To prawdziwe legendy piłki nożnej. Nie masz pojęcia o ich istnieniu
Grali dla najlepszych drużyn, strzelali bramki w najważniejszych meczach. Do dziś pamięta ich wielu kibiców, choć tak naprawdę ci piłkarze nigdy zawodowo w piłkę nożną nie grali. Mimo to mają status legendy.
Najsłabszym zawodnikiem w "FIFA 18" jest…nie, tym razem nie Polak, choć w "FIFA 15" to mało zaszczytne osiągnięcie przypadło Piotrowi Żemło z Wisły Kraków. W najnowszej edycji najgorszy jest Tommy Käßemodel z FC Erzgebirge Aue. Umiejętności pomocnika oceniono tylko na 46 punktów, podczas gdy statystyki np. Roberta Lewandowskiego wynoszą powyżej 90.
Jest jeden haczyk - Käßemodel prawdziwym piłkarzem nie jest.
Käßemodel to tzw. kit-man, a więc w niemieckim klubie zajmuje się przygotowaniem strojów i sprzętu dla grających zawodników. Ale jak to się stało, że znalazł się w grze "FIFA 18"?
"Aby niemiecka drużyna mogła wziąć udział w ligowych rozgrywkach, skład seniorów musi zostać uzupełniony przynajmniej czterema wychowankami pochodzącymi z młodzieżowych struktur danego klubu. Niestety, wraz z początkiem nowego sezonu FC Erzgebirge Aue miało zaledwie trzech piłkarzy spełniających to kryterium" - pisze portal Spider’s Web.
Käßemodel zawiesił już buty na kołku, ale wcześniej w klubie rzeczywiście występował. I dzięki temu mógł uratować swoją ekipę, bo zalicza się do wychowanków. W tym sezonie FC Erzgebirge Aue podpisało z nim umowę tylko po to, żeby ominąć przepisy. Twórcy "FIFA 18" tego najwidoczniej nie wiedzieli albo chcieli trzymać się faktów - skoro został zarejestrowany, to znaczy, że gra.
I właściwie dzięki "FIFA 18" ma na występy szansę, bo w rzeczywistości nikt nie traktuje go jak profesjonalnego piłkarza - jego rola w szatni jest inna. Choć sądząc po statystykach, nawet na wirtualnym boisku nie da się powiedzieć, że Käßemodel gra. Jak mawia piłkarskie powiedzenie, grał to Deyna, a tacy słabeusze co najwyżej na murawie przebywali.
Käßemodel, co ciekawe, nie jest wcale wyjątkiem. Nieistniejący piłkarze dosyć często pojawiali się w grach o piłce nożnej. Tyle że w odróżnieniu od Niemca robili w nich zawrotne kariery, a wielkie kluby takie jak Real czy Barcelona miały ich w składzie.
Prawdziwą wirtualną legendą jest Polak Marcin Harasimowicz. Jeden z największych talentów w "Championship Managerze 01/02". Jeżeli kiedykolwiek graliście w tę grę, na pewno mieliście go w składzie. I tak jak inni gracze zastanawialiście się, kim Harasimowicz jest, dlaczego jeszcze nie gra w prawdziwej reprezentacji lub… czy w ogóle istnieje.
Jak mówił sam zainteresowany:
- Natomiast ten Marcin Harasimowicz, o którym mówimy – czyli ja – grał wtedy w Gwardii Warszawa, więc te informacje zostały podane zgodnie z prawdą. Niezgodnie z prawdą, jak się okazało po tych 12 latach, oceniłem jedynie swój piłkarski potencjał. Byłem wtedy wielkim fanem CM-a, angażowałem się w research, byłem cały czas blisko Sceny, więc postanowiłem sobie trochę te statystyki podciągnąć – do czego się przyznaję – co było, cóż, pomyłką, patrząc z perspektywy lat. Natomiast tak wyszło i w przyszłości rzeczywiście zaistniałem jako ta postać - tłumaczyła gwiazda gry w rozmowie z serwisem cmrev.com.
