"Wojna Krwi: Wiedźmińskie opowieści". Geralta nie ma, ale też jest... dobrze
CD Projekt Red ma niezwykłą zdolność do eskalacji przedsięwzięć związanych z wiedźminem. Karciany "Gwint", ledwie mini-gra w "Wiedźminie 3", urósł do rangi samodzielnej produkcji. Teraz "karcianka" zamieniła się w RPG z krwi i kości.
"Wojna Krwi: Wiedźmińskie opowieści", jak dokładnie zatytułowali swe najnowsze dzieło "Redzi", to ciekawa wypadkowa przygodówki, gry karcianej i RPG-a. Co daje taka mieszanina, zapytacie? Otóż eksplorację terenu obserwujemy z perspektywy izometrycznej, niczym w klasycznych, dwuwymiarowych grach fabularnych. Ale walczymy nie bezpośrednio przy użyciu broni, lecz kartami - tak, jak przyzwyczaił nas do tego "Gwint".
Z początku zawsze podchodzę do takich hybryd gatunkowych z wyraźną nutką sceptycyzmu. Natomiast w tym konkretnym przypadku było to uczucie o tyle silniejsze, że "Wiedźmin", jako marka, nijak nie pasował mi do izometrii. Wiadomo, główna trylogia to action-RPG z widokiem TPP (zza pleców), a - co by nie mówić - to już zdążyło narzucić pewien schemat odbioru całej serii.
Do tej seria "Wiedźmiń" rozeszła się w przeszło 33 mln egzemplarzy! Presja była więc z pewnością spora. Co prawda twórcy zapowiadali rok temu, że coś szykują, ale do sierpnia 2018 o fabularnym dodatku do "Gwinta" zapadła głucha cisza. Teraz już wszystko wiemy. Tak samo jak to, że CD Projekt Red raz jeszcze dał sobie radę. Po kilku godzinach spędzonych z "Wiedźmińskimi opowieściami", mogę z czystym sumieniem stwierdzić: to kolejny pożeracz czasu w portfolio warszawskiego dewelopera. I to bardzo wysokiej jakości.
Nowy bohater
Fabułę osadzono przed wydarzeniami z głównej trylogii. Gracz nie kontroluje po raz kolejny postaci Geralta, lecz Meve - królową Lyrii i Rivii, która do tej pory w grach spod szyldu "Wiedźmin" nie miała okazji wystąpić. Tylko we "Krwi i winie", podczas turnieju w Toussaint, mieliśmy okazję poznać jednego z jej synów, rycerza imieniem Anséis. Strudzona wieloma bitwami protagonistka powraca na włości, po czym dowiaduje się, że jej majątkowi zagrażają okoliczni bandyci. Rozpoczęta zostaje pogoń, która wkrótce potem przeistacza się w walkę za - a jakże inaczej - Nilfgaardczykami.
W pierwszym momencie wszystko to brzmieć może nieco sztampowo, ale charakterystyczny dla Redów rozmach skutecznie eliminuje każdy potencjalny zalążek nudy i monotonii.
"Wiedźmin" narracją stoi
Narracja odbywa się poprzez świetnie zrealizowane scenki dialogowe, które wręcz ociekają charakterystycznym dla twórczości Sapkowskiego i CD Projekt Red klimatem. Do realizacji zatrudniono nawet aktorów głosowych. Jakby tego było mało, duża część list dialogowych ma więcej niż jedną opcję wyboru, a te w widoczny sposób oddziałują na zabawę. Przez to "Wiedźmińskie opowieści" nie są liniową historią na doczepkę do "Gwinta", ale pełnoprawnym RPG-iem. Dość powiedzieć, że twórcy obiecują 20 różnych zakończeń i ponad 30 godz. rozgrywki.
Liczne smaczki czekają na zaznajomionych z oryginalną twórczością Sapkowskiego. Kojarzycie bitwę o most na Jarudze z powieści "Chrzest Ognia"? Meve dała się tam poznać jako odważna, a zarazem bezkompromisowa wojowniczka, która nie stroni od ciętego języka i dominującej postawy. Jest to idealnie ukazane w sposobie jej wypowiedzi, nie tylko poprzez sam dobór słów, ale także, a może przede wszystkim przez tembr głosu. Wprawdzie, przyznam, zabrakło mi czasu, aby spróbować innych wersji językowych niż polska, ale przynajmniej w krajowym wydaniu wszyscy aktorzy brzmią bardzo przekonująco.
