Trwa ładowanie...

Grałem w "Green Hell". Angażujący survival prosto z Polski

Przyjemnie jest sobie czasem popatrzeć, jak Bear Grylls wcina jakiegoś robaczka, prawda? Strzelam jednak, że mało kto chciałby wówczas zamienić się z angielskim podróżnikiem miejscami. To może by tak – krakowskim targiem – spotkać się w pół drogi i zagrać w jakąś survivalową grę? Panie i panowie, poznajcie "Green Hell". Amazońską przygodę wprost ze stołecznej Warszawy.

Grałem w "Green Hell". Angażujący survival prosto z PolskiŹródło: Materiały prasowe
d3nwkwy
d3nwkwy

Przyznam, że patrząc na kolejne gry z polskim rodowodem, zawsze dochodzę do jednego wniosku: polscy twórcy nie znoszą ambiwalencji. Albo robią produkcje co najmniej bardzo dobre, takie jak "Wiedźmin", "Frostpunk" czy "Dying Light", albo kompletną chałę pokroju "Terrorist Takedown".

Nie ma, przynajmniej w moim mniemaniu, gier znad Wisły, które byłyby po prostu średnie. Nie wyróżniały się niczym szczególnym, ale też nie prowokowały zbytnio do rzucenia kontrolerem w monitor.

Z takim właśnie nastawieniem podszedłem do "Green Hell". Pochłonie bez reszty, lub kompletnie odrzuci. A jest to produkt ciekawy, gdyż odpowiadają za niego głównie byli pracownicy Techlandu, pracujący wcześniej m.in. przy wspomnianym już "Dying Light". Tym razem jednak naprzeciw gracza stają nie krwiożercze zombie, lecz dzika natura.

Być jak Bear Grylls

Jeśli do pracy zabrała się ekipa z Techlandem w CV, to oczywiście nie mogło skończyć się inaczej niż pierwszoosobową grą akcji. Tak też się stało.

Jako młody mężczyzna, kompletnie niezaznajomiony z zasadami survivalu, gracz trafia na niezbadaną wyspę Ameryki Południowej. Towarzyszy mu partnerka, która pragnie skontaktować się z mieszkańcami wioski Yabahuaca. O tych wiemy natomiast tylko tyle, że są dzikim plemeniem, odrzucającym próby kontaktu ze strony służb rządowych.

d3nwkwy

Kobieta rozbija obóz i wyrusza na poszukiwanie plemienia, a bohater pozostaje sam, rzucony na pastwę losu z dala od cywilizacji. Musi nie tylko zapewnić sobie pożywienie i warunki do przeżycia, ale także stawić czoła oczywistym zagrożeniom dżungli: zwierzętom, trudnemu do przebycia terenowi, chorobom.

Jest jak Bear Grylls, Steve Irwin i Jerzy Kukuczka w jednym. Tyle że nie ma absolutnie żadnego doświadczenia w tym, co próbuje robić.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

A podkreślam ten brak doświadczenia nie bez kozery, gdyż twórcom, ekipie Creepy Jar, udaje się doskonale oddać trudy przetrwania.

d3nwkwy

Tym, co uderza w moment po odpaleniu "Green Hell", jest bardzo złożona mechanika zabawy. Nie ma tu miejsca na zagrwki typu "wciśnij X, aby...". Każda czynność jest w pewnym sensie celebrowana i wymaga aktywnego udziału gracza.

Przykładowo, poszukując drewna na ognisko, nie wystarczy podejść do drzewa i zainicjować skryptu. Trzeba je ściąć maczetą i ręcznie porąbać na mniejsze fragmenty.

Analogicznie działa złożony system craftingu, w którym tworzy się niezbędne przedmioty. Opatrunki z liści muszą zostać odpowiedno spreparowane, podobnie jak żywność czy broń. Czuć w tym pierwiastek wysiłku. Fani survivalu będą dosłownie zachwyceni.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Thriller psychologiczny

Przy czym świetnie wychodzi budowanie napięcia. Żaden potrzebny w danej chwili komponent nie jest wskazany na mapie, więc niezbędne okazuje się mozolne przeczesywanie terenu.

d3nwkwy

Ale o co w tym wszystkim chodzi, zapytacie? Odpowiedź brzmi: o wykaraskanie się z sytuacji teoretycznie niemożliwej do przeżycia. Coś, co kochają miłośnicy survivalu. Niemniej autorzy "Green Hell" idą o krok dalej.

Sama mechanika jest tylko tłem dla psychologicznego thrillera, opowiadającego o poszukiwaniu zaginionej partnerki. Jednak na chwilę obecną fabuła "Green Hell" urywa się w momencie zaginięcia kobiety. Gra jest bowiem nieskończona i dostępna w ramach tzw. Wczesnego Dostępu.

Dlatego póki co w pełni udostępniono tylko tryb przetrwania, gdzie sedno sprawy ogranicza się do przeżycia w dżungli przez możliwie najdłuższy okres. Mimo wszystko, z uwagi na rozbudowane mechaniki, nabijanie licznika sprawia ogromną frajdę.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Nadchodzi hit

Nawet zakładając pesymistycznie, że twórcy pokpią fabułę, "Green Hell" jest jednym z tych tytułów, któremu dałbym szansę. Jeśli wierzyć w zapewnienia, pełna wersja zostanie wydana w sierpniu 2019 r.

A ja z chęcią dopiszę tę produkcję do listy udanych polskich gier – za wyłamywanie się poza schemat modnych ostatnio uproszczeń i angażującą rozgrywkę.

I wiecie, co? Najlepszym świadectwem jakości "Green Hell" jest fakt, że tworząc niniejszy artykuł ani razu nie wspomniałem o oprawie graficznej. Nie jest bynajmniej zła, tylko ginie w obliczu niesamowicie wciągającej rozgrywki.

d3nwkwy
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3nwkwy
Więcej tematów