Zabijał zombie w grze na terenie szkoły. Został aresztowany
Dziś rozpoczęcie roku szkolnego, więc ważna przestroga dla wszystkich tych, którzy chcieliby biegać po korytarzach grając w gry. Lepiej tego nie robić - w Stanach Zjednoczonych sprawą interesuje się policja.
Tak było w przypadku 18-latka z Indiany, który na terenie szkoły grał w "The Walking Dead: Our World". Grę najprościej określić jako "Pokemon GO", w którym zamiast japońskich stworków można natknąć się na hordy zombie. Produkcja również bazuje na danych z Map Google'a, na które nanoszony jest wirtualny awatar gracza — tam gdzie w realnym świecie porusza się użytkownik, tam w grze znajdzie się jego postać.
To właśnie rozszerzona rzeczywistość była źródłem problemów. Amerykański gracz wrzucił wideo z rozgrywki na szkolnym korytarzu. Władze szkoły uznały więc, że opublikowany materiał był symulatorem szkolnej strzelaniny, a zombie wirtualnym odpowiednikem uczniów. A to już był pretekst, by powiadomić policję, która aresztowała gracza.
Nastolatek opuścił areszt po wpłaceniu kaucji w wysokości 1 tys. dol. Ale to nie koniec problemów. 23 października ma się odbyć sprawa sądowa.
Przypadek nastolatka wywołuje sporo emocji, tym bardziej w kraju, w którym niestety zamachy z użyciem broni są bardzo powszechne. W tle mamy jeszcze grę, a więc reprezentanta branży rozrywkowej, która bardzo często niesłusznie oskarżana jest o propagowanie przemocy. A pewnie sprawy by nie było, gdyby nastolatek wiedział, że szkoła nie jest najlepszym miejscem do grania w gry - jakiekolwiek.
Podobnie jak muzeum czy cmentarze. A niestety nie wszyscy grający w gry z wykorzystaniem rozszerzonej rzeczywistości są tego świadomi. Gdy wybuchła moda na "Pokemon Go", nie brakowało osób, które szukały wirtualnych stworów nawet na terenie byłego obozu w Auschwitz.