Trwa ładowanie...

Nowy "Spider-Man" buja jak trzeba. Ale nie wystrzegł się błędów [RECENZJA]

Kim pan jesteś, panie Parker? W ciągu ostatnich kilku lat w filmach, grach i komiksach pojawiło się wiele różnych wersji i historii. My mieliśmy okazję poznać najnowsze wcielenie Spider-Mana w najnowszej konsolowej produkcji. Efekty były zadowalające.

Nowy "Spider-Man" buja jak trzeba. Ale nie wystrzegł się błędów [RECENZJA]Źródło: Materiały prasowe
d8qpfo0
d8qpfo0

Pytanie postawione w powyższym akapicie nie jest przypadkowe. Iteracji Spider-Mana było naprawdę wiele. Zaczynając od filmowych, mieliśmy nerdowego i nieśmiałego Tobeya Maguire'a ("Spider-Man" z 2002, 2004 i 2007), przebojowego Andrew Garfielda ("Niesamowity Spider-Man" z 2012 i 2014) ora zahukanego, pełnego dobrych chęci i nastoletniej energii Toma Hollanda ("Spider-Man: Homecoming" z 2017).

W komiksach zaś postawiono na reprezentację innych grup etnicznych, przekazując kostium pod egidę czarnoskórego Milesa Moralesa. Nawet Gwen Stacy, pierwsza miłość pająka, powróciła z martwych jako Spider-Gwen. Ba, Otto Octavius, czyli antybohater Doctor Octopus, również wdziewał trykot w ramach walki z przestępczością, kiedy wszczepił sobie świadomość nieżyjącego Petera Parkera.

Pomysłów na obrońcę Nowego Jorku jest jak widać co niemiara. Nadchodząca animacja, "Into the Spider-Verse", będzie okazja do sprawdzenia, jak różni użytkownicy pajęczych mocy dogadają się ze sobą, kiedy dowiedzą się, że istnieje całe uniwersum. A tymczasem na konsolę PlayStation 4 ukazuje się jeden z oczekiwanych w tym roku hitów, zatytułowany po prostu "Spider-Man".

Mat. prasowe
Źródło: Mat. prasowe

Parker zwyczajny...

I oto mamy Petera Parkera w grze Insomniac Games. Deweloperzy postawili na historię chłopaka, który zakończył swoją edukację, a czerwono-niebieski strój z lycry wdziewa już od kilku ładnych lat. Rozstał się Mary Jane i praktykuje u Otto Octaviusa przy tworzeniu protez dla weterenów. Jego największym wrogiem nie jest Kingpin czy Venom, ale brak czasu i zerowa umiejętność żonglowania między walką z przestępczością, kontaktami społecznymi i normalną pracą.

Z wyglądu bliżej mu do Andrew Garfielda, na szczęście to jedyne podobieństwo do dylogii, którą wyprodukowało Sony (główna różnica polega na tym, że Insomniac CHCIAŁ coś zrobić z tym bohaterem). Do tego zalega z czynszem, a kiedy się denerwuje, zaczyna gadać bez sensu i opowiadać koszmarne suchary. I to jest znakomita wiadomość - zamiast kombinować, zachowano rdzeń osobowości Parkera, to co czyni go bohaterem, z którym można się w jakiś sposób utożsamiać. On też ma problemy z dziewczynami i dopięciem budżetu do pierwszego. Nie jest Tonym Starkiem, swoje gadżety tworzy z tego, co znajdzie u pokonanych wrogów albo korzystając ze skrawków sprzętu w laboratorium.

d8qpfo0

"Przyziemność" jego postaci przejawia się także w jego walce z bandziorami, którzy kradną auta albo napastują przechodniów. Kto liczy na starcia z mocarnymi klonami Thanosa, może się zawieść. Więcej tu pracy u podstaw niż epickości rozumianej jako kosmiczne bitwy i walki z bossami wielkości wieżowca.

Sam klimat gry dobrze poczułem już od pierwszych sekund. Budzi nas telefon - oczywiście zaspaliśmy, a gospodarz właśnie wysłał nam ostatnie ostrzeżenie przed eksmisją. Nic, musimy lecieć do laboratorium, na szybkości wcinając tosty i pakując się do torby. Po chwili latamy już po mieście... ale zaraz. Jakieś zbiry próbują kogoś okraść. Badania poczekają, sprawiedliwości musi stać się zadość!

