Nowa forma zabawy jak hazard. Polska w koalicji przeciwko lootbooksom
Wirtualne przedmioty, ale problem prawdziwy. W zabawie, która momentami bardzo przypomina hazard, w grę wchodzą olbrzymie pieniądze. I ryzyko uzależnienia. Dlatego Polska wraz z wieloma innymi państwami chce wyjaśnić kwestię lootboksów.
Idea stojąca za lootboksem jest prosta. Siadamy do gry sieciowej i rozgrywamy mecz. Na koniec gra losuje, kto dostanie "paczkę z łupem". Albo takową dostają wszyscy. Możemy też kupić ją za realne pieniądze. Skrzynkę otwieramy i znajdujemy w niej pakiet losowych rzeczy. Zazwyczaj to dodatkowe elementy, które nijak nie wpływają na rozgrywkę. Ot, nowy strój dla bohatera, "skórka" moro na karabin czy fikuśny kapelusz na głowę. Miłe urozmaicenie, którym możemy się pochwalić przed innymi graczami. Albo sprzedać i zarobić sporo pieniędzy - pewna wirtualna skórka do broni w "Counter Strike: Global Offensive" została sprzedana za 61 tysięcy dolarów. Im bardziej unikatowy przedmiot się trafi, tym większa szansa na czysty zysk.
- Dlatego skrzynki są tak podobne do hazardu. Trudno nie poczuć tego zastrzyku dopaminy na moment przed odkryciem zawartości - pisał Grzegorz Burtan na łamach WP Gry. - To jak z jednorękim bandytą. Nie wiadomo, czy rozbijemy bank, trafiając na coś bardzo rzadkiego, czy obejdziemy się smakiem, gdy przed oczyma stanie nam najbardziej pospolity przedmiot o znikomej wartości. W końcu tym pierwszym możemy pochwalić się przed innymi, czy to na meczu czy na YouTubie, a rzadkie rzeczy można zawsze sprzedać - dodał.
O tym, że loot boksy mogą zachęcać do hazardu, mówił w rozmowie z WP Gry Tadeusz Zieliński, game designer i animator sceny esportowej.
- Najlepszym dowodem na skalę problemu są dziesiątki tysięcy ludzi oglądających streamy, na których ktoś przez godzinę otwiera rzeczone lootboksy. Oglądałem kiedyś namiętnie pokera i to są mniej więcej te same emocje - mówił twórca ze studia Flying Wild Hog.
I właśnie to zwróciło uwagę polityków. Jak informuje Eurogamer, Polska wraz z 14 innymi europejskimi państwami - w tym Wielką Brytanią, Francją i Włochami - oraz komisją hazardową z Waszyngtonu podpisała dokument, którego celem jest uregulowanie kwestii lootboksów. Polskę reprezentował Paweł Gruza, były podsekretarz Ministerstwa Finansów.
Mowa tu głównie o walce ze stronami, które zajmują się wymianą wirtualnych dóbr na pieniądze. Państwa zobowiązały się również naciskać na twórców, by ci dokładnie sprawdzali, czy ich lootboksy nie zahaczają o hazard. Można się domyślać, że każde "efektowne" przedstawianie losowych nagród trafi na czarną listę.
Polska już wcześniej zwróciła uwagę na problem. Choć wówczas konkretnego stanowiska zabrakło:
"Na bieżąco monitorujemy i analizujemy sygnały dotyczące organizacji przedsięwzięć, które mogą zawierać elementy losowe, jak również działania państw członkowskich w tym obszarze" - komentowało w kwietniu Ministerstwo Finansów w rozmowie z rp.pl.
Inaczej jest w Belgii, gdzie lootbooksom kraj wypowiedział prawdziwą wojnę. Na żądanie tamtejszych władz, większość twórców zdecydowała się wycofać skrzynie ze swoich produkcji. Ale nie wszyscy. Jeden z największych wydawców na świecie nie zgodził się usunąć skrzynek z gry "FIFA 18" na belgijskim rynku. Sprawę może rozstrzygnąć sąd.
W grę wchodzą duże pieniądze. Z brytyjskich badań wynika, że aż 10 proc. tamtejszej młodzieży kupowało skórki, licząc na to, że uda im się je później odsprzedać z zyskiem lub obstawiać mecze. Ten odsetek wynosi około 448,744 dzieci w wieku 13-18 lat w samej tylko Wielkiej Brytanii. Z szacunków wynika, że całkowita wartość skórek w 2018 r. przekroczy 10 miliardów funtów.