Trwa ładowanie...

"Wolfenstein II: The New Colossus" – najlepszy shooter 2017 roku

Nie mam żadnych wątpliwości – nowy "Wolfenstein" to tegoroczny numer jeden. Twórcom udało się połączyć wszystkie najlepsze elementy gier i filmów akcji w spójną, mroczną, ale i niepozbawioną humoru opowieść. I przede wszystkim dostarczyć soczystą produkcją z bronią palną w roli głównej.

"Wolfenstein II: The New Colossus" – najlepszy shooter 2017 rokuŹródło: MachineGames
d196ha9
d196ha9

Zapomnijcie o kanciastym, labiryntowym "Wolfensteinie 3D" z lat 90. Tak, najnowsza produkcja to kolejna wariacja na temat przygód "B.J.-a" Blazkowicza w walce z nazistowskim okupantem. Tak, również biegamy z ogromnymi giwerami i strzelamy. Ale "The New Colossus" oferuje znacznie więcej od czystej zabawy w wojnę.

Ci, którzy grali w "Wolfenstein: The New Order" z 2014 r. dostaną jeszcze bardziej wysmakowaną produkcję. Ci, którzy ominęli poprzednika, będą bardzo zaskoczeni dwiema rzeczami. Tym, jak bardzo gry akcji zmieniły sposób opowiadania historii, budowania napięcia. I tym, że bieganie i strzelanie może być równie proste i satysfakcjonujące, co 20 lat temu w "Doomie" czy "Quake'u".

Historia alternatywna

Początek lat 60. Wojna ze stworzonym przez Hitlera "potworem" trwa. III Rzesza kwitnie, pochłaniając swoimi mackami całe Stany Zjednoczone. Twórcy wypuścili nawet serię przedpremierowych, fikcyjnych programów, mających pokazać, jak daleko te macki sięgnęły. W teleturnieju "German or Else!" Amerykanie pokazują, jak dobrze znają niemiecki. Do tego zwiastun filmu "Liesel", parodii dawnych filmów familijnych, w których przyjacielem dziewczynki z prowincji jest gigantyczny, mechaniczny pies bojowy.

Na szczęście w USA nie zabrakło rebeliantów. I to właśnie kontakt z nimi, a dalej wspólne działania, są głównym celem Blazkowicza i licznej ekipy ludzi, których zgromadził wokół siebie. Wśród nich jest jego dziewczyna, Ania (grana przez Alicję Bachledę-Curuś!), żydowski naukowiec, rozczulający, upośledzony osiłek Max Hass czy krewki Szkot. Do nich dołącza Grace i Norman, którzy jako nieliczni nie chcieli poddać się nowemu reżimowi.

d196ha9

Każdej z postaci poświęcone jest dużo czasu w przerywnikach filmowych, które potrafią trwać nawet o 10 minut. Fabularne i personalne nici między misjami są więc bardzo mocno zawiązane. A przy tym całkiem pozbawione śmiesznego patosu rodem z "Call of Duty"

Przed wyruszeniem w drogę…

Chwytamy w dłoń karabin i ruszamy… Nie. "Wolfenstein II" na tyle dorósł, że nie obył się bez sztampowych wstępów. Zaczynamy od przypomnienia wydarzeń z poprzednich części, które przeplatają się z retrospekcją z dzieciństwa. Wizje się kończą, a Blazkowicz, cóż – jest w krytycznym stanie. Jego ciało jest zniszczone, nie jest w stanie chodzić. Podczas kuracji w siedzibie partyzantów nagle zjawiają się Niemcy – po paru godzinach dowiemy się zresztą, skąd się tam wzięli.

