Recenzja "Hitman 2". Agent 47 wrócił. I ma 1001 sposobów na zabijanie
Poważny Agent 47, postać niemal tak charakterystyczna jak Lara Croft, przebiera się za flaminga i eliminuje cel. Ale spokojnie, "Hitman 2" to nie parodia filmów akcji, tylko wciąż bardzo wymagająca gra akcji o najlepszym na świecie skrytobójcy.
Wcielam się w elitarnego zabójcę, specjalistę od zadań niemożliwych, ukatrupiania gangsterów i wydobywania danych na wagę złota. Mam kilka zadań i kilka sposobów na ich wykonanie. Taki zawsze był Agent 47, bohater serii "Hitman", której losy ciągną się od 2000 roku. Ale spokojnie, nie musicie znać absolutnie żadnej z poprzednich części. Liczy się tu i teraz - wmieszać się w tłum, przejść niczym kot na zaplecze i wykonać misję. Cel uświęca środki.
Tatuaż, korki, ciuchy
Rzadko się zdarza, żeby dwóch bossów kartelu znajdowało się w tym samym czasie i w tej samej posiadłości. Muszę to wykorzystać. Przedostaję się do wioski niczym z planu "Narcos" i muszę znaleźć sposób, żeby dostać się do hacjendy. Pomagają turyści, którzy w rozmowie między sobą rzucają, że jednego z gangsterów ma wytatuować sławny artysta. Szybko znajduję go w lokalnym barze. W rozmowie przez telefon wyznaje, że jest przerażony. Trudno mu się dziwić, skoro jego klient - niczym Pablo Escobar - zabija przypadkowych ludzi dla samej frajdy. Barman wcale go nie pociesza mówiąc, że to rzeczywiście niebezpieczny typ. Cóż, tatuażysta ma rację - o własnych siłach z tej miejscowości nie wyjedzie. Nie wie jednak, że problemy zaczną się zanim ten przekroczy próg posiadłości.
W barze znajduję kluczyk do piwniczki. Drzwi znajdują się za plecami barmana, więc nie mam szans przejść niezauważonym. Wychodzę na powietrze i znajduję wyłącznik prądu w lokalu. Kiedy gasną światła i przestaje grać muzyka, szef wychodzi sprawdzić korki, a ja w tym czasie przemykam się na zaplecze. Szybko przypominam sobie, że jestem w Kolumbii. Dwóch ulicznych żołnierzy liczy pieniądze, które pewnie pochodzą z handlu narkotykami. Dwa szybkie strzały z pistoletu z tłumikiem kończą ich pracę. Na wszelki wypadek chowam ciała do szafy. Mógłbym się przebrać za jednego z nich i spróbować w ten sposób wejść do posiadłości, ale mam inny pomysł. Znajduję trutkę na szczury i przypominam sobie, że tatuażysta ciągle pociągał z butelki.
Gdybym wsypał trutkę przy wszystkich, od razu zrobiłaby się afera. Powtarzam numer z korkami. Tatuażysta akurat wyszedł przed lokal, barman sprawdza prąd, goście baru zajmują się swoimi sprawami. Szybko wykorzystuję okazję i dosypuję co nieco dla "smaku". Środek działa błyskawicznie. Artysta pracujący na zlecenie gangstera leci do toalety, a ja od razu za nim. Na problemach z brzuchem się nie kończy, ponieważ wkraczam do akcji. Ogłuszonego tatuażystę wyciągam przez okno w toalecie na podwórko. Stoi tam kontener, w którym ukrywam chłopaka. Teraz wystarczy wskoczyć w jego młodzieżowe ciuchy, przykryć charakterystyczną łysinę czapką z krzywym daszkiem i zająć się prawdziwym celem…
Zdradziłem wam za dużo? Spokojnie. Może kilka lat temu tak dokładny opis popsułby komuś zabawę, ale z "Hitmanem 2" jest inaczej. Tu nie ma jednej, słusznej drogi do celu, najlepszego rozwiązania. Denerwując was lekkim spoilerem, chciałem pokazać największą zaletę "Hitmana 2". Nie tylko ogromną swobodę w przechodzeniu misji, ale też to, że opcji na jej ukończenie jest mnóstwo.
