Kochano je dwie dekady temu. Do teraz nic się nie zmieniło
Pewne rzeczy są pewne – jak śmierć, podatki, czy przekonwertowanie oryginalnego "Dooma" na nową konsolę. Nowsze i starsze gry pojawiają się i znikają, ale kilka tytułów z lat 90. nigdzie się nie wybiera. Ba, mają ciągle oddaną rzeszę fanów.
Dwie dekady to w popkulturze całe wieki. W branży gier, tak zależnej od technologii to jeszcze więcej czasu. Widać to zwłaszcza wtedy, kiedy porównamy do siebie marki gier, które są dalej produkowane.
Na początku wspomniałem "Dooma" – nieprzypadkowo zresztą, bo ostatnia odsłona cyklu pojawiła się na komputerach w 2016 roku. Tymczasem pierwsze części, wydane ponad dwie dekady temu, są nie tylko ciągle ogrywane, ale wspierane, modowane i przerabiane na wszelkie sposoby przez fanów. Dzieło id Software nie jest oczywiście jedyne – dość wspomnieć takie tytuły jak "Quake" i "Golden Eye". Czemu ludzie dalej o nich mówią po tylu latach? Sprawdźmy.
Nostalgia
Kultura retro jest ciągle na fali – niedługo w kinach pojawi się amalgamat postaci z lat lepiej lub gorzej pamiętanego dzieciństwa, czyli "Ready Player One". Nie mówiąc o tym, że część dużych graczy na growym rynku przestawili trochę tory z tworzenia oryginalnych produkcji na niekończącą się serię rebootów, remasterów i sequelów. Jeśli grasz w takiego "Wolfensteina" bądź "Dooma" właśnie, to warto sobie odświeżyć stare edycje, prawda? Zwłaszcza, że są dostępne w dystrybucji cyfrowej, więc nie trzeba się martwić o ich kompatybilność.
Ba, nawet twórcy nowych wersji umieszczają w swoich grach easter eggi, związane ze starszymi odsłonami. W "Wolfenstein: New Order" możemy zagrać poziom z klasycznej wersji z 1991 roku, a w "Super Mario Odyssey" możemy odblokować wygląd najsłynniejszego włoskiego hydraulika z wersji na Nintendo 64.
Moderzy
Nic tak nie przytrzymuje tytułu przy życiu, jak oddana fanbaza - wtedy żywotność tytułu może być przedłużana właściwie w nieskończoność.
Spójrzmy na wydany na Nintendo 64 "Goldeneye 007" – cyfrową adaptację przygód James Bonda za kadencji Pierce'a Brosnana z 1997 roku. W tym roku pojawiła się modyfikacja, która łączy uniwersum agenta 007 z postaciami znanymi z gier o Mario. Wszystko oczywiście jest w pełni grywalne, a twórca wideo dziękuje deweloperom za jedną z najlepszych gier FPS w historii.
Podobnie jest zresztą z Doomem – tworzony do niego od 2010 roku mod "Brutal Doom" dodaje coraz to nowe plansze, bronie, animacje i wrogów, wyciskając z leciwego silnika ostatnie soki. Ba, pojawił się nawet swoisty dowcip – odtwarzanie oryginalnej gry na przeróżnych urządzeniach. Tutaj można znaleźć galerię urządzeń, na której ją odtworzono. Jest też polski wątek – Mikołaj "Sos Sosowski" Kamiński" zemulował Dooma na pianinie. Efekt jest dostępny do obejrzenia poniżej.
W epoce wirtualnej rzeczywistości, grafiki 4K i 60 klatek na sekundę, ludzie dalej czekają na aktualizację swojej ulubionej gry z dzieciństwa. Tutaj musi być coś więcej, niż stwierdzenie, że "kiedyś to były gry, teraz nie ma gier".
Mechanika
W końcu nie można było pominąć tego jakże istotnego elementu – wszystkie wspominane tytuły były niesamowicie grywalne. Na jednej z grup dla fanów gier zapytałem, co takiego widzą w "Doomie". "Bo to zaj**sta gra?" – to była jedna z odpowiedzi, ale wszystkie były utrzymane w podobnym tonie. Czy jednak można się dziwić internauto? Każda wspomniana produkcja miała własny klimat, design poziomów, arsenał broni, dynamikę i potwory do ubicia. A to przenosi nas do…
Wyzwanie
Ciekawe ogląda się słowa George'a Romero, stojącego za większością kultowych już tytułów, które to opisano. Zapytany o nowe gry, stwierdza jasno: nie ma w nich wyzwania, nie powodują, że gracz musi się wysilić. Są po prostu słabe. Produkcje z lat 90? One wymuszały maksymalne skupienie, były trudne, a gracze to uwielbiali, bo satysfakcja płynąca z przejścia kolejnego etapu była niesamowita.
Ba, dalej zresztą gra się w nie, by przesunąć granicę trudności jeszcze bardziej. Kolejne mody jeszcze bardziej urozmaicają rozgrywkę, ale i czynią ją wymagającą. "Teraz nie gra się w nie for fun. Teraz wyciska się z nich ostatnie soki na najwyższych poziomach trudności" – Tak można podsumować motywacje, jakie stoją za kolejnymi odsłonami fanowskich zmian.
Innowacyjność
I tu warto podsumować wszystkie te tytuły słowem, które znajduje się powyżej. Żadna z tych produkcji nie była pierwsza w swoim gatunku, ale doprowadzała do perfekcji jego poszczególne cechy. "Doom" był szybką i brutalną rozgrywką, która wymagała kociej zręczności, "Goldeneye 007" miało jeden z najlepszych trybów multiplayer w latach 90. i świetną mechanikę strzelania. "Super Mario 64" to podstawa trójwymiarowych platformówek, gdzie otwarty świat i kolorowy świat wypełniały znajdźki oraz sekrety, a "Quake'a" pamiętamy za gotycki klimat i trzecią część, "Arenę", która zdefiniowała wraz z "Unreal Tournament" gry sieciowe.
"Każda strzelanka, która wyszła po Quake i Doom, w jakiś sposób je naśladuje" – stwierdził pisarz oraz historyk zajmujący się grami, David L. Craddock. To wyjaśnia ich popularność – w końcu nie każdemu wystarczą inspiracje i woli sięgnąć do źródeł. A wtedy wpada w wir, z którego ciężko się wydostać.