Graliśmy Geraltem w nowej grze. Tym razem walczy na ringu
Czy Geralt odnajdzie się w świecie magii, miecza, i bogatej ekspresji? Trzeba przyznać, że umościł tam sobie całkiem znośne gniazdko. W szóstej części Soul Calibur tnie, siecze i przekomarza się jak na prawdziwego bohatera bijatyki przystało.
Postawmy sprawę jasno: Soul Calibur nie zajmuje szczególnie ciepłego miejsca w moim serduszku. Zawsze wolałem Street Fightera i Mortal Kombat, a SC był dla mnie zbyt cukierkowy i stonowany w swojej przemocy. No bo umówmy się, kiedy po walce na miecze bohaterowie nie mają nawet zadrapania, to jednak nie jest to jakieś przekonujące. Dlatego stoję po stronie wyrwanych kręgosłupów i groteskowej brutalności w przypadku bijatyk.
Na tropie drogi do domu
Ale naszemu eksportowemu skarbowi w postaci Geralta nie można nie dać szansy – nawet jeśli pojawia się tylko w ramach gościnnych występów. Zresztą to i tak pewien zaszczyt – w serii Bandai Namco pojawiły się w końcu takie tuzy jak Yoda i Lord Vader z Gwiezdnej Sagi. Cieszy widok Białego Wilka w tak zacnym gronie.
Skończmy te peany i przejdźmy do konkretów. Każdy bohater Soul Calibura posiada własny tryb fabularny, w którym poznajemy jego historię i motywacje. No właśnie, jak Geralt odnajduje się w obcym dla siebie uniwersum? Twórcy mieli banalne rozwiązanie fabularne, który bardzo wpisało się w prawidła świata, w którym na co dzień Wiedźmin poluje na potwory.
Historia zaczyna się od kontraktu na wiedźmę, która bada przejścia między wymiarami. Mieszkańcy wioski wynajmują wiedźmina by sprawdził, czy jej magiczne eksperymenty nie są niczym innym, jak próbą przywołania demonów. Geralt udaje się do niej i po krótkiej rozmowie czarownica postanawia zaprezentować próbkę swoich umiejętności i wysyła go do innego wymiaru, czyli Ziemi, na której dzieje się właśnie akcja Soul Calibur. Będący człowiekiem(?) czynu Geralt wyrusza w misję znalezienia drogi powrotnej do Ciri i Yennefer. Która wiedzie przez kolejne areny i rysowane fabularne przerywniki.
Brzmi pretekstowo i tak jest. Ale fabuła broni się tym, że w uniwersum Sapkowskiego również podróżowano między planami czy sferami – to ważny wątek w "Pani Jeziora", powieści zamykającej Wiedźmiński cykl. Odbywało się na to na innych zasadach, ale twórcy zdawali sobie sprawę, że istnieje coś takiego jak inne wymiary. Zawiązanie akcji jest więc dość ograne, ale mieści się w logice obu światów.
Ale dość o fabule, bo to ostatnia rzecz, która powinna nas interesować. Jak wygląda walka? Jak w Soul Caliburze (he, he). Poruszamy się po całym ringu, możemy wypychać z niego przeciwników, a walczymy przy pomocy broni białej. Geralt używa swojego niezawodnego miecza srebrnego (tego na potwory), kopniaków oraz Znaków. Nie skaczemy, możemy za to robić uniki w bok. Po serii udanych ciosów ładuje nam się pasek uderzeń specjalnych, którym towarzyszy specjalna animacja. A kiedy pasek zdrowia przeciwnika zejdzie do zera, cieszymy się wygraną i słuchamy typowo kąśliwo-stoickiej riposty Białego Wilka. W tym miejscu duże plusy za zatrudnienie aktora, który podkładał głos w angielskiej wersji gry od CD Projekt Red.
Bij, siecz i zrzucaj
Mechanika gry jest zatem stosunkowo prosta do nauczenia, a fani dłubania w mechanikach będą mogli nie tylko popróbować nowych combosów, ale w innych modach również spróbować innych broni. Tych jest sporo do wyboru i każda różni się od siebie dystansem walki, szybkością uderzeń czy bardziej defensywnym i ofensywnym stylem. Ci, którzy rozkoszują się w różnych formach walki będą zadowoleni.
Muszę jednak przyznać, że nie jestem fanem takich bijatyk jak "Soul Calibur" z prostej przyczyny. Każda z tych bron, kosa, nunczaku, miecze czy kije, mają bardzo podobne odczucie. Nie czujesz, że tniesz ostrzem – wszystko ma ten sam "feeling" pałowania wroga. Bohaterowie ruszają się jak szermierze, ale walczą jak barbarzyńcy. To jest jedna z tych rzeczy, która nie pasuje mi w każdej grze z mieczami – chyba tylko VR-owe tytuły pozwalały mi poczuć, że tnę, a nie tylko piorę kogoś na kwaśne jabłko.
Mnie nowy "Soul Calibur" nie przekonał. Nie pokocham go, ani nie dostanę bzika na punkcie serii. Jednak casting Geralta, szybkość rozgrywki i niski próg wejścia na pewno przysporzą mu fanów. Przede wszystkim wśród tych, którzy lubią okołojapońskie klimaty. Pozostaje zatem czekać do 19 października.