Hitman 2: eliminuj jak chcesz
Lokacji jest sześć. Jeśli jednak myślicie, że to niewiele, jesteście w błędzie. Każdą misję da się rozegrać na wiele sposobów. Przechadzając się po lokacjach i podsłuchując mieszkańców, otwierają się kolejne ścieżki wyboru. Gdy już dotarłem do posiadłości, mogłem wyeliminować członków kartelu jako kucharz, jeden z ochroniarzy albo lokaj. Mogłem też kontynuować zabawę jako tatuażysta. Improwizowałem i zmieniałem stroje jak leci, ale już wiem, że za chwilę wrócę do tej misji i będę kontynuował zadanie jako tatuażysta-zabójca. "Hitman 2" każe nam wyeliminować złoczyńców, a jak to zrobimy, to już nasza sprawa. To największa zaleta.
Po "GTA V" czy "Red Dead Redemption 2" otwarty świat w "Hitmanie 2" może nie robić takiego wrażenia. Mapy, choć spore, nie powodują, że żałujemy braku pojazdów. Wszędzie dojdziemy bez problemu pieszo, a dróg i ścieżek jest naprawdę wiele. Trzeba kombinować i analizować. Szukać okazji. Nie popełniać błędów. Nie zamkniesz drzwi przy ogłuszaniu wroga w toalecie? Ktoś może cię zauważyć i zacznie się draka. Dasz się nagrać na kamerze i w zarejestrowanym stroju przeprowadzisz zbrodnię? Ucieczka nie będzie łatwa.
Owszem, "Hitman 2" momentami jest nielogiczny. Dlaczego po wypadku córki, który oczywiście spowodowałem ja jako Agent 47, jej ojciec - kolejny cel do wyeliminowania - w ogóle się tym nie przejmuje? Jak to się dzieje, że swoim przebraniem wzbudzam podejrzliwość tylko u wybranych strażników mających kropkę nad głową, a dla reszty jestem kumplem w pracy? Mogę sobie tłumaczyć to tym, że kucharz w posiadłości zarabia 5 zł na godzinę i nie zwraca uwagi na resztę współpracowników, a "kierownik ochrony" ma bardziej odpowiedzialne zadanie i się przykłada. Ale sam fakt, że muszę wymyślać tłumaczenia dla twórców i się nad tym zastanawiać, pokazuje, że w tym idealnym skradankowym systemie nie wszystko gra. Chociaż prawdę mówiąc - to tylko czepianie dla czepiania się, a nie coś, co zniechęca do przechodzenia misji.
Hitman 2: piaskownica dla zabójców
"Hitman 2" nie jest grą z tak dużym otwartym światem, jak "GTA V" czy "Red Dead Redemption 2", ale moim zdaniem i tak spełnia wszelkie warunki, by być idealnym sandboksem. To wystarczających rozmiarów plac zabaw, który pozwala nam na różne sposoby eliminować zbójów. Im kreatywniej, tym lepiej. Im trudniej, tym satysfakcja większa.
Najpierw pozwalałem, aby gra prowadziła mnie za rączkę. Z czasem sam stawiałem sobie poprzeczkę wyżej. Byłem zły, gdy jeden z celów wyeliminowałem stojąc na gzymsie i przez otwarte okno, niezauważony, wystrzeliłem pocisk z pistoletu z tłumikiem. Skuteczne, ale jakże banalne! Chciałem wczytać grę, by bardziej się wysilić, ale od razu byłem ciekawy, co wymyślili twórcy na kolejnej mapie.
