W niemieckim "Wolfensteinie II" ocenzurowano więcej niż samą swastykę
Pod cenzorski nóż niemieckich urzędników trafiła nowa gra wideo, w której walczymy z III Rzeszą. Nic w tym dziwnego - prawo w tym kraju ściśle określa m.in., że swastyki nie mogą być pokazywane w grach. Ale oglądając to porównanie wideo, nieźle się zdziwicie.
Niemieckie wersje gier nie mogą zawierać wirtualnych swastyk. Takie jest prawo. Zamiast tego gracze oglądają różne "zamienniki" jak duży, czarny "X". Na tle czerwonych sztandarów i opasek wygląda równie złowrogo. Jedni twierdzą, że to ograniczanie wolności twórczej i zakłamywanie historycznych realiów w grze. Drudzy twierdzą, że obecność tego symbolu to promocja nazizmu.
Ale twórcy "Wolfensteina II", wydanej pod koniec października gry akcji, nie zatrzymali się tylko na słynnym symbolu. Na potrzebny niemieckiej wersji gry postanowiono ocenzurować także... Adolfa Hitlera. W wersji angielskiej czy polskiej postać występuje pod swoim prawdziwym imieniem, postronni witają go okrzykiem "Heil HItler", a pod nosem ma ikoniczny wąs. Jak jest w wersji niemieckiej? Zobaczcie sami.
To już nie Hitler, a Kanclerz, witany okrzykiem "Mein Kanzler", czyli "Mój kanclerzu". A z wąsika nic nie zostało. Przyznam, że po raz pierwszy widzę coś takiego w grze wideo. Jestem w stanie zrozumieć niechęć do symboli, które kulturowo przywołują skojarzenia z okrucieństwem, zbrodnią i tyranią. Ale każdy kolejny krok to droga donikąd.
Sama swastyka i III Rzesza przestały pełnić rolę "edukacyjną". Można je potraktować zdecydowanie bardziej uniwersalnie, jako symbol zła, i plastycznie dopasować do fabuły. Wydaje się zresztą, że taki był zamiast twórców "Wolfesteina II". To nie symulacja walki na frontach II wojny światowej tylko historia alternatywna, w której wojna się nie skończyła, a Rzesza zajęła USA. Sporo w tej fikcji jest jednak odniesień do ponadczasowych zagadnień - kwestii przemocy czy rasizmu. Swastyka nie jest mi potrzebna do tego, aby opowieść była wiarygodna.
Ale po co w takim razie pokazywać konkretną, historyczną postać i ją cenzurować? Przecież i tak wszyscy doskonale wiedzą, o kogo chodzi. I jakie słowa miały paść zamiast "Mein Kanzler". Problem zaczynają dostrzegać również sami Niemcy - bo w filmach swastyka już może występować. Czemu? Film przypisuje się do sztuki, a gry wideo do kategorii zabawek.
To na szczęście głównie problem Niemiec. W polskiej wersji nie parskniemy ze śmiechu na widok "Kanclerza", udającego, że nie jest Hitlerem.