Jak rządzić, to na całego
Patrząc z praktycznego punktu widzenia, gameplay przedstawia się następująco: jako królowa Meve przemierzamy mapę, a właściwie pięć różnorodnych map (Lyria, Rivia, Mahakam, Aedirn i Angren), napotykając na swej drodze na liczne postacie niezależne i zdarzenia. Niektóre z nich popychają fabułę, inne inicjują zadania poboczne, na przykład wskazując położenie jakiegoś skarbu. Jeszcze inne stają się pretekstem do rozpoczęcia walki. Wciąż nie brzmi pasjonująco? To dlatego, że diabeł tkwi w szczegółach.
Raz na jakiś czas bohaterka może rozbić obóz, gdzie pojawia się dostęp do pięciu budynków: kantyny, namiotu królewskiego, warsztatu, placu ćwiczebnego i sztabu. Tam, odpowiednio: porozmawiamy z towarzyszami, przejrzymy raporty i korespondencję, rozbudujemy infrastrukturę, przećwiczymy mechanikę gry i stworzymy nowe karty. Jak nietrudno się domyślić, możliwość rozwoju, czy to infrastruktury czy talii bitewnej, wprowadza do gry element ekonomiczny. Przemierzając bezkres oddanego nam do dyspozycji terenu, należy bezwzględnie pamiętać o zbieraniu zasobów, takich jak drewno czy złoto.
Co więcej, autorzy oddają do dyspozycji gracza całą masę funkcjonalności związanych z typowymi obowiązkami Meve jako królowej. Kolejny przykład - morale wojska przekłada się na punktową wartość kart podczas potyczek, i koniecznie trzeba mieć tego świadomość, wobec stale rosnącego poziomu trudności walk. Oczywiście to, czy uda nam się zjednać sobie armię, zależy od podejmowanych decyzji. Przy czym uniwersalną metodą na zyskanie przychylności żołnierzy jest składanie ofiar w przydrożnych kapliczkach, co jednak wiąże się z regularnym wydawaniem złota.
Karty na stół
A skoro już mowa o walce, to - jak już zdążyłem wspomnieć - rolę oręża pełnią karty. Z tym że nie jest to "Gwint" znany z trzeciej części "Wiedźmina", ale jego mocno zmodyfikowana wersja, która wraz z kolejnymi aktualizacjami trafiła do samodzielnej karcianki. Karty wykładamy w dwóch rzędach i zaledwie trzech turach na rundę, aż do dwóch wygranych rund. Tym sposobem partie są bardziej dynamiczne, ale często też trudniejsze niż w oryginale, ponieważ jedną błędną zagrywką można kompletnie zniweczyć szansę na sukces.
Zabawę urozmaica wprowadzenie starań opartych na konieczności realizacji narzuconego celu. Na przykład - wymuszeniu danego ruchu na oponencie czy ochronie danej postaci. Nietypowe są również bitwy z bossami, w których jeden przeciwnik zostaje ukazany na kilku kartach.
Czy gra jest trudna? To zależy od tego, jaki poziom trudności wybierzemy. Są trzy, z czego na najniższym walki daje się zupełnie pominąć, skupiając wyłącznie na narracji. Wtedy jednak otrzymujemy tylko interaktywną nowelę - w dalszym ciągu potrafi porwać historią, ale traci wiele wyżej wspomnianych zalet.
Dla fanów – pozycja obowiązkowa
"Wojna Krwi: Wiedźmińskie opowieści" to kolejna już pozycja obowiązkowa dla fanów gier w uniwersum Sapkowskiego. Klimat uwielbianego przez wszystkich "Wiedźmina" wylewa się tu zewsząd. Nawet mechanikę tablic ogłoszeniowych, na których znajdziemy cenne informacje o aktywnościach pobocznych, zaczerpnięto z pierwowzoru. Oczywiście RPG-owa karcianka to coś zupełnie innego od action-RPG, jednak czasem warto zmienić perspektywę, by móc ujrzeć temat w szerszym ujęciu – to "Wiedźmińskie opowieści" robią w zdecydowanie warty uwagi sposób.
Jestem tylko po kilku godzinach spędzonych przy najnowszym dziele CD Projekt Red i bez cienia wątpliwości wiem, że chcę więcej i więcej. I z czystym sumieniem polecę ten tytuł każdemu, kto mianuje się fanem serii "Wiedźmin", a już w szczególności osobom, które niegdyś zarywały nocki przy kultowym "Heroes of Might and Magic". Nawiasem mówiąc, jest to tytuł bodaj najbardziej przypominający "Wiedźmińskie opowieści" pod względem gameplayu.
Największą wadą okazuje się chyba tylko obsuwa premiery konsolowego (PlayStation 4 oraz Xbox One) wydania gry, które datowane jest dopiero na 4 grudnia 2018 r., podczas gdy wersja na PC ukaże się w sklepach już 23 października. Ale jak kocha to poczeka, prawda?