, a firma rok po premierze może pochwalić się około 18 milionami sprzedanych egzemplarzy jednostki. Wynik znakomity - dla porównania, Xbox One w ciągu pięciu lat od premiery sprzedał się w liczbie między 25 a 30 milionami egzemplarzy. Mało tego. Ani Sony, ani Microsoft nie mają swojej propozycji dla fanów przenośnego grania. Switch ma monopol - pomijając smartfony.
Do tego ciągle pozostaje na fali wznoszącej. Nie tylko wśród kupujących. Deweloperzy również chcą wskoczyć do wagonika i uszczknąć trochę z tego wielkiego tortu. Polscy twórcy wydali już około 40 produkcji na japońską konsolę, a blisko 50 czeka na swoją premierę lub ma ją dosłownie na dniach.
Pogoda dla dewelopera
O to, skąd nad Wisłą szał na tworzenie lub portowanie, czyli dostosowanie gier na konsolę Switch, zapytałem Macieja Miąsika, weterana branży, członka studia Pixel Crow i wiceprezesa Movie Games.
- Co do atrakcyjności Switcha jako platformy, to wydaje mi się, że jest spora i jeszcze przez chwilę taka pozostanie. Wiele gier ma szanse mocniej zaistnieć właśnie tutaj, a nie na innych platformach [np. PlayStation czy Xboksie - przyp. red.]. Szczególnie gry trochę charakterem zbliżone do gier mobilnych - szybkie sesje rozgrywki, mniejsze poleganie na mocnym zaangażowaniu się gracza w świat gry. Tego typu produkcje na platformach mocno stacjonarnych zawsze mają gorzej, a z kolei mogą być zbyt hardkorowe, aby przebić się na klasycznym rynku mobilnym - wyjaśnia w rozmowie z WP Tech Miąsik. - Oczywiście, wszystko może zmienić się, gdy platforma nasyci się produktami - podkreśla.
Jest zatem nisza, którą stosunkowo łatwo zagospodarować. Do posiadaczy Switcha można bowiem dotrzeć grą zrobioną przez kilkuosobowy zespół, a nie kosztującą setki milionów produkcją pokroju "Wiedźmina". I mamy większą szansę, że taki gracz w ogóle zwróci uwagę na "niewielki" tytuł.
Jednym z takich studiów jest warszawski Qubic Games. W swoim portfolio ma już osiem tytułów na to urządzenie, cztery kolejne pojawią się wkrótce. O rentowaności tego biznesu przekonali się już rok temu. Wydane w 2017 roku “Astro Bears Party” oraz “Robonauts” sprzedały się w nakładzie 15 tysięcy egzemplarzyw dwa miesiące po premierze. W świecie gier konsolowych i PC taka liczba to porażka. W świecie Switcha - nie jest źle.
Innym polskim studiem, które również bardzo chwali sobie sprzedaż gier na konsolę, jest krakowskie iFun4All, odpowiedzialne między innymi za grę “Serial Cleaner”. Jacek Głowacki, jeden z menadżerów firmy, w rozmowie z WP Tech opowiada, dlaczego warto interesować się japońskim hendheldem.
- Switch to obecnie najszybciej sprzedająca się konsola na świecie. Dla każdego dewelopera to fenomenalna okazja, by zagospodarować nowy rynek i pokazać się w takiej niszy - wyjaśnia. - Mówimy też o platformie, która - w przeciwieństwie do konsoli Wii U [poprzednia konsola Nintendo - przyp. red.] - odniosła fenomenalny sukces. Dlatego twórcom zależy, by jak najszybciej pojawić się w portfolio gier na Switcha - dodaje.
Gry warte świeczki
Jak widać, zdania twórców są zbliżone: rynek jest rozwijający się, nie pozostaje zatem nic innego, jak wykorzystać drzemiący w nim potencjał. Oczywiście pojawia się również kilka wyzwań przed deweloperami, bo wejście ze swoją produkcją nie polega tylko na odpowiednim przeformatowaniu gry w taki sposób, by obsługiwała ją konsola.
