Sami wymierzyli sprawiedliwość. Sprawcom ukradli hasła
Producent dodatku do gry “Microsoft Flight Simulator” znalazł sposób, by rozprawić się z osobami, które nielegalnie pobrały wirtualny samolot. Kara była surowa.
“Microsoft Flight Simulator” to wirtualny symulator, pozwalający sterować samolotami. Ekipa FSLabs zajmuje się tworzeniem dodatkowych samolotów, które może prowadzić gracz. Przy najnowszym dodatku odkryto, że w instalatorze modelu A320 schowano złośliwe oprogramowanie, wykradające hasło z przeglądarek Google Chrome.
Twórcy dodatku potwierdzili, że to rzeczywiście prawdziwy wirus, ukryty celowo - pisze serwis Zaufana Trzecia Strona. Złośliwe oprogramowanie zaczynało jednak działać dopiero, gdy gracz wpisał piracki kod pozwalający zainstalować dodatkowy samolot. W przypadku osób, które kupiły rozszerzenie, wirus automatycznie się kasował.
Złośliwe oprogramowanie było potrzebne twórcom, by namierzać osoby, które pobrały dodatek nielegalnie - i nie zapłaciły tym samym za pracę autorom. Po odkryciu złośliwego oprogramowania na twórców dodatku spadła jednak lawina krytyki. Graczom nie spodobał się fakt instalacji konia trojańskiego. Można zrozumieć intencję producenta, który przez pirackie kopie nie zarabiał na swoim dziele. Krytyka była na tyle duża, że twórcy wycofali się z kontrowersyjnego pomysłu i usunęli szkodnika z instalatora.
To chyba najbardziej bezwzględny sposób na walkę z piratami. Wcześniej nie sięgano po hakerskie metody, tylko stawiano na kreatywność. W “Wiedźminie 2” użytkownicy pirackiej wersji oglądali scenę powieszenia Geralta - uratować bohatera dało się wyłącznie poprzez zagranie w oryginalną wersję. Innym żartem z piratów były np. nieco zmienione sceny miłosne czy dzieci biegające za wiedźminem, od których nie dało się odpędzić.