MachineGames
Źródło: MachineGames

Ruszamy do walki na wózku inwalidzkim. Początkowo może brzmieć to jak niesmaczny dowcip rodem z gier typu "Serious Sam" czy "Postal". Ale grobowo poważna atmosfera, ciemne, pełne niepokojących cieni wnętrze olbrzymiego statku, gdzie ukrywa się rebelia, błyskawicznie zmywa uśmiech z kącików ust.

d196ha9

Do takiego kontrastu nastrojów trzeba się przyzwyczaić. "Wolfenstein II" w iście tarantinowskim stylu odbywa galop po bandzie, co jakiś czas serwując nam mieszankę makabry i śmiechu, różnej maści przegięć, przerysowanych postaci. Ale wszystkie te sceny bardzo płynnie przechodzą do ponurej rzeczywistości nazistowskiej dominacji i zmagań z tytułowym kolosem III Rzeszy. Ani razu nie miałem poczucia, że twórcy najpierw chcieli mnie rozbawić, a potem wpuścić do gry z poczuciem, jakbym trafił do morderczego kabaretu.

"Na Rambo"

Etap z wózkiem to tylko rozgrzewka. Później B.J. wskakuje w skafander rodem z gry "Crysisa", który pozwala mu ustać na nogach. I zaczyna się jatka. Przeciwnicy są wytrzymali i zadają nam duże obrażenia, ale my mamy na podorędziu dosłownie toni ekwipunku. Korytarze wszystkich plansz są aż przepełnione walającą się po podłodze i meblach amunicją, wzmocnieniami pancerzem i zdrowia.

d196ha9

Co wcale nie oznacza, że jest łatwo. Zagrałem na 4 z 6 poziomów trudności i regularnie wczytywałem grę od nowa. A to dlatego, że postanowiłem z reguły pominąć możliwość przechodzenia etapów po cichu. Twórcy poutykali różne tunel i tuneliki, ukryte przejścia oraz wcisnęli do ręki toporek do miotania i cichych zabójstw. I taką opcję bardzo doceniam, bo czasami też chciałem taktycznie rozegrać przeciwnika.

MachineGames
Źródło: MachineGames

Ale najczęściej wygrywała opcja "na Rambo". W lewą dłoń szybkostrzelny pistolet maszynowy, w prawą celny, lekki karabin. Rzucam kontaktowy granat i lecę przed siebie rozpylając ołów. Nie ma jednak lekko, co chwila kryję się za skrzyniami, ścianami czy kolumnami, które służą mi za tymczasową ochronę. Albo biegam w poszukiwaniu apteczek i pancerza, bo oba te parametry kurczą się błyskawicznie, nawet gdy wydaje mi się, że szybko eliminuję wroga i przyjmuję tylko lekkiej draśnięcia.

d196ha9

Pierwsze etapy pokonuję posiadając pistolet, pistolet maszynowy i karabin. Później do kolekcji dochodzi granat (zawsze jest ich za mało), broń laserowa i ciężki shotgun. Są jeszcze "kraftwerki", czyli broń upuszczana przez opancerzonych gigantów – jeden pluje ogniem, inny potężną wiązką promieni. Nie możemy ich jednak dodać na stałe do ekwipunku.

Jeśli chodzi o przeciwników, to tu dużych zmian w stosunku do poprzedników nie ma. Opancerzeni szturmowcy w czerni, wspomniane wyżej opancerzone jednostki, do tego psy zwykłe i ziejące ogniem mechaniczne czy roboty-ninja, która szybko się przemieszczają. Wszyscy potrafią być równie niebezpieczni, jeśli walczymy w otwartym polu. Ale z przyjemnością zaczynałem etap od nowa po każdej śmierci, bo czuję, że twórcy tworzyli "Wolfensteina II" pod taki sam model gry, jaki pamiętam z zamierzchłych czasów "Dooma II". Albo jakie wskrzesiło polskie studio tworząc "Shadow Warriora 2".

Skoro już mowa o oldschoolowych strzelankach, bo "Shadow Warrior 2" to w prostej linii reboot gry "Shadow Warrior", brat "Duke Nukem 3D" w japońskich klimatach, chcę wymienić jeszcze jeden tytuły: "Blood". Najbardziej klimatyczny, mroczny shooter lat 90. W "Wolfie 2" co prawda nie uświadczymy kościotrupów i demonów, ale autorom udało się uzyskać podobnie niepokojący klimat.

d196ha9

To nie jest radośnie chwalebna ścieżka przez klasyczne pola bitew, do jakich przyzwyczaiły nas gry o tematy wojen sprzed półwiecza. To pochód przez niepokojące korytarze, industrialne hale, pogrążone w gruzach wnętrze metra i całkiem sprawny pociąg. To gra światłem i cieniem, odcieniami czerni. Odpaliłem te detale na najwyższym poziomie na Hyperbooku z GeForcem 1070 – wyglądało to obłędnie. Do tego grobowy wręcz głos bohatera, który zamiast rzucać ironiczne komentarze, prowadzi ze sobą wewnętrzny dialog o życiu i śmierci.

