Uciekamy od reklam. Tutaj są czymś pozytywnym
Gdy w filmie akcji bohaterowie jeżdżą wyłącznie samochodami jednej marki lub dzwonią popularnym telefonem, uznajemy to za nachalną reklamę. Jest jednak wyjątek, kiedy bardzo chętnie chce się oglądać, jak firmy wciskają nam swoje produkty.
Ucieszyłem się na widok reklamy. Chociaż powinienem być wściekły. Wyobraźcie sobie polski film albo serial, w którym kamera zawsze pokazuje aktorów tak, by dokładnie było widać, jakiej marki noszą ubrania. A gdy mowa o czasie, to akurat naszym oczom ukazuje się logo firmy produkującej zegarki. “Cóż za marny product placement!” pomyślelibyście, a ja nie miałbym zamiaru się z wami kłócić. Teraz jednak było inaczej.
Bo nie chodziło film czy serial. Podobały mi się reklama w grze. W wyścigowej produkcji “Gran Turismo Sport” przy każdej możliwej okazji zobaczycie, że wirtualny kierowca nosi buty, rękawiczki i kombinezon od firmy Puma. Przed wyścigiem czas odmierza zegarek TAG Heuer - logo aż bije po oczach, by wbić nam do głowy tę właśnie markę.
Ich logo znam aż za dobrze, bo gdy gra się ligę angielską, to pojawia się często przy wyniku. Znowu powinienem się wkurzać, ale cieszę się. “Co za realizm, jest jak w telewizji!” - to powód mojej radości.
Reklamy i product placement w telewizji nas irytują. Jednak kiedy gra stara się naśladować rzeczywistość, reklamy prawdziwych firm są symbolem, że się udało. Gra dostaje powagi, kiedy kierowcy chodzą w strojach znanej sportowej marki. Jeżeli “FIFA” ma ramki z logo firmy produkującej zegarki, które pojawiają się również w telewizyjnej transmisji w “prawdziwym życiu”, to znak, że wiernie przenosi takie detale do wirtualnego świata.
Gry sportowe to szczególny przykład, bo to właśnie dzięki reklamom stają się wiarygodne. Seria “FIFA” od lat chwalona jest za licencje, natomiast konkurencyjne “Pro Evolution Soccer” ganione, że ma ich tak mało. W praktyce oznacza to, że grając np. ligą angielską czy niemiecką, w “FIFIE” wszyscy zawodnicy grają w klubach o prawdziwych nazwach, z prawdziwymi strojami. Widać na nich logo sponsorów i markę, która wyprodukowała ubrania. Natomiast w “PES-ie” tego nie ma. I piłkarze grają w zwykłych, kolorowych koszulkach, a brak producenta i sponsora klubu razi po oczach.
Za reklamę, jaka pojawia się w serii “NBA 2K”, każdy youtuber, serwis, blog czy serial byłby zmasakrowany. A patrząc na to, co twórcy pokazali w “NBA 2K 15”, cieszyłem się jak dziecko. Gdy zawodnik jest zmęczony, przy jego nazwisku pojawia się kubek z napojem. Ale nie jest to zwykły bidon albo jakieś tam picie, bo ewidentnie widać logo Gatorade. Gdy mamy powtórkę, od razu pojawia się wielki napis Nike. Wiemy, że przedmeczowe studio sponsoruje Sprite, a w trakcie meczu gwiazd przy parkiecie narysowano logo Samsung Galaxy.
Nachalna reklama, a ja byłem zadowolony. Tak właśnie wyglądają reklamy w telewizji. I co z tego, że się ich nie znosi. Są, a skoro później pojawiają się w grze, to mamy świetne odwzorowanie rzeczywistości. Dziwaczny paradoks.
Szukam nawet reklam w grach, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Na ekranie widzę niezwykłe akcje, skoki w czasie, potwory i zombie, potężne bronie lub inne niestworzone historie. Wiem, że to nie “nasz” świat i nic takiego się nie zdarzy, ale szukam - chociaż butelki znanego napoju. Może telefon będzie prawdziwy albo baterie.
Tak było w “Alan Wake”. Latarka odgrywała w grze istotną rolę, bo pozwalała eliminować wrogów. Jak główny bohater je ładował? Nie zwykłymi bateriami, a tymi od Energizer. Jeszcze bardziej ucieszyłem się, gdy w wirtualnym Seattle w “inFamous: Second Sun” zobaczyłem logo kultowej wytwórni Subpop. Muzyczny smaczek, bo wydawca m.in. Nirvany, pochodzi właśnie z tego miasta. Ale z drugiej strony - zwykła reklama.
O sile reklam świadczy fakt, że fani modyfikacji do serii “GTA” zawsze przerabiali istniejące w grze auta na prawdziwe. Zauważcie, że mod poprawiający grafikę w "GTA IV" na "realistyczną" nie tylko zachwyca oprawą, ale i właśnie pojazdami zgodnymi z rzeczywistością, a nie zmyślonymi przez twórców. Na tym polega paradoks. Jak jest okazja, to chcemy pozbyć się nieistniejących produktów i nawet w wirtualnym świecie obcować z prawdziwymi.
Z czego wynika? Według mnie z kompleksów. Gry zawsze były krytykowaną rozrywką. Zabawą dla dzieci, a później “dorosłych dzieci”. Pojawienie się reklam w poważnych produkcjach - nie tylko sportowych - było więc znakiem, że stały się taką samą okazją do promowania produktów jak filmy czy książki. Dowodem, że wreszcie mają coś wspólnego z rzeczywistością.
Ale to jednak dziwaczny paradoks. W prawdziwym świecie chcemy uciec od reklam. A w wirtualnym szuka się ich z nadzieją.