Ten trailer przypomina, kto będzie królem na początku 2018 roku
Robiona przez Czechów gra RPG o średniowiecznej Europie wygląda ślicznie. A kolejne materiały wideo tylko pobudzają apetyt na lutową premierę "Kingdom Come: Deliverance".
My mamy "Wiedźmina", docenianego na całym świecie m.in. za oryginalność. A nasi południowi sąsiedzi szykują również coś nieszablonowego. "Kingdom Come: Deliverance" będzie grą RPG akcji, w której nie znajdziemy ani śladu fantastyki. Żadnych smoków, potworów, czarodziejów, kul ognia. Wyłącznie okuci w stal rycerze - oraz mieszkańcy wiosek i miast wraz ze swoimi problemami.
Produkcja od czeskiego Warhorse Studios powstaje już ładnych kilka lat. O pracach twórcy poinformowali jeszcze w 2012 roku, zdradzając tylko, że skorzystają ze znakomitego silnika graficznego CryEngine 3. Pierwszy raz grę świat zobaczył w styczniu 2014 r. To wtedy Czesi odpalili kampanię na Kickstarterze, a później zbierali zamówienia także przez swoją stronę. Łącznie znalazło się prawie 39 tys. chętnych, którzy zostawili firmie ponad 2 miliony funtów!
"Kingdom Come" robiło wrażenie od samego początku. Twórcy nie mamili nas żadnymi opowieściami i szkicami, tylko zaprezentowali po prostu fragment działającej gry. I głośno mówili o odcięciu się od stylistyki fantasy. Co prawda produkcja gry porządnie się przedłużyła, ale teraz już znamy konkretny termin. 13 lutego 2018 zagramy w nią na PC, PS4 i XONE. Wiemy też coraz więcej o tym, jak fajna będzie rozgrywka. Popatrzcie tylko na ten filmik:
10 minut czystej zabawy. Krążymy po splądrowanej wiosce, robimy małe śledztwo, gadamy z mieszkańcami i strażnikami, a na końcu dopadamy bandytów. Wszystko w lekko swojskim sosie i z cudną grafiką. Intryguje też system walki - twórcy postawili na autorski pomysł, a nie oklepane klikanie lekkich i mocnych ataków.
Natomiast mniej mnie przekonują te "cztery różnorodne rozwiązania", zaprezentowane w filmiku. Wszyscy dobrze wiemy, że część z nich jest z reguły mało ciekawa i mało "dochodowa". Ale nic to - ważniejsza jest sama przygoda.