Nie tylko świat filmu. Alicja Bachleda-Curuś o swojej roli w "Wolfensteinie"
"Wolfenstein" - ten tytuł to prawdziwa legenda. Przełomowa gra ukazała się na początku lat 90. W 2014 r. seria powróciła z nowym impetem. I bohaterką, której zarówno głos, jak i ruchy podkładała aktorka Alicja Bachleda-Curuś.
Najpierw był "Wolfenstein 3D". Kultowa strzelanka z 1992 r. okazała się prawdziwym przełomem. Po 12 latach ukazał się hitowy "Wolfenstein: The New Order",a wkrótce po nim obszerny dodatek. "Wolfenstein II: The New Colossus" debiutuje 27 października 2017 r. Ale co te wszystkie produkcje łączy z Alicją Bachledą-Curuś?
W ostatnich częściach gry aktorka wcieliła się w postać Ani Oliwy, dziewczyny głównego bohatera. Użyczyła nie tylko swojego głosu. Za pomocą techniki motion capture do gry trafiły także animacje wzorowane na ruchach jej ciała. Opowiedziała nam o szczegółach pracy nad grą oraz swoich doświadczeniach z grami wideo.
Barnaba Siegel, WP Gry: Jak wyglądała praca przy wcielaniu się w postać Ani Oliwy z gry "Wolfenstein"? Jakie trudności sprawiało bycie jednocześnie aktorem głosowym i odgrywanie sesji motion capture?
Alicja Bachleda-Curuś: Praca na planie gry komputerowej znacznie różni się od tej na planie filmowym. Nie ukrywam, że metoda motion capture wiąże się z dużym wysiłkiem fizycznym. Fabuła naszej gry jest intensywna, a scenariusz był wręcz filmowy - opiewający na kilkaset stron tekstu i opisów technicznych. Doświadczenia mojej bohaterki są dość tragiczne, a jej wątek obfituje w emocjonalne sceny. Przy wszystkich obostrzeniach technicznych taka praca jest sporym wyzwaniem.
Jak bardzo różni się pani codzienna praca jako aktorki od zadań wykonywanych przy wcielaniu się w postać do gry wideo?
Na planie filmowym często jedynym “ograniczeniem” aktora jest konieczność, by trafił na swoją pozycję. Czyli znaczek na podłodze przed kamerą. Podczas realizacji gry, pracujemy w świecie wirtualnym, umownym. Nie mamy prawdziwych przestrzeni czy przedmiotów. Musimy stworzyć tą rzeczywistość w naszej wyobraźni i ściśle trzymać się tych wirtualnych granic.
Miała pani wcześniej kontakt z grami wideo? Może są jakieś konkretne tytuły albo gatunki, które należą do Pani ulubionych?
Jako dziecko grałam w pierwszą część "Wolfensteina"! Była to jedyna gra, w którą grałam pasjami. Odkrywałam tajemne przejścia i pokonywałam kolejne przeszkody na drodze ku wyzwoleniu z niemieckiej niewoli. Ciekawym zbiegiem okoliczności 20 lat później zaproponowano mi właśnie udział w kolejnych częściach tej właśnie gry.
Bycie bohaterką gry wideo - jak pani zareagowała na taką propozycję?
Jeden z twórców gry zwrócił się do mnie z tą ofertą i zaprosił mnie na krótki test. Było to dla mnie nieznane terytorium, które wydało mi się ciekawe i stanowiło wyzwanie. Jak już wspomniałam, sam scenariusz wydał mi się bardzo filmowy, a rola Ani ciekawa i skomplikowana. Odgrywanie tej postaci, zderzając się równocześnie z dużymi ograniczeniami technicznymi jest ciągłym wyzwaniem i przełamywaniem własnych barier.
"Wolfenstein" to gra akcji przeznaczona dla osób pełnoletnich, momentami brutalna. Co Pani sądzi o roli partnerki BJ'a Blazkowicza, który jest prawdziwą maszyną do zabijania?
Powiem szczerze, że nie znoszę agresji i brutalności. "Wolfenstein" przedstawia świat domniemany, surrealistyczny, ale odnoszący się do brutalnej historii i zbrodni ludzkości. To walka dobra ze złem Mam wrażenie, że wiele osób potrafi dostrzec wartości zawarte w tej produkcji.