Trwa ładowanie...

Walki w klatce to nie sport. Udowodniła mi to gra "UFC 3"

Jeden mężczyzna bije drugiego niemal do nieprzytomności. Okłada go pięściami, a tłum wiwatuje. Czy to jeszcze sport? Po tym, co widziałem, nie mam wątpliwości, że nie.

Walki w klatce to nie sport. Udowodniła mi to gra "UFC 3"Źródło: Youtube.com, fot: EA SPORTS UFC
d26fj3c
d26fj3c

Dosłownie poczułem krew. Nietrudno o to uczucie, skoro dokładnie widać, jak bryzgała z twarzy przeciwnika i ubrudziła jego ciało. Publiczność wiwatuje, komentatorzy ryczą z zachwytu. Trzeba iść za ciosem. Jedno uderzenie, drugie, lewy sierpowy, w końcu kopnięcie na twarz. Przeciwnik zamroczony, pada po kolejnym ciosie na głowie. W parterze próbuje się bronić, ale w końcu odpada, rozkłada ręce, uderzenia w skroń to dla niego za wiele. Już jest po nim, ale gra daje mi jeszcze kilka sekund na wyprowadzenie ostatecznych ciosów. Rywal nie broni się, leży nieprzytomny, a ja niczym wściekłe zwierzę mogę się wyżyć i jeszcze parę razy mu dołożyć. Prosto w głowę. Gra wręcz do tego zachęca, robiąc jakieś dziwne ujęcie na jego twarz, odcinające od otoczenia. Jestem tylko ja i nieprzytomny przeciwnik. Gra mówi: no dalej, wal go, jest twój, wiedział, na co się pisze, jeszcze raz, mocniej. Dopiero po kilku ciosach odciąga mnie sędzia. To przecież sport, a nie walka gladiatorów na śmierć i życie. Liczy się fair play. Chociaż mówiąc szczerze, mam co do tego poważne wątpliwości.

Gra w “UFC 3” autentycznie boli. Fizycznie. Gdy pierwszy raz usłyszałem, jak zderzyły się kości walczących przeciwników, syknąłem przed ekranem, jakbym to ja dostał. Robiłem to również wówczas, gdy widziałem rozcięty łuk brwiowy, coraz bardziej posiniaczoną twarz, plecy ubrudzone krwią. Chociaż “ubrudzone” to złe słowo, kojarzy się z plamą po farbie podczas remontu. Ciało zawodników jest nią, wybaczcie, obryzgane. A ja zastanawiam się, jak może to kogoś bawić. Mnie brzydziło. Każde uderzenie pięści w twarz, tak dobrze nagrane, sprawiało, że się krzywiłem. Publiczność krzyczała “łoooo”, a ja syczałem z bólu.

To znaczy wiem, dlaczego to się może podobać. Poczułem to. I zaraz potem się przeraziłem. Ten zwierzęcy instynkt, który każe dobić wroga. Zrobić mu krzywdę. Pokonać rywala? Zrobić karierę w mieszanych sztukach walki? To tylko przykrywka, wytłumaczenie dla tego krwawego sportu. Ważniejsze jest to, że możesz wyjść jeden na jeden i pozwolić sobie na wiele. Kopnięcia na głowę, łokcie, ciosy z kolana, w końcu lawina młotów na twarz zamroczonego rywala, który zaraz padnie, ale jeszcze można mu przyłożyć. Już leci na deski, ale zanim padnie, można wyprowadzić sierpowy albo kolano, które trafi go w połowie drogi na łopatki. Adrenalina potrafi skoczyć, choć to przecież tylko gra.

d26fj3c

Nie chodzi o to, że jestem wrażliwy i brzydzę się wirtualną czy filmową przemocą. Uwielbiam filmy Tarantino, nie krzywiłem się widząc w grach takie sceny jak wyrywanie kręgosłupów czy odcinanie rąk. I nie mówię tu o pikselowej przemocy, rodem ze starego “Carmageddona”. Nie miałem pretensji do twórców “Wolfenstein II: The New Colossus”, gdy całkiem realistycznie przedstawili… ścięcie głowy. A mimo to grając w “UFC 3” miałem wrażenie, że to dla mnie za dużo. Chociaż coś takiego wcale mnie nie szokuje:

Przemoc w grach jest ważnym elementem, ale w dobrych produkcjach ona jest po coś. Musi być w grach gangsterskich czy strzelaninach. Scena tortury w “GTA V”, która wzbudziła wiele emocji, nie była moim zdaniem po to, żeby psychole mogli zrealizować swoje sadystyczne fantazje. Wręcz przeciwnie, całość skłaniała do myślenia: do czego może posunąć się człowiek?

