W 2018 roku kobiety trafiły na fronty drugiej wojny światowej. Szkoda, że tak późno
"Wojujący feminizm", "poprawność polityczna" czy może chęć dotarcia do większej liczby odbiorców. Nie wiem, co skłoniło twórców "Battlefielda V" do umieszczenia na polach bitew drugiej wojny światowej kobiet-żołnierzy. Ale wiem, że była to świetna decyzja.
Na początku 2018 roku pojawiła się informacja: w wyczekiwanej przez wielu grze o drugiej wojnie światowej pt. "Battliefield V" pojawią się kobiety-żołnierze. W interecie, czego można było się spodziewać, natychmiast wybuchła afera. Można ją porównać chyba tylko do tej, jaka miała miejsce przy okazji umieszczenia czarnoskórych żołnierzy we wcześniejszej części gry, "Battlefield I" o pierwszej wojnie światowej.
Przez resztę roku komentatorzy oburzali się jeszcze wiele razy, a teraz przyszła "godzina X". Gra oficjalnie ukazuje się 20 listopada, my już teraz sprawdzamy, jak jest.
Kobiety nie walczyły w IIWŚ, więc nie powinno ich być w grze
Przyznam, że sam nie podchodziłem entuzjastycznie do tego pomysłu, wysuwając te same argumenty, co inni: historycznie kobiety nie walczyły na frontach drugiej wojny światowej, wiec nie powinny znaleźć się w grze inspirowanej tym konfliktem. Jednak po kilku dniach z "Battlefield V" zmieniłem zdanie. Kobiety-żołnierze powinny już dawno znaleźć się w tej serii. Wręcz szkoda, że stało się to dopiero w 2018 roku.
Choć bardzo byśmy chcieli, aby było inaczej, to w Polsce w 2018 roku kobiety nadal są na słabszej pozycji w wielu obszarach życia. Widać to zarówno w świecie zawodowym (kobiety rzadziej wybierane są na stanowiska menadżerskie i dyrektorskie) czy prywatnym (kobiety mają zwykle niższą emeryturę, bo np. okres urlopu wychowawczego nie jest wliczany do wysługi lat). To nie wszystko. Choć mamy XXI wiek, nadal słychać opinie, że miejsce kobiety jest w domu albo, że zamiast robić karierę, powinna rodzić dzieci. Kobiety, który mają odwagę realizować pasje, np. podróżowania, spotykają z pytaniami o to, czy ich partner im pozwolił.
Dawno i nieprawda
Rolę w promowaniu takiej antykobiecej, społecznej postawy ma nie tylko samo społeczeństwo, ale też jego utwory popkulturowe, jak książki, filmy, czy gry wideo. Właśnie dlatego wirtualne pola bitew "Battlefield V" są idealnym miejscem dla kobiet-żołnierzy. Gra wprowadza je do typowo męskiego świata, nawet jeśli jest to historycznie niespójne.
Obecność postaci kobiecych w grach komputerowych nie jest oczywiście czymś nowym. Mało tego, udało się nam nawet odejść od trendu, że kobiety w grach to tylko przeseksualizowane eye-candy (czyli coś ładnego do oglądania), na które faceci mogą się pogapić. Ellie z "The Last of Us", Aloy z "Horizon Zero Dawn" czy choćby Ciri z "Wiedźmina 3: Dziki Gon", to bohaterki z bogatymi osobowościami, które dodatkowo są niezłymi kozakami (czy kozaczkami?). Nawet ikoniczna Lara Croft przeszła w ostatnich latach metamorfozę i z seks-lalki stała się dziewczyną z charakterem i pasją.
Żołnierki z "BFV", to nie pierwsze kobiety w grach
Mimo że kobiety w "Battlefield V" nie są prekursorkami w grach wideo, to ich obecność w tym tytule w pewien sposób otworzyła mi oczy. Bo przecież kobiety walczyły, ginęły i zabijały podczas drugiej wojny światowej. Nie tak licznie jak prezentuje to gra, ale nie zmienia to faktu. Poza tym kobiety w regularnych oddziałach wojska nie są wymysłem "chorych na poprawność polityczną" producentów. W armii amerykańskiej kobiety są dopuszczone do służby w oddziałach bojowych (podobnie jak w Polsce), Izrael ma obowiązkową służbę wojskową tak samo dla mężczyzn jak i dla kobiet, bez taryfy ulgowej dla tych drugich. Kurdyjskie bojowniczki w tej chwili walczą z terrorystami z tzw. państwa islamskiego. Na całym świecie kobiety-żołnierze latają śmigłowcami, dowodzą oddziałami, siadają za sterami odrzutowców, zmagają się z "urokami" żołnierskiego życia i ryzykują życiem.
Nowa gra z serii "Battlefield" zwróciła mi uwagę na jeszcze jedna rzecz. Gdyby świadomość społeczno-polityczna tamtych czasów była inna, lub gdyby druga wojna światowa potrwała dłużej i po prostu nie byłoby już mężczyzn zdolnych do służby, to równie dobrze do okopów mogłyby pójść kobiety. I prawdopodobnie poradziłyby sobie tak samo dobrze (lub tak samo źle) jak mężczyźni. Bo nikt nie ma "predyspozycji" do wojny, a do jej horroru nie da się przygotować w czasie pokoju.
"Spójność historyczna" to mit
Pozostaje jeszcze temat "spójności historycznej" – czyli najmocniejszy (i w sumie jedyny) argument przeciwników kobiet-żołnierzy w "Battlefield V". Argumentują, słusznie, że kobiet nie było w oddziałach liniowych. To prawda, ale to samo dotyczy się choćby karabinu STG44, który jest dostępny na każdej mapie niezależnie od tego, w którym roku wojny jest ona umieszczona. Karabin wszedł natomiast do uzbrojenia Trzecie Rzeszy w 1944 i był niezwykle rzadką bronią.
"Battlefield V" nie jest grą spójną historycznie. Nigdy nie miał taką być, i żadna poprzednia część serii też taka nie była. Nie ma być też grą realistyczną. Gdyby taką był, to po pierwszej śmierci zabawa by się zakończyła, a tak możemy wskoczyć do walki zaledwie 10 sekund po naszym tragicznym zgonie. Cała seria "Battlefield" jest produktem rozrywkowym inspirowanym różnymi konfliktami. I dostarcza najwyższej klasy rozrywki. Dodatkowo jest produktem pop-kulturowym. W tej roli najnowsza części "Battlefield V" spełnia się świetnie przełamując stereotypu męskiego świata.
Szkoda tylko, że tak późno.