Witold Waszczykowski jest fanem gier. To dobra i zła wiadomość
"Czasami zarwałem nockę". Znani ludzie mówiący o tym, że gry są fajne, to... fajna sprawa. Ale chyba wolałbym to słyszeć od idoli z TV albo powszechnie szanowanych figur. Nie tych, które automatycznie kojarzą się z memem.
Nie mam wątpliwości, że gry są dziś mainstreamem. Ale mimo wszystko chyba w każdym graczu leży takie silne poczucie, że do gamingu podchodzi się jak do jeża. Jak do świeżej i niepewniej dziedziny, która odrywa dzieciak od nauki i spycha je w kierunku narkotyków.
Sam Waszczykowski w 2016 próbował dopatrzeć się związku między dołączaniem do ISIS i graniem, mówiąc: "Nagle na ekranie komputera pojawił się napis "Game Over", więc postanowili pobawić się w realu w wojnę".
Klasyczne "Age of Empires" z 1997 roku
Tymczasem w programie WP.TV "Kto nami rządzi", były minister zmienił front. Przyznał się do zarywania 20-30 lat temu nocek przy "Cywilizacji" i "Age of Empires", dziś kultowych strategiach. Mało tego, dodał, że "to bardzo ciekawe zajęcie, rozwijające umysł, uczące sztuki ekonomii, rozkładania sił, cierpliwości".
I ja się z Panem Witoldem zgadzam. Z drugiej strony naprawdę ciężko powstrzymać się od tego, aby połączyć wirtualną, alternatywną historię z człowiekiem, który stworzył San Escobar. Z zarywania nocy kosztem studiowania mądrych książek nie będę się śmiał - tutaj wypadam pewnie gorzej od co drugiej osoby, która przeczyta ten artykuł.
Cieszę się jedynie, że przez ostatnie dwa lata Minister nie proponował na forum publicznym zawiązywania sojuszu z Fenicjanami, ani poprawy stosunków z Unią przez wymianę "100 kamienia za 50 rudy żelaza".