Owszem, chodzi też o rozrywkę - kto nie bawił się dobrze strzelając np. do nazistów. Ale wszyscy wiemy, że to się nie dzieje, jest zmyślone, to tylko wirtualne mięso armatnie, które ma wejść pod celownik i zostać wybite. Podobnie jest przechodniami w serii “GTA” - to lalki, element dekoracji.

d26fj3c

A w “UFC 3” jest inaczej. Naszymi wrogami są sportowcy. Profesjonaliści, przeniesieni z prawdziwego świata. Żyją z tego, że wychodzą na matę i dają ludziom rozrywkę tym, że pozwalają obić sobie twarz lub sprawiając, że przeciwnik na starość będzie wypowiadał się tak:

“UFC 3” ma licencję na prawdziwych zawodników, w grze zobaczymy nawet Polaków: Jana Błachowicza czy Joannę Jędrzejczyk. Możecie stoczyć pojedynek przeciwko sportowcowi, którzy istnieje naprawdę i zbić go na kwaśne jabłko. Możecie pobić prawdziwego człowieka przeniesionego do wirtualnego świata. Ja wiem, że to wirtualny świat, że jego to nie boli, że krzywda mu się nie dzieje. Ale to i tak dziwne. Tak samo jak oglądanie tych wszystkich scen w menu gry, gdy zawodnicy piorą się nawzajem i też ociekają krwią.

d26fj3c

“To po co grasz w grę o mieszanych sztukach walki, skoro nie uznajesz tego sportu”, zapytacie. Z bardzo prostego powodu - bo w grach nie ma to żadnego znaczenia. Nie potrafiłbym wymienić pięciu kierowców F1, a mimo to zawsze dobrze bawiłem się grając w gry pozwalające ścigać się na torze. Nie wiem, gdzie gra Marcin Gortat, a zawsze czekam na nowe odsłony serii “NBA 2K”. Nie rozróżniam jęczmienia od żyta, a mogę godzinami grać w symulatory rolnika. Po prostu gry sprawiają, że coś, co jest nudne w prawdziwym świecie, jest ciekawe w wirtualnym.

Co więcej, ja grałem w gry o MMA, byłem nawet fanem serii “UFC Undisputed”, której “UFC 3” jest duchowym spadkobiercą. Ale tym razem ta gra budzi zupełnie inne emocje. Niezdrowe. W wielu innych grach, w których przemoc odgrywa dużą rolę, bardzo szybko pokonuje się przeciwnika. Tutaj runda może trwać 5 minut. Można tak obić rywala, że będzie miał dość. Ale dopóki nie zostanie znokautowany - walczy. Trzymanie go przy życiu, bawienie się niczym kot myszą, również jest możliwe. W "UFC 3" walka podchodzi pod znęcanie.

Przyznaję, że można spojrzeć na to inaczej. Kariera w “UFC 3” pozwala wcielić się w zawodnika, który marzy o walkach z najlepszymi, ale zaczyna od zera. Walczy na podrzędnych galach, z innymi anonimowymi sportowcami. Przed walką trzeba zaplanować obóz kondycyjny. Wybiera się umiejętności, których chcemy się nauczyć. Trenuje się ze sparingpartnerem, ucząc się nowych ciosów. Rozwija kolejne ciosy i uniki, dba nawet o popularność w mediach społecznościowych. To pokazuje, że ci zawodnicy do wszystkiego dochodzą tytaniczną pracą. Wyrzeczeniami, łzami, krwią i potem. Dopiero z czasem przychodzi sława i wielkie pieniądze.

Widzimy to również dzięki temu, że “UFC 3” świetnie wygląda. Możemy zobaczyć wiernie odwzorowaną muskulaturę zawodników, jak w rzeczywistości. A sama walka to nie bezmyślne naparzanie przycisków. Trzeba trzymać gardę, prawą gałką robić uniki. Ciosy wyprowadza się w odpowiednim momencie, kiedy rywal zapomni zablokować albo nie zdąży tego zrobić, nadziewając się na kontrę. Tak, “UFC 3” pokazuje, że sporty walki mają w sobie coś z szachów czy gry w papier, kamień, nożyce. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Ale mimo wszystko i tak całość sprowadza się do tego, żeby obić przeciwnikowi twarz, posłać go na deski, a potem najlepiej wykończyć. Ku uciesze tłumów. Mnie to zdecydowanie nie bawi.

d26fj3c

Może właśnie w tym problem - postęp technologiczny pozwolił stworzyć grę, która bardzo wiernie naśladuje rzeczywistość. Zawodnicy przypominają prawdziwych, ich ruchy są realne, doskonale odwzorowane. Jest też inna ważna rzecz: tu nie jesteśmy kibicem. To my wyprowadzamy ciosy, to my czujemy się w potrzasku, gdy rywal wali jak szalony, a nasza postać nie ma sił się bronić. Może właśnie dlatego czułem się źle, grając w “UFC 3”.

“UFC 3” nie zachwyciło mnie nie dlatego, że niezbyt wiernie odzworowało walki MMA. Zrobiło to wyjątkowo realistycznie. Co oznacza, że fani tego sportu na pewno to docenią. Reszta może się krzywić tak jak ja. Twórcy wykonali swoją pracę wzorowo. Do nich nie można mieć zastrzeżeń. Za to to kolejna okazja, żeby zastanowić się, czy walki w klatce powinniśmy nazywać sportem.

d26fj3c
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d26fj3c
Więcej tematów