W ciągu kilkunastu minut Insomniac zrobił więcej dla przedstawienia, kim jest Spider-Man, niż niektóre filmy czy gry spod znaku płaszcza i trykotu potrafiły pokazać przez całą swoją długość. Nowy Jork jest przepięknym miastem, skąpanym w ostrym słońcu wczesnej jesieni. Poruszanie się na pajęczynie stanowi przyjemność samą w sobie, bo obserwujemy nie tylko klasyczne miejsca na Manhattanie, ale i te, które znamy z komiksów. Miasto również tętni życiem - samochody jeżdżą, a piesi zajmują się swoimi sprawami. Reagują na to, czy wolimy latać między dachami, czy bliżej nam do chodników.

Złośliwe uwagi, głosy aprobaty czy prośby o zdjęcie bardzo dobrze budują klimat tego, że faktycznie działamy w mieście, które nigdy nie śpi. Jednak żeby zintensyfikować nasze wrażenia, musimy niestety trochę poćwiczyć. Początkowo bujanie się może sprawiać pewne trudności, zwłaszcza przy większych prędkościach. Wkrada się wtedy pewien chaos w to, co widzimy na ekranie.

...czyli z wadami

Co do elementów mechaniki, nie mogę być jednak tak czołobitny. To nie jest całkowita wina Insomniac, nic z tych rzeczy. Ale gatunek akcyjnych sandboksów TPP już dawno zjadł własny ogon i przez to otrzymujemy kolejną, lekko podrasowaną wariację na temat "Batman: Arkham Asylum". Walka odbywa się przy pomocy jednego klawisza, a odpowiednio wykonany unik sprawia, że nasz licznik ciosów nie resetuje się. Dzięki temu nabijamy sobie pasek i możemy wykorzystać pełny do wykończenia jednego z przeciwników. Walkę możemy ułatwić sobie gadżetami, które odnawiają się w trakcie.

Na mapie Manhattanu mamy zaś różne dodatkowe wyzwania oraz zadania i znajdźki, za które otrzymujemy punkty doświadczenia i żetony. Za pierwsze rozwijamy umiejętności, za drugie odblokowujemy kostiumy, gadżety i ulepszenia do naszych sprzętów. Oczywiście nie może być za łatwo, i żeby poznać lokalizację dodatków , musimy najpierw poznać mapę. W jaki sposób? Odblokowując wieże! Tak, rozwiązanie, które obśmiał nawet piąty "Far Cry", jeszcze się pojawia. Osoba, która uznała, że to super pomysł, powinna zastanowić się jeszcze raz, czy takie wydłużanie gry jest w ogóle sensowne.

d8qpfo0

Do tego dochodzi jeszcze jedna rzecz – koszmarny, kuriozalnie wręcz słaby dubbing. Pewnie wiele osób uzna, że przesadzam, ale nic tak nie wybija z immersji, jak sytuacja, kiedy postać z gry rusza ustami jak chce, a ścieżka dźwiękowa leci jak chce. Koszmar, bo widać nawet, co dana osoba mówiła w oryginale, a my słyszymy polskie tłumaczenie. Którego również nie mogę dobrze ocenić. Linie są czytane przez głosy znane graczom i widzom kreskówek, nie słyszałem więc MJ czy Octaviusa, tylko ludzi, którzy podkładają im głos, a potem idą zrobić wokale do kreskówki lub kolejnej gry. Na jedyny plus wypada tutaj aktor grająca Petera – w jego interpretacji czuć entuzjazm Parkera, ale ostatecznie całość wypada bardzo blado. Wiem, że trudno czasem zsynchronizować usta z mową, ale to co dzieje się w tej grze jest kuriozalne.

Mat. prasowe
Źródło: Mat. prasowe

Zabrzmiało to co najmniej surowo, ale po kilkunastu godzinach, "Spider-Man" mi się podoba. Jest dobrą gra, ale tylko dobrą. Widać w nim wielką zachowawczość deweloperów, którzy do skostniałego gatunku nie wnieśli żadnego powiewu świeżości. To odgrzewany kotlet, ale dzięki przyprawie z pająków i w zalewie z miliardowej marki można go zjeść z pewną dozą zadowolenia.

d8qpfo0
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d8qpfo0
Więcej tematów