Udają ekipę remontową i kierowców TIR-a. Dlaczego gracze pokochali symulatory
Po ciężkim dniu w pracy lub na uczelni, nie ma to jak odprężyć się przy grze. Ale coraz więcej graczy zamiast strzelać czy walczyć wręcz, wybiera jazdę wywrotką, pracę operatora wózka widłowego albo jednoosobowej ekipy remontowej. Pytanie oczywiście brzmi - dlaczego?
Temat pokrótce opisuje jeden z zabawniejszych memów dotyczących narodowych stereotypów Niemców. Zachodni sąsiad po całym dniu spędzonym w pracy w magazynie ma w końcu możliwość trochę zrelaksować się w domu. Nie wybiera jednak “Dooma”, nie poluje na smoki w “Skyrimie”, nie strzela po sieci w "PUBG". Odpala symulator magazyniera i robi to samo, co przez 40 godzin w tygodniu.
Nie wchodząc w szczegóły, o jakie cechy Niemców chodzi, obrazek dość uniwersalnie nakreśla sprawę. Zamiast skorzystać z możliwości wcielenia się w ratującego świat herosa, wolny czas spędzamy na wirtualnym przewożeniu kontenerów czy koszeniu siana.
Obecnie możliwości jest znacznie więcej - gatunek symulatorów znacznie wyewoluował poza klasyczne dla tego gatunku prowadzenie pojazdów. Obecnie możemy wcielić się w rolę poszukiwania złota i szukać samorodków przy pomocy szpadla lub cięższych sprzętów. Nie interesują nas kamienie? W takim razie wsiadamy do traktora i zajmujemy się uprawą pól, skupem żywca i doglądaniem, jak nasze rośliny się rozwijają w kolejnej odsłonie "Farming Simulator". Pojawiają się również inne, mniej chwalebne przykłady, jak jeszcze niewydany symulator bezdomnego albo usunięty z końcem maja z serwisu Steam symulator szkolnej strzelaniny.
Pojawiają się jednak produkcje, które okazują się strzałem w dziesiątkę. W "House Flipper", wydanym przez polskie studio PlayWay S.A., remontujemy i urządzamy na nowo zrujnowane do szczętu rudery, które kupujemy za grosze i sprzedajemy za okrągłe sumki. Bakcyl domowych rewolucji okazał się wyjątkowo potężny - niecałe trzy tygodnie po premierze grę zakupiło ponad 100 tysięcy osób.
Produkcje te są często robione po tak zwanej taniości. Grafika nieraz trąci myszką, a niektóre produkcje wręcz uginają się od błędów, a ich stabilność wołą o pomstę do nieba. Powodem jest często symboliczny budżet i krótki czas samego cyklu produkcyjnego - nikt na razie nie wpadł na pomysł, by stworzyć symulator ciężarówki za pieniądze, które wkłada się w produkcje z segmentu AAA. Ludzi to jednak nie odstrasza - nie chodzi o fajerwerki graficzne, tylko możliwość wcielenia się w przedstawiciela danego zawodu - wykonywanego w rzeczywistości bądź nie.
W pracy za kółkiem, po pracy za klawiaturą i kółkiem
Jednym ze specjalistów w zakresie tworzenia takich produkcji jest praskie studio SCS, które zajmuje się tworzeniem gier, których główną osią jest jazda ciężarówką. Po prostu - z punktu A do punktu B. Potem łapiemy nowy kontrakt i jedziemy dalej. Pavel Sebor, właściciel SCS, cytowany przez serwis Gamasutra w artykule z 2013 roku podkreślał, że głównymi rynkami zbytu tego typu gier były wówczas Niemcy, Skandynawia czy Europa Wschodnia, z wyszczególnieniem Polski.
Interesujące jest również to, kto wtedy grał w symulatory. Sebor wskazał dwie, bardzo odległe grupy docelowe: grupę chłopców w wieku 8-12 lat i mężczyzn po 30. Skąd ten rozrzut? Właściciel wskazywał, że pierwsza grupa była za młoda na krwawe strzelanki i pozostawała jeszcze w okresie fascynacji ciężkimi pojazdami. Druga grupa jest związana na poziomie profesjonalnym oraz zawodowym z ciężarówkami, uważa Sebor. Tak jak w przytoczonym na początku obrazku - najpierw jeździmy naprawdę, a potem dla relaksu.
Symulacja dla każdego
Pięć lat później, symulatory farmy, jeżdżenia i bardziej egzotycznych lub zwykłych czynności to właściwie mainstream. Ludzie nagle zapragnęli poczuć się jak rolnik albo jednoosobowa ekipa remontowa. Nie musieli być nawet związani z daną pracą. Skąd wzięła się ta fascynacja zwykłą pracą? Zdaniem psychologa, dr. hab. Tomasza Grzyba z Uniwersytetu SWPS, w grach nie zawsze chodzi o całkowity eskapizm.
- Warto zauważyć, że rzeczy, które można zrobić w grze, są zazwyczaj niedostępne w codziennym życiu. Dlatego gra się w symulator koparki albo śmieciarki, bo istnieje mała szansa, by w rzeczywistości zostać ich operatorem. Nie jest to może tak odległe, jak walka z kosmitami w “Half-Life”, ale pozwala nam się sprawdzić w sytuacjach, w których się nie znajdziemy - tłumaczy w rozmowie z WP Tech Grzyba. - Są również gry, które pozwalają nam na przykład na przygotowanie ciasta, albo popularne niegdyś “Simsy”, czyli gra w życie. Ludzie robią w nich rzeczy, które są poza ich zasięgiem. Na przykład mogą zbudować pałac albo przygotować wypiek, którego w normalnych warunkach nie mógłby zrobić - dodaje.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Pojawia się również drugi aspekt, równie istotny. Każda gra komputerowa daje szybką nagrodę, zauważa ekspert. Możemy regulować poziom trudności, który będzie wymagał pewnej liczby porażek, ale mimo wszystko sukces w grze jest daleko pewniejszy niż w prawdziwym życiu. Nie ma znaczenia, czy wygrywasz starcie z bossem, czy odpowiednio manewrujesz koparką. Za każdym razem sukces jest bliższy i pewniejszy - to decyduje o popularności gier jako gatunku w ogóle, zauważa psycholog.
- Moim zdaniem popularność coraz bardziej specyficznych symulatorów wynika też z faktu, że producenci poszukują nowych nisz, które mogliby wypełnić. A symulator remontu domu może być tak chętnie kupowany z powodów, o których wspominałem. Zdecydowanie łatwiej wyremontować dom na ekranie komputera niż w rzeczywistości - konkluduje.