Filip Chajzer szuka gry wideo. Podpowiadam, w co powinien zagrać
Młody Chajzer jest znany przede wszystkim z nietypowych sond ulicznych oraz jeszcze mniej szablonowych akcji charytatywnych. Ale w niedzielę postanowił zwrócić się do fanów z inną kwestią. Ja też włączyłem się w pomaganie.
- Długo byłem poza "biznesem"... W co się teraz gra? Zatrzymałem się na "Battlefield 4" - pisze Filip Chajzer *na swoim facebookowym profilu . Od premiery wspomnianej wojennej gry z 2013 r. faktycznie sporo się zmieniło. Postanowiłem ułatwić zadanie i pomóc mu w wybraniu idealnej gry. W końcu *kto z nas ma na tyle dużo wolnego czasu, by spędzać go na "złych wyborach" - czyli np. kiepskich grach?
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Filipie, widzę, że jesteś "pecetowcem". Nie będę więc owijał w bawełnę i radził zakupu konsoli. Przejdę od razu do tych komputerowych gier z ostatnich lat, które naprawdę żal pominąć.
Sieciowo
Skoro wspominasz "Battlefielda 4", rozumiem, że przepadasz za "strzelanymi" grami akcji z trybem zabawy wieloosobowej. Jako że "Battlefield" z części na część zachowuje sporo wspólnych elementów, których nie mają inne gry, nie pozostaje mi inna rada - "Battlefield 1". Jedynka jest dla zmyły, tak naprawdę to piąta główna odsłona cyklu. Czemu warto w nią zagrać?
Przede wszystkim fajne jest to, że twórcy odeszli od współczesnych konfliktów i futurystycznych domieszek. Nowy "BF" to powrót do rzadko odwiedzanych przez gry czasów I wojny światowej... no, z odrobiną fikcji w filmowo-epickim wydaniu. Dużo tu mroku, ognia i opancerzenia niczym ze średniowiecza. Ale tyle o estetyce. Najważniejsze, że cała gra jest bardzo dobra. Mam na myśli i kampanię dla jednego gracza i, przede wszystkim, tryb multiplayer. Akcja, akcja, akcja. I do tego nadal powalająca oprawa graficzna.
Mniej wymagające, ale bardziej wciągające swoim klimatem będzie "Ghost Recon: Wildlands". Boliwia, narkotykowy kartel, 4 komandosów. Latamy z misji na misję, zbieramy dane, eliminujemy złych bossów. Wszystko przy użyciu całej palety wojennego sprzętu, z dronem w roli głównej - rozpoznanie terenu to klucz, na błędy nie można sobie pozwolić.
Ale bardzo dobrze sprawi się też "Titanfall 2", które masz w swojej bibliotece gier. Tu już jest science fiction w pełnej krasie, włącznie z dziwaczną bronią oraz gigantycznymi mechami. To dla tych ostatnich warto grać. Konkurencyjne "Call of Duty" chwilowo odradzam, ostatnie części niezbyt mi się podobały. Ale piszę, chwilowo, bo 3 listopada ukaże się nowa część o podtytule "WWII". Seria idzie w ślady "Battlefielda", tylko zamiast I będzie II wojna światowa. Późna jesień może być niezła.
Fabularnie
Tu również jest bardzo łatwo, bo powiem to, co wszyscy. I to co słuszne. "Wiedźmin 3". Lista zalet jest przedługa. Znakomita gra RPG na tle tego wszystkiego, co wyszło przez ostatnie 10 lat. Przepiękny wizualnie, otwarty świat. Inteligentna fabuła. Pomysłowe misje poboczne. Zapadające w pamięć postaci. Słowiańska aura. Gra starcza na miesiące. Plus jeszcze kilka tygodni, bo wyszły już 2 solidne dodatki.
A koniec końców - to także "nasz" Wiedźmin. W takim sensie, że oparty o świat, który dobrze znamy (oczywiście z książek Sapkowskiego, nie z filmu). Ale to także pierwsza polska gra na tak ogromną skalę i tak niezwykle oceniona. Nagrody z całego globu, średnia ocen na poziomie 92/100. Świat nie mógł się mylić.
Oczywiście możesz też zagrać w odświeżone "Planescape Torment: Enhanced Edition" albo opartą na czasach "Tormenta" i "Baldura" grę "Pillars of Eternity". Albo fajnego "Fallouta 4". Ale wszystkie te tytuły powinny oddać pola "Wiedźminowi", którego przejście powinno zająć pracującej osobie tyle, że na kolejne gry będzie miała czas równo za rok.
Filmowo
W komentarzach na FB jeden z fanów wspomniał o "GTA V". Tak, tu nie ma zaskoczenia - to gra jeszcze lepsza od poprzednich części. Bardziej dojrzała. I bardziej złożona. Bohaterów jest aż 3, a każdy ma równie skomplikowaną przeszłość. Przełączamy się między nimi w dowolnej chwili, część misji robimy wspólnie, część osobno.
Miasto Los Santos i okolice są fajne do zwiedzania, choć moim zdaniem można było bardziej się postarać. Ale to mało ważne* w natłoku epickich, gangsterskich misji. A może coś nowego? Proszę bardzo. *"Watch Dogs 2" - "hakerska" odpowiedź na "GTA". Zasadnicza zabawa przypomina niemal 1:1 pierwowzór, ale cała oprawa jest zupełnie inna.
Motyw przewodni to walka z systemem, który inwigiluje bohaterów jak w "Raporcie mniejszości" czy "Mr. Robot". Ale powagę cyberpunkowego kryminału osłabia niezwykła porcja luzu, przeniesiona prosto z kumplowskich seriali. Raz psujemy szyki korporacji, raz zwiedzamy miasto, robimy graffiti, odszukujemy kultowe miejsca San Francisco, czy wybieramy nowe ciuchy.
Oldschoolowo
Ostatnie lata były dobre dla naszego pokolenia, które często tęskni za grami z lat 90. W 2014 wyszedł "Wolfenstein: The New Order". Nie, nie przypomina w niczym stareńkiego "Wolfensteina 3D" sprzed 25 lat. Ale to solidna, mocna strzelanka z pięknym tłem o alternatywnej wersji historii, w której to III Rzesza wygrała wojnę. Zadziwiająco dobre.
Jeśli szalałeś za "Doomem", to na 100 proc. będziesz zachwycony najnowszą odsłoną cyklu (nazwaną po prostu "Doom"). Ale wolę polecić coś innego - to nasz polski "Shadow Warrior 2". No, sam tytuł może polski nie jest, bo to klasyczny FPS z USA z lat 90., ale* nowa odsłona to w całości dzieło polskiego studia*. Duża dawka bezpardonowego machania katanami i strzelania, która zdecydowanie zasłużyła na oznaczenie "18+".
Niezależnie
Od lat do mainstreamu przebijają się nie tylko gry z gigantycznymi budżetami. Równie ważna jest scena indie, czyli niezależna. Z tą niezależnością bywa różnie, to tak naprawdę szerokie określenie na nieszablonowe gry, niepowtarzające utartych schematów. Na pierwszy ogień znów propozycja z polski - "This War of Mine".
Oblężenie Sarajewa z lat 90. Ale nie biegamy jako żołnierz, tylko zarządzamy losami osaczonych przez naboje cywilów. To jednocześnie dobra gra i ważny, antywojenny manifest.