- Pierwszą i najważniejszą barierą wejścia jest samo Nintendo. Konieczne jest pozyskanie oficjalnych dev kitów [zestaw narzędzi dla programistów - przyp. red.]. To ogromny problem, bo jest ich mało, a kolejka jest bardzo długa. Tutaj główną rolę odgrywa dobra, osobista relacja z firmą. Dzięki temu można przeskoczyć o wiele miejsc do przodu - tłumaczy Głowacki WP Tech. - Pamiętajmy, że w pierwszej kolejności dev kity otrzymują główni partnerzy Nintendo. My takim nie jesteśmy, ale pozyskaliśmy je dość szybko, bo organizowaliśmy spotkania z przedstawicielami już od 2016 roku - kontynuuje.
Drugą barierą są ograniczenia technologiczne. Jak opisuje przedstawiciel iFun4All, Switch ma bardzo ograniczoną pamięć, więc w przypadku tytułów bardziej rozbudowanych graficznie konieczny jest downgrade. Tak było na przykład z ostatnią częścią serii “Doom”. Wydany w 2016 roku shooter nie mógł wyglądać tak dobrze jak na pecetach właśnie z powodu mniejszych możliwości technologicznych urządzenia Nintendo.
Są i inne bariery. Nintendo wymaga też, by produkcje obsługiwały tryb wyświetlania zarówno mobilnego, jak i stacjonarnego. Czemu? Jedną z głównych założeń konsoli jest to, że można wsadzić ją do stacji dokującej i puścić obraz na duży ekran. Bez odpowiedniego przygotowania grafika z gry stałaby się po prostu nieczytelna. - Sami mieliśmy problemy z “Serial Cleaner”. Gra była ręcznie rysowana i niektóre tekstury okazały się gigantyczne. Trzeba było je przerysować na nowo, by wyglądało to odpowiednio na Switchu - wspomina Głowacki.
Innym kłopotem jest to, że każdy oddział Nintendo działa autonomiczny. Inny proces zatwierdzania gier gier jest w USA, inny w Europie. Żeby być na kilku terytoriach, należy mieć zgody od każdego oddziału, który dany rejon obsługuje. Głowcki przyznaje, że Nintendo bywa dziwne we współpracy, ale uważa, że warto postawić na Switcha, bo to platforma, jakiej naprawdę potrzebowali gracze.
Konsola nie obsługuje również wszystkich silników graficznych. Krakowskie studio korzystało z Unity, który akurat działa na sprzęcie Nintendo, więc nie mieli zbyt wielu problemów w tej kwestii. Gorzej jest z pluginami, czyli wtyczkami, które rozwijają możliwości danego programu. Deweloperzy używają ich, by zoptymalizować procesy w silniku, a Switch większości nie obsługuje. Wtedy trzeba kontaktować się z twórcą wtyczek i współpracować nad tym, by rozwiązać ten problem. Jak przekonuje mnie Głowacki, jest to gra warta świeczki
- Switch to dla nas najlepsza konsola pod względem sprzedaży. Jesteśmy bardzo zadowoleni, nasze tytuły sprzedają się bardzo dobrze - zaznacza na poparcie swoich słów.
Najlepsza konsola?
Początkowo Nintendo Swich traktowane było jako potencjalny niewypał. Kolejny pomysł, który zdobędzie żelaznych fanów tylko w kilku punktach na świecie. Okazało się, że japońska firma strzeliła w dziesiątkę. Połączyła możliwość grania mobilnego, stacjonarnego i płynnego przechodzenia pomiędzy nimi. Dostarczyła też gier, których przez długi czas zazdrościli posiadacze innych konsol - jak "The Legend of Zelda: Breath of the Wild". ścisła 10 gier wszech czasów(!) wg serwisu Metacritic.
A gdy zastanawiano się, jakie "duże gry" dołączą do portfolio Switcha, na Nintendo wskoczyły mniej znane perełki. Takie, które łatwo przeoczyć wśród setek gier wydawanych niezależnych producentów na PC i konsolach. Tutaj, dzięki bardzo małej konkurencji, łatwiej, aby zostały dostrzeżone.
Pytanie tylko, jak długo ten stan będzie trwał. Masowe wydawanie i przerabianie gier pod japońskiego hendhelda może zdusić rynek, jak zresztą zauważa wyżej Miąsik. Póki co - El Dorado trwa.