Man of Medan. Raport z zaginionego statku
Raport ten zawiera relację z akcji Man of Medan, której zadaniem było sprawdzenie co tak naprawdę stało się ze statkiem SS Ourang Medan. Na szczęście nie działałem sam. Po raz pierwszy w tego rodzaju misji towarzyszył mi kompan, który miał równie duży wpływ na jej losy.
To był dziwny dzień. Przełożony przekazał mi, że mam przebyć kilka mil i na własną rękę sprawdzić o co chodzi z tym Medanem. Nie miałem wyboru. Wyruszyłem w podróż. To co zastałem na miejscu zapamiętam już na zawsze.
19 lipca 2019 roku
Kiedy tam dotarłem okazało się, że początek całej sprawy wziął się z jakiegoś parszywego azjatyckiego portu. Nienazwanego i zagubionego w czasie i przestrzeni. Nie byłem tam sam. Wysłano jeszcze innych z zamiarem sprawdzenia tego co się dzieje na tych wodach. I chyba to miejsce podziałało tak magicznie, że do umysłu wkradła się nam przerażająca wizja przeszłości, która ujawniła co się stało na przeklętym Ourang Medan.
Lata 30. lub 40. XX wieku?
Widziałem jakiegoś żeglarza… Nie. Byłem nim! I nie byłem sam. Wędrowaliśmy z moim kompanem po dziwnym azjatyckim porcie. Regularna przerwa w podróży. Wymieniliśmy kilka konwersacji i przy każdej z nich miałem wrażenie, że nasza rozmowa może zostać ukierunkowana na trzy różne ścieżki, w zależności, co zdecyduję mu się powiedzieć. Lub też nie powiem kompletnie nic. To uczucie powtarzało się później za każdym razem kiedy z kimś rozmawiałem.
Zabijając czas poszedłem trochę powalić pięściami w miejscową maszynę do walki. Dziwna drewniana figura z tarczami, obsługiwana przez jakąś młodą Azjatkę. Ale odwinąć się i zadać mi cios to ta maszyna potrafiła. Nie wiem gdzie był mój towarzysz, ale miałem wrażenie, że to co robi, każdy jego ruch, będzie miał później spore znaczenie. Dziwne.
Potem trafiłem na wróżbitę. Sędziwego i specyficznego jak cała okolica. Powiedziałem, żeby powiedział mi, co się dzieje u moich dzieci… Dzieci?
W końcu ponownie spotkałem mojego kompana. Wróciliśmy na statek. Ostatecznie nieco pijani. I mieliśmy pecha, bo dostaliśmy za to w pysk od przełożonych. Straciłem przytomność.
SS Ourang Medan
Obudziłem się zamknięty w pustej celi. Wszędzie unosił się jakiś zagadkowy, nieznany mi zapach. Zacząłem się szwędać. Podszedłem do wąskiej szafki na końcu i otworzyłem ją, tak po prostu, zupełnie bez powodu. Wypadł z niej trup.
To był trup jednego z marynarzy. Wydarłem się głośno. Ciało miało zawieszone kluczyk na szyi. Przynajmniej tyle. Przynajmniej stąd wyjdę.
Na korytarzu spotkałem zagubionego kompana, z którym wcześniej zalaliśmy się w trupa. Też nie miał pojęcia co się dzieje i cała sytuacja nie napawała go optymizmem. Przeciskaliśmy się wąskimi podpokładowymi korytarzami. Nagle zamarłem – wydawało mi się, że coś z ogromną szybkością przebiegło tuż obok nas. Po drodze mijaliśmy kolejne trupy. Wziąłem od jednego karabin.
Nawet nie wiem kiedy mój towarzysz zniknął mi z oczu.
W końcu trafiłem na pokład. Pokład wypełniony stosem ciał z przerażająco otwartymi ustami i wybałuszonymi oczami. Byłem przerażony. Ponownie tajemnicza postać przebiegła tuz obok mnie. I w końcu zobaczyłem ją bardzo wyraźne.
Mały chłopiec. Mały, przegniły, przerażający trup chłopca. Żyjący trup. Minął mnie i wbiegł do pobliskiej szafki. Długo się nie zastanawiając wyjąłem broń i ostrzelałem ją kilkunastoma seriami. A potem podszedłem i otworzyłem jej drzwiczki.
Chłopiec otworzył swoje puste, białe oczy. Moje serce nie wytrzymało.
To dopiero początek…
Obudziłem się… (tak, dzięki Bogu, obudziłem się) w zupełnie innym miejscu. Znowu w XXI wieku. I znowu byłem zupełnie inną osobą. Młodym mężczyzną na małym statku. Obok mnie był mój brat. Brat?
Tylko to morze… To morze, na którym byliśmy wydawało się bardzo znajome. Ale to już materiał na inny raport, inną historię. Mam wrażenie, że ona tez nie zakończy się za dobrze.