Raport Ubisoftu o cyfrowych dodatkach. To będzie kierunek branży na lata
Wchodzimy do sklepu, kupujemy grę, instalujemy ją i gramy. To koniec wydatków? Niekoniecznie. Dziś praktycznie każdy duży tytuł oferuje dodatkowo płatne misje, gadżety i ozdoby. To duży przychód dla twórców. Ale zaskoczeniem jest fakt, że zysk firmy z dodatków był większy niż z samych gier.
466.2 milionów euro - taki jest dochód francuskiego Ubisoftu w pierwszym półroczu rozliczeniowym w 2017-2018 roku, z czego aż 342.6 milionów to dochód ze sprzedaży cyfrowej. Jednak ciekawsza jest inna informacja. Z kwoty dochodu za cyfrową sprzedaż 168 milionów euro to sprzedaż pełnych wersji gier, a aż 175 milionów to sprzedaż szeroko rozumianych dodatków do gier, które określa się popularnie mianem DLC (zawartość do pobrania) lub mikrotransakcji.
10 lat temu ich obecność budziła oburzenie. Dziś na porządku dziennym jest już to, że twórcy gier i programów oferują dodatkowo płatne usługi. Abonament, ulepszenie posiadanej wersji, dodatkowe elementy, wirtualne przedmioty, usunięcie reklam. W przypadku gier najczęściej uiszczanie dodatkowych opłat nie jest konieczne - ale już od fantazji twórców i wydawcy zależy to, czy wpłynie to na rozgrywkę.
20 lat temu do gry nie trzeba było nic dokupić
Gracze starszej daty przyzwyczajeni byli do tego, że kupowali pudełko z grą i na tym ich wydatki się kończyły. Ewentualnie po roku ukazywał się pełnoprawny dodatek, wprowadzający kilka-kilkanaście godzin nowej zabawy. To zaczęło się zmieniać. Jednym z pamiętnych momentów była premiera gry "The Elder Scrolls: Oblivion" w 2006 roku. Posiadacze wersji na Xboksa 360 mogli zakupić za symboliczną kwotę dodatkowo... zbroję dla konia. Znamienny pomysł został początkowo mocno obśmiany.
Lata mijają i dziś "zbroje dla konia" nikogo nie dziwią. Normą jest, w przypadku gier o dużych wydawców, że w momencie premiery czy tuż po niej* możemy powiększyć grę o drobne pojedyncze misje. Albo specjalne wzory dla broni czy ubrania bohatera*. Takimi dodatkami, nazywanymi DLC, kuszeni są też nabywcy wersji przedpremierowych czy kolekcjonerskich. Specjalne edycje posiadają z reguły drobne dodatki niedostępne dla reszty graczy. Z kolei darmowe gry, pokroju "World of Tanks", wypełniają dziesiątki modeli czołgów czy elementów do dokupienia.
Oprócz tego są "season passy", czyli swoiste abonamenty, dzięki którym otrzymujemy wszystkie duże rozszerzenia do gier. Ale co firma, to inne podejście do DLC. Twórcy "Wiedźmina 3" chlubią się tym, że stawiają na długie, nowe przygody. Twórcy gry "Dying Light", drugiego polskiego superhitu, zaczęli akcję 10 darmowych DLC w 12 miesięcy. Tymczasem na Zachodzie dominują drobne płatne dodatki. Jedne są czysto ozdobne, inne mają wpływ na grę i czasem zaburzają balans, dając fory tym, którzy zapłacili dodatkowe pieniądze.
Przypadek Ubisoftu nie jest żadnym zaskoczeniem, ale pozwala utwierdzić się w przekonaniu o roli DLC w procesie tworzenia gier. Jaki to będzie miało efekt dla nas, graczy? Z pewnością jesteśmy świadkami tego, że coraz więcej wiodących produkcji będzie je oferowało, a my musimy się przyzwyczajać się, że podpinamy konto pod platformę z grą. Również wydawcy będą mniej skłonni do tworzenia starczających na kilka godzin gier single player, tylko skupią się na tytułach sieciowych. Bo to właśnie granie przez sieć najbardziej zachęca do kolejnych zakupów.
_Otwieranie paczek w "Call of Duty: WWII"
W roku 2017 wzrastającym trendem są loot boxy, czyli skrzynki z nagrodami otrzymywane losowo lub po każdym rozegranym meczu. W "Counter-Strike'u" z otwierania paczek z przedmiotami wielu youtuberów robi regularne seanse dla widzów. Ale tu znaleźć możemy wyłącznie nowe ozdoby. W innych grach zdobędziemy elementy mające wpływ na rozgrywkę. Z tego powodu ostatnio przez sieć przelała się fala krytyki wersji beta gry "Star Wars Battlefront II". Twórcy szybko stwierdzili, że muszą zmienić swój oryginalny pomysł.
Przez lata przyjęło się w sieci wieszać psy na DLC. Moim zdaniem, dopóki nie są to elementy, które faktycznie wpływają na balans i dają bogatszym (czy bardziej rozrzutnym) uprzywilejowanie, wszystko jest w porządku. To samo się tyczy tytułów dla jednego gracza. Jeśli fabuła jest kompletna, każdy dodatek to... no właśnie, dodatek.