Czerpanie frajdy z wymyślnego zabijania przeciwników? Zabrzmiałem jak stereotypowy psychol. Zresztą nie przez przypadek seria "Hitman" zajmowała wysokie lokaty w plebiscytach na najbrutalniejszą produkcję. To jednak nie zabawka dla sadystów. Wprawdzie nie polecałbym tej gry na Mikołajki dla trzecioklasistów (wg PEGI polecane od 18 roku życia), ale przemoc jest tu bardzo umowna - przypomina usuwanie pionków, a nie masakrowanie dla samej przyjemności, upajania się fontannami krwi. Twórcom udała się trudna sztuka. Sprawić, żeby z jednej strony "symulacja" płatnego zabójcy była skomplikowana i trzymała poważny klimat, a z drugiej nie była pożywką dla maniaków. Sam fakt, że autorzy zachęcają do tego, aby wykonywać misję na różne sposoby, włącznie z przebieraniem się za pluszowego flaminga, najlepiej pokazuje, że to tylko zabawa w zabijanie. Nie tak beztroska i absurdalna jak np. w "Just Cause", ale i tak widać, że twórcom daleko do nadęcia.
Film klasy H
Do takiego podejścia zachęca fabuła, która w "Hitman 2" jest po prostu pretekstem do wykonywania kolejnych misji. Ale i tak rozczarowuje sposób jej przedstawiania. Oglądamy nie filmiki, a raczej coś w stylu pokazów slajdów z dźwiękiem. Przypominają się lata 90. Ci, którzy nie są z serią od początku, raczej szybko będą odpuszczać seans. Zostaną jedynie osoby chcące poznać niuanse losów Agenta 47. Nowi nie zostają zachęceni, by poznać, co działo się wcześniej.
Pod względem technicznym "Hitman 2" w ogóle kuleje. Nie jest to brzydka gra, ale oprawa nie może zachwycić. Aż takiego wrażenia jak dwa lata temu nie robi tłum przechodniów, który pozwala się ukryć przed wzrokiem podejrzliwych strażników. Pamiętam, że w "Hitmanie" z 2016 zaskoczyły mnie żywe tłumy na ulicach. Najnowszej części nie udało się tego osiągnąć. Nijaka jest ścieżka dźwiękowa. Dawniej wyróżniała się i chciało się jej słuchać po wyłączeniu gry. Dzisiaj nie mogę sobie przypomnieć żadnego dźwięku z nowej produkcji.
Za to "Hitman 2" napakowany jest zawartością. To chyba forma zadośćuczynienia - "Hitman" z 2016 roku ukazywał się w formie epizodów, co rozwścieczyło fanów serii. Teraz od razu dostajemy wszystkie plansze, a do tego dochodzą odświeżone mapy z "jedynki" (tej z 2016 roku, a nie z 2006 roku - "powrót" do numerków wprowadza lekkie zamieszanie…). Mało? Są dwa tryby sieciowe, w których strzelamy ze snajperki albo rywalizujemy ze znajomym o to, kto pierwszy wyeliminuje cel. A przecież sześć map z fabuły i możliwość ich przejścia na wiele sposobów już sprawia, że "Hitman 2" to gra na długie godziny.
"Hitman 2" nie jest rewolucją. Drobne nowości, jak możliwość pozostawienia walizki z bronią w wybranym przez siebie miejscu czy też kamera pokazująca wydarzenie niezauważalne dla nas, to ciekawe urozmaicenia. Nie oskarżałbym twórców o brak większych innowacji. Nowe zadania nie nudzą, więc skoro mają sprawdzoną formułę, to warto ją wykorzystać. Nie można też narzekać na odgrzewanego kotleta, jeśli misje bawią i niemożliwe jest odłożenie gry po czterech godzinach zabawy. "Hitman 2" zadowoli fanów serii, ale będzie też świetnym początkiem dla tych, którzy od tej odsłony zaczną przygodę z cyklem. Możliwość dostosowania gry pod siebie sprawia, że to produkcja dla każdego. Mocny kandydat do pierwszej dziesiątki najlepszych tegorocznych gier.