Fikcja czy zwierciadło?

Jak bardzo gra potrafi być poważna, przekonujemy się dodając do niej retrospekcje z dzieciństwa "Billy'ego" i cały nazistowski anturaż. Mały B.J. to dziecko ciężkich, międzywojennych czasów i biednej, prowincjonalnej Ameryki. I takiej, której ciężko przechodziła przed gardło pigułka tolerancji i szacunku do człowieka. To matka Żydówka, która musi stawić czoło nazistowskiej obsesji, ale sama jest oazą ciepła i słodko-gorzkich powiedzonek, niczym matka Foresta Gumpa z kultowego filmu. To ojciec niedojda, który nie potrafi poradzić sobie z życiem i pracą, a marzenia o nauczeniu syna westernowego męstwa zamienia w ciąg przemocy fizycznej i psychicznej.

MachineGames
Źródło: MachineGames

Druga warstwa to otoczka nazistowskich Niemiec, które – pomimo walki ruchu oporu – nie tylko zajęły całą Europę, ale i USA. Stany podbiły i terytorialnie, i kulturowo. Amerykanie uczą się mówić po niemiecku i ze zwykłego pragmatyzmu adaptują się bez oporu do nowej sytuacji, doceniając nowe uroki życia i możliwości. Adaptować się za to nie musi Ku-Klux-Klan, który krąży po ulicach.

d196ha9

Przyglądamy się z bliska, jak wygląda tyrania. Jej fałszywym maskom, niczym z Korei Północnej, napędzaniu maszyny strachu, nieustannej propagandzie sukcesu, widocznej w znajdowanych na podłodze gazetach. To żołnierze na ulicach, ale też gigantyczny postęp technologiczny, manifestowany przez surowość żelaznych maszyn. To w końcu także wszechobecna pogarda i wykrzywione twarze, których ikoną jest okaleczona na twarzy Frau Engel. Jej fascynacja zbrodnią przyjmuje tu wręcz formę pornograficznego wręcz zboczenia.

Dieselpunk

Grając w "Wolfenstein II: The New Colossus" nie da się złapać poczucia, że hasamy za nazistowskim okupantem jak spuszczony z łańcucha zabijaka. Tu wszystko ma ręce i nogi. Walczymy z olbrzymim systemem, doprowadzonym do potęgi i karykatury jednocześnie. Mierzymy się z ludzkimi demonami, ksenofobią, rasizmem, złem. Momenty humoru albo celnie rozładowują napięcie, albo są składową makabry. Posługując się muzyczną analogią, nie dość, że to celny antynazistowski protest song, to jeszcze świetna piosenka.

MachineGames
Źródło: MachineGames

Ale jednocześnie to szalenie dobra gra sama w sobie. Nawiązuje bezpośrednio to "staroszkolnych" strzelanek, ale oferuje nowoczesną dynamikę. Trzeba biegać, skakać, żonglować arsenałem, a efekt jest po prostu szalenie satysfakcjonujący, żeby nie powiedzieć "soczysty".

MachineGames dokonało bardzo trudnej sztuki stworzenia lepszego sequelu i tak bardzo dobrej gry, jaką było "New Order" sprzed 3 lat. Po lekturze "The New Colossus" czuję, że poprzeczka w kategorii gier akcji została ustawiona naprawdę wysoko. W porównaniu z nim tegoroczne "Call of Duty: WWII" mocno blednie.

Ocena: 5/5
Platformy: PC, PS4, XONE

W grę "Wolfenstein II: The New Colossus" graliśmy na laptopie Hyperbook X15VR2 z kartą GeForce GTX1070. Sprzęt udostępniła nam firma Hyperbook.

d196ha9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d196ha9
Więcej tematów