Trwa ładowanie...

"The Division 2". Waszyngton przegrywa z Nowym Jorkiem, ale strzela się wybornie

Zrujnowany Waszyngton nie robi wielkiego wrażenia, ale to nie przeszkadza, by chcieć w nim spędzić wiele godzin. "The Division 2" mnie zagięło - niby nie rzuciło na kolana, a ciągle chce mi się do niego wracać.

"The Division 2". Waszyngton przegrywa z Nowym Jorkiem, ale strzela się wybornieŹródło: Materiały prasowe
d45uvel
d45uvel

Nie ma firmy, która byłaby częściej krytykowana za brak zmian niż Ubisoft. A gdy w końcu zdecydowali się na woltę i zamienili mroczny zimowy Nowy Jork z "The Division" na zrujnowany, ale gorący od słońca Waszyngton w "The Division 2" - i tak słychać narzekania. Nie dogodzisz.

"The Division 2": Waszyngton jaki... niestety znamy

Marudzić jednak muszę, bo ruiny amerykańskiej stolicy są strasznie nudne. Owszem, widok zdemolowanego Białego Domu, którego chronią barykady, rozpadające się kamienice, wraki pojazdów na ulicach - to powinno robić wrażenie. Ale nie robi, bo widzieliśmy to już kilkukrotnie.

Nie mogę zachwycać się przebijającą przez beton zielenią, bo ładnych kilka lat temu zachwycił mnie tym "Crysis 2". Biegające w "The Division 2" sarny i jelenie to nic w porównaniu ze sceną w "The Last of Us", kiedy widzieliśmy cieszące się wolnością w mieście żyrafy. Im bardziej "The Division 2" próbowało zachwycić gorącą, duszną atmosferą, tym bardziej myślałem o polskim "Dying Light".

Oczywiście frajdą może być patrzenie, jak wygląda Waszyngton po apokalipsie. Ciekawy jestem tekstu z serii "Architektura w grach", bo fachowe oko architekta na pewno doceni, jak wiernie twórcy odwzorowali prawdziwe miejsca. I jak je przerobili. Nie można powiedzieć, że Waszyngton w "The Division 2" jest nieciekawy czy brzydki, ale na mnie nie zrobił aż tak dużego wrażenia. Właśnie ze względu na ogólny klimat i stylistykę zrujnowanej stolicy.

d45uvel

"The Division 2": liczy się strzelanie

Jeżeli jednak od podziwiania krajobrazów macie biura podróży, a od gier oczekujecie akcji, "The Division 2" jest w stanie was zadowolić. To gra, w którą nie ma sensu grać samemu. A przynajmniej ja nie chciałem - ze względu na kiepską fabułę i historię, która kompletnie nie angażuje.

Za to kiedy obok nas biegają prawdziwi gracze - "The Division 2" zaczyna cieszyć. Nie trzeba mieć nawet znajomego, żeby czerpać frajdę z kooperacji. Przydzielani przez konsolę żywi współtowarzysze i tak rozumieją, o co we współpracy chodzi. Nie rozmawiam ze swoimi partnerami, ale wiemy, kiedy się osłaniać i w którym momencie przeprowadzić szturm.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Zresztą nie ma takiej potrzeby: na polu bitwy dzieje się sporo, ale chodzi przecież wyłącznie o to, by wykurzyć z okolicy wrogów. Raz robimy to na dachu sporego gmachu, innym razem przebijamy się przez bibliotekę, by za jakiś czas strzelać się na parkingu.

d45uvel

Przeskakujemy od przeszkody do przeszkody. Szukamy rozwalonego auta, żeby móc prowadzić ostrzał. Czujemy odpowiedzialność za siebie. Kiedy ginę, partner od razu podbiega, żeby uleczyć ranę i przywrócić mnie na polu bitwy. "The Division 2" stawia na współpracę i tym mnie kupiło.

Tym bardziej że wrogowie nie są głupi. Nie licząc tylko tych wariatów, którzy lecą na nas jak głupie zombie - kolejne skojarzenie z "Dying Light" od Techlandu. Ale wielu przeciwników stara się myśleć. Korzysta z osłon, próbuje zaskoczyć od różnych stron. Właśnie dlatego lepiej gra się z myślącym partnerem.

Materiały prasowe
Źródło: Materiały prasowe

Trzeba też przyznać, że w "The Division 2" każdy znajdzie coś dla siebie. Zbieracze oraz "udoskonalacze" sprzętu, ci, którzy lubią eksplorować mapę, zaglądając w każdy zakątek. Co jakiś czas wypada nowa broń, pancerz, uzbrojenie - idealnie, by tworzyć swoją postać. Ale jeśli macie bardziej niedzielne podejście, to "The Division 2" też ma argumenty, by was zadowolić.

d45uvel

Przyznaję, nie jestem łowcą skarbów, ale nawet mnie podobało się, że co jakiś czas zdobyć można nową giwerę, zdolność czy wskoczyć na kolejny poziom. Jednak nie to pchało mnie do akcji. Przyjemnie było mi strzelać do przeciwników robiąc to z innymi graczami. Ubisoft nie zepsuł kooperacji, wręcz przeciwnie - pozwolił się nią cieszyć. Chce się przejść jeszcze jedną misję, i jeszcze jedną, i kolejną.

"The Division 2": gra na długie godziny

Dołączanie do rozgrywki jest proste. Możemy poprosić o wsparcie przed zadaniem, które mamy wykonać, albo sami odpowiedzieć na prośbę o pomoc - wtedy gra przenosi nas do misji innego grającego. Możemy też skupić się na wspólnej eksploracji świata albo przejście losowej misji. Także po raz kolejny tej samej, żeby zdobyć punkty doświadczenia czy nowy ekwipunek. Nudy? Właśnie, że nie - bo wspólne strzelanie w "The Division 2" po prostu bawi.

Twórcy do "The Division 2" mają dodawać kolejne rzeczy, ale ja już bawię się nieźle. Przestałem zwracać uwagę na to, że wirtualny Waszyngton wcale mnie nie kręci. Ale za to strzela się świetnie i bardzo często chce się wrócić do gry - choćby na chwilę, by komuś pomóc albo wykonać misję.

Nawet mam o to do siebie lekkie pretensje. Bo "The Division 2" niczym mnie specjalnie nie zachwyciło. Nie ma czegoś, co powaliło mnie na kolana. A i tak mam ochotę do "The Division 2" wracać. Powstaje tylko pytanie, czy nowa gra Ubisoftu będzie przyciągać mnie tylko do końca miesiąca, czy może twórcom uda się sprawić, by była atrakcyjna także pod koniec sierpnia.

d45uvel
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d45uvel
Więcej tematów