"Star Citizen". Zebrali prawie 250 mln dol. Byli pracownicy oskarżają
Poprosili o 2 mln dolarów. Zebrali 250 mln. Mieli ukończyć prace w 2012 roku, dziś - końca produkcji wciąż nie widać. Byli pracownicy zdradzają, że "Star Citizen" nieprędko pojawi się na rynku. Wszystko przez nieodpowiedzialne szefostwo.
"Star Citizen" to gigantyczny projekt, biorąc pod uwagę, jak powstawał. Wszystko zaczęło się w 2012 roku, gdy nieznana szerzej firma Cloud Imperium Games zapowiedziała nowy projekt. I poprosiła graczy o wsparcie finansowe. Chodziło o masową, sieciową grę akcji, której wydarzenia rozgrywałyby się w odległej przyszłości w kosmosie. Początkowo chodziło tylko o 2 miliony dolarów - gra miała się ukazać w 2014 roku.
Twórcy zebrali jednak znacznie więcej. Na chwilę obecną suma wpłat wynosi prawie 250 mln dolarów. Projektowi daleko do szczęśliwego zakończenia. "Star Citizen" jeszcze nie zostało ukończone i nie zanosi się na to, by w najbliższym czasie doszło do premiery.
Końca prac nie widać. Z niedawno opublikowanego reportażu "Forbesa" wynika, że autorzy gry mają duże kłopoty z produkcją. Źródłem tych rewelacji są byli pracownicy, którzy oskarżyli szefów o nieumiejętne zarządzanie zespołem.
Zobacz też: Oto król Lotniska Chopina. Zwiedziliśmy giganta, który wozi łososia do Chin
Ich zdaniem produkcja gry się opóźnia, bo nad wszystkim kontrolę chce mieć szef Cloud Imperium Games, Chris Roberts. Sęk w tym, że lider czepia się nawet najdrobniejszych szczegółów. Opornie idzie mu też akceptowanie nawet małych prac czy projektów.
Jeden z byłych pracowników przyznał, że przez 17 miesięcy swojej pracy w zespole zdążył wykonać zaledwie… pięć postaci! Wszystko dlatego, że tak długo musiał czekać, aż szef da zielone światło jego projektom.
W efekcie "Star Citizen" dalekie jest od ukończenia - uważają byli pracownicy. A rozrastająca się produkcja pochłania olbrzymie sumy. Na same pensje w 2017 roku wydano 30 mln dolarów. Dziś wypłaty mogą pożerać jeszcze większą część budżetu, bo zwiększył się zespół twórców. Na początku 2018 studio liczyło nieco ponad 400 pracowników, natomiast dziś ekipa składa się z około 540 zatrudnionych.
"Forbes" uderza też poniżej pasa. W artykule wypomniano, że prezes w 2018 roku kupił posesję w Los Angeles za niecałe 5 mln dolarów. Rzekomo środki miały pochodzić z budżetu gry. Jednak jak zauważają growe media, Chris Roberts w branży jest od lat, ma na swoim koncie uznane serie (jak np. "Wing Commander") i można śmiało założyć, że jest majętnym człowiekiem.
Nie zmienia to jednak faktu, że w sprawie "Star Citizen" Federalna Komisja Handlu otrzymała 129 skarg. "Forbes" podkreśla, że gra nie jest oszustwem czy też próbą wyciągnięcia pieniędzy. Projekt się rozwija, lecz bardzo powoli. Autorzy zawiesili sobie poprzeczkę niezwykle wysoko i teraz mają problem, by sprostać własnym oczekiwaniom oraz tych, którzy wpłacili pieniądze.
To nie pierwszy raz, gdy media informują o kłopotach "Star Citizen". W 2017 roku pojawiły się pogłoski sugerujące, że twórcy będą musieli wziąć pożyczkę. Powód był prosty - kończyły się im pieniądze. Wprawdzie plotki zdementowano, ale dwa lata później dalej nie widać końca prac nad grą. Widmo pustego sejfu wciąż się czai.
Jedno jest pewne. Po tylu latach prac i tak dużej sumie zainwestowanych pieniędzy nikogo nie zachwyci co najwyżej udana produkcja. "Star Citizen" musi być wielkim hitem. Bo jeśli, to do historii przejdzie jako jedna z najbardziej spektakularnych porażek.