Nowa moda. Zapłać więcej, żeby zagrać jako pierwszy
Wydawcy gier znaleźli sposób, żeby zarabiać więcej. To dwie daty premiery - jedna dla tych, którzy chcą zapłacić i druga, późniejsza, dla reszty.
Kiedyś, żeby dostać grę przed wszystkimi, trzeba było mieć szczęście - np. trafić na sklep, który wyśle grę na dwa dni przed premierą i listonosza bądź kuriera, który szybko ją dostarczy. Można też było udać się na "nocną premierę", na której gorący hit sprzedawano zaraz po północy. Najwięksi fani zarywali nockę, by wystać swoje w kolejce, a później grać do samego rana. Ale nie każdy tytuł w Polsce mógł liczyć na taką imprezę, więc... wracamy do punktu pierwszego. Najważniejsze było szczęście.
Teraz jest inaczej, bo pierwszeństwo kosztuje. I to dosłownie. "Gry mają dzisiaj dwie daty premiery. Za wcześniejszą musisz dopłacić" - zauważa portal Gry-Online. Serwis przygotował zestawienie największych jesiennych premier, wyliczając, ile trzeba zapłacić, żeby dostać grę przed innymi.
Rekordzistą jest pod tym względem "Assassin’s Creed Odyssey". Kupując edycję pozwalającą zagrać na 3 dni przed oficjalną premierą, trzeba było do standardowej ceny dopłacić ok. 130 zł. To daje 43,33 zł dopłaty za dzień!
Ok. 130 zł dopłacić trzeba było również do wcześniejszych wydań takich produkcji jak "Hitman 2", "Forza Horizon 4" czy "NBA 2K19". Tyle że dostawało się grę na cztery dni przed premierą, więc przelicznik "dopłata za dzień" był nieco korzystniejszy. Ale wciąż spory, w okolicach 30 zł za dzień.
Kto chce, ten płaci - można powiedzieć. Wcześniejszy dostęp to też swego rodzaju przywilej, a wszelkie usługi kosztują. Tyle że w tym przypadku mamy do czynienia z nieco niesprawiedliwym podejściem. Płacący wcześniej osiągają realną przewagę na wirtualnym polu bitwy. Jeśli ma się więcej czasu na grę w trybie multiplayer i poznanie zasad, to szybciej opanuje się reguły i wyćwiczy schematy. Dołączenie do gry osoby, która nie zdecydowała się na wykupienie wczesnego dostępu, może być więc bolesne - na każdym kroku będzie się przegrywało. O ile 3-4 dni to nie jest tak duży czas na wypracowanie przewagi, tak co się stanie, gdy wydawcy pójdą krok dalej i zaproponują np. dwa tygodnie wcześniejszego dostępu?
Wcześniejszy dostęp podnosi cenę i tak nietanich już gier. A w przypadku tych darmowych jest szansą na to, by twórcy mogli zarobić i np. w ten sposób sfinansować dalszą produkcję. Obecnie za "Dying Light: Bad Blood" od polskiego studia Techland trzeba zapłacić, ale w dniu premiery gra przejdzie na model free-to-play. To oznacza, że rozgrywka będzie darmowa, a twórcy będą zarabiać na mikrotransakcjach - tak jak autorzy "Fortnite". Na premierę pełnej wersji trzeba poczekać co najmniej do 2019 roku. Niecierpliwi mogą zagrać już teraz, o ile sięgną do portfela.
W fazie wczesnego dostępu "Dying Light: Bad Blood" jest grywalny po zakupieniu Pakietu Fundatora, który nie tylko zagwarantuje przedpremierowych dostęp do gry, ale zapewni pierwszym graczom ekskluzywną zawartość. W cenie 59,99 zł Pakiet Fundatora oferuje wirtualną walutę do wykorzystania w grze, przedmioty, których wartość kilkakrotnie przekracza jego cenę, oraz Przepustkę Fundatora, dzięki której gracze otrzymają 3 legendarne skórki w ciągu 3 miesięcy od premiery wersji Early Access.