Harasimowicz grał w ówczesnej trzeciej lidze w Gwardii Warszawa, z czasem występował w niższych ligach. Trudno mówić tu o wielkiej karierze. Stał się za to wirtualną gwiazdą, bo zajmował się opracowaniem warszawskich drużyn, które miały trafić do gry. To właśnie tacy skauci-amatorzy decydowali o tym, jakie umiejętności miały kluby i występujący w nich gracze. Była też osoba, która to zatwierdzała - a w praktyce obniżała statystyki przyznawane często przez samych kibiców. W przypadku Harasimowicza i kilku innych zamknięto jednak oko na wyniki analizy.
- To było coś na zasadzie ciekawości, że mogę tak zrobić. Wiem, że cała Gwardia była wtedy przepakowana, ale w niej grałem, więc trochę inaczej na nią patrzyłem. Szczerze mówiąc, widziałem np. Jarka Świętochowskiego na treningu, chłopaka młodszego ode mnie – zapowiadał się świetnie. Nie odbywało się to na zasadzie przysługi koleżeńskiej, że Jarek to mój kumpel, więc mu podniosę statystyki. On chyba nawet nie grał w CM-a, nie miał o niczym pojęcia. Ja po prostu naprawdę wtedy wierzyłem, że może daleko zajść - tłumaczył Harasimowicz w rozmowie z portalem "Weszło".
Wirtualna kariera takich zawodników była imponująca. Grali w największych klubach świata, zdobywali bramki na mundialach, przyznawano im “Złote Piłki”. Oczywiście w świecie gry. Ale dla grających byli prawdziwymi sławami, co przyznawał sam Harasimowicz:
- Koledzy kojarzyli mnie z gry. Jakiś trener chciał mnie nawet zabrać na spotkanie z dziećmi do szkoły, bo podobno o mnie pamiętano. Dla mnie to było zawsze dziwne, że ktokolwiek może chcieć mnie w ogóle spotkać z uwagi na to, że byłem wirtualną gwiazdą w grze - mówił w wywiadzie dla cmrev.com.
Inną wirtualną legendą jest Paweł Kozub, gwiazda światowego formatu w “Football Managerze 2008”. Nie wiadomo jednak, czy jego zdolności w grze to efekt medialnego zamieszania, jakie wokoł niego wybuchło, czy może raczej kolejny element PR-owej układanki.
O Kozubie zrobiło się głośno, gdy media zaczęły pisać o piekielnie zdolnym 16-latku, który miał wyjeżdżać na testy do Anglii czy nawet Barcelony. A wszystko to dzięki bramkom zdobywanym w B klasie - a więc na bardzo niskim poziomie rozgrywkowym.
“Marketing pisał swoje historie, że strzelałem nie wiadomo ile w okręgówce i różne inne takie historie” - wspominał w wywiadzie z "Weszło" - "Mój menadżer miał kontakty w Stoke, wywiózł mnie tam na niezobowiązujące dwa tygodnie, co już zmieniało mój status w polskiej piłce, a co też można było <
Z kolei tak tłumaczył swój wirtualny talent w “Football Managerze 2008”:
“Sam nigdy nie grałem w gry, ale wiedziałem jak to funkcjonuje. Ktoś mi kiedyś pokazał, że jestem niesamowity, wszyscy sprzedają mnie za miliony, zarabiają krocie, a ja trafiam do tej Valencii czy Barcelony. Taki mój profil powstał z tego względu, że miałem iść do pierwszej drużyny, mój menadżer walczył o to do końca”.
Historie niedoszłych piłkarzy, którzy w wirtualnym świecie osiągali niesamowite sukcesy, są niesamowite. W końcu ich profile dawały radość tysiącom kibiców, którzy cieszyli się z ich bramek prawie tak samo, jakby zdobywali je na prawdziwej murawie.
Ich przykład pokazuje też, jak zmieniła się wirtualna piłka. Nieistniejące gwiazdy powstawały, bo piłkarze z niższych lig robili twórcom psikusa i podkręcali swoje umiejętności. Dziś to marketingowa machina. Wymyślony przez autorów “FIFA 18” Alex Hunter już reklamuje Coca-Colę i jest kumplem Cristiano Ronaldo. Wirtualny piłkarz ma stać się takim samym idolem, co piłkarze Barcelony czy Realu. Ale czy filmowy rozmach sprawi, że Hunter będzie zapamiętany tak samo, jak Harasimowicz, Kozub czy setki innych nieistniejących gwiazd? Nie sądzę.