Recenzja "Devil May Cry 5". Zabijanie demonów dawno nie było tak przyjemne
Piątka w tytule, nietypowi bohaterowie na okładce. "Devil May Cry 5" wydaje się grą dla określonych odbiorców, ale popełnicie błąd, jeżeli będziecie kierować się stereotypami. Śmiało mogę stwierdzić, że ta japońska "siekanka" to jeden z hitów 2019 roku.
"Devil May Cry" to japońska seria widowiskowych gier akcji, w których w efektowny sposób pozbywamy się demonów i odrażających stworów. Za sprawą cyklu "Dark Souls" produkcje z Kraju Kwitnącej Wiśni cieszą się także w naszym kraju większym zainteresowaniem, ale przed laty tak dobrze nie było. Owszem, "Devil May Cry" nawet w Polsce ma wiernych fanów, jednak ta gra to mimo wszystko nisza.
I nie zmieniło to odświeżenie wizerunku głównego bohatera za sprawą "DmC" z 2013 roku. Odejście od "japońszczyzny" z jednej strony było szansą na przyciągnięcie nowych graczy, ale im z kolei mogło nie przypaść do gustu zbytnia "hipsterowatość" postaci. W "DmC" Dante wyglądał jak nastolatek słuchający za dużo emo i lajkujący memy o śmierci.
A teraz na sklepowe półki wjechało "Devil May Cry 5". Fani kupią od razu, ale co z tymi, którzy chcieliby zacząć swoją przygodę z serią? Wiem, co czujesz. Myślisz "gra z Japonii", czyli specyficzna. Przeraża cię "piątka" w tytule - obawiasz się, że nie połapiesz się w historii, na dodatek przeszkodą będzie brak doświadczenia i umiejętności.
Spokojnie - "Devil May Cry 5" nie tylko uśmiecha się do weteranów, ale też z otwartymi ramionami wita nowicjuszy.
"Devil May Cry 5": prosto (jeśli chcesz) i przyjemnie
Ekipa stojąca za "Devil May Cry 5" wie, że nie wszyscy lubią wyzwania rodem z "Dark Souls". Twórcy są świadomi również tego, że nie mamy zbyt wiele czasu, ale za to potrzebujemy rozrywki. Jak to pogodzili?
W "Devil May Cry 5" walka może ograniczać się do jednego przycisku. Cała seria i podobne slashery opierają się na kombosach, jak w bijatykach. Czyli kombinacjach klawiszy wciskanych w odpowiedniej kolejności i czasie. Dzięki temu bohater wyprowadza efektowne serie ruchów, uderzeń, kontr czy uników. Im bardziej zaawansowane ciosy chcemy wyprowadzić, tym większym refleksem i zwinnością musimy się wykazać.
W "Devil May Cry 5" można całość sprowadzić do jednego klawisza. Wciskasz, a bohater sam zaczyna zabójczy taniec, przyciągając do siebie rywali i w widowiskowy sposób ich eliminuje.
Profanacja serii? Moim zdaniem to świetny ruch. Czasami nie byłem w nastroju, aby skupiać się na tym, w jakiej kolejności muszę wciskać przyciski na padzie. Chciałem się po prostu rozerwać i oglądać na ekranie widowiskową walkę. "Devil May Cry 5" mi na to pozwala. Siadam głęboko w fotelu i podziwiam.
Korzystanie z pomocy nie oznacza, że "Devil May Cry 5" staje się interaktywnym filmem. Nadal trzeba odskakiwać od przeciwników, robić uniki. Dzięki temu nie czułem się jak ktoś, kogo twórcy prowadzą za rękę - wiedziałem, że ode mnie też co nieco zależy.
A jeżeli uważasz, że właśnie o wyzwanie chodzi, proszę bardzo. Nie korzystaj z ułatwienia i wybijaj rywali tak, jak lubisz.
"Devil May Cry 5" daje wybór i pozwala cieszyć się grą każdemu. A jest czym. Historia skupia się na walce z demonami. Wcielamy się w trzech bohaterów, którzy różnią się od siebie umiejętnościami.
"Devil May Cry 5": każdy walczy inaczej, każdego ogląda się przyjemnie
Zabawę zaczynamy Nero. Nie ma ręki, ale zamiast tego w walce może korzystać z protez. Ciemnowłosy V jest osłabiony, ale pomagają mu demony: ciskający piorunami ptak i walcząca w zwarciu pantera. Jest też gwiazda cyklu, Dante, szaleje z mieczem i spluwami.
Wystarczy jedno starcie, by nie móc oderwać się od "Devil May Cry 5". Gra jest szybka, dynamiczna, widowiskowa. Wkraczamy na arenę, eliminujemy kolejne demony - im dalej w las, tym są bardziej dziwne - a na koniec musimy poradzić sobie z bossem. Czyli potężnym stworem, którego ubijamy sposobem. Unikając mocnych ciosów, szukając słabych punktów.
Przy "Devil May Cry 5" chce się siedzieć nie tylko po to, by oglądać kolejne kombinacje ciosów. Gra premiuje nas za widowiskowe serie punktami. Każde starcie to więc wyzwanie, by zdobyć jak najlepszy wynik. Zbieramy też czerwone kropki, za które wykupujemy nowe umiejętności, uniki, ciosy czy narzędzia walki. Kończy się etap, a my już chcemy gnać dalej, by wypróbować nowe zdolności i zobaczyć, kogo tym razem poślemy do piachu.
"Devil May Cry 5": luz i humor
Historia może nie jest zbyt ambitna, ale podobał mi się luz, z jakim twórcy pokazali fabułę. Bohaterowie dogadują sobie, czasami rzucają sucharami - jak w przygodowych, młodzieżowych filmach czy serialach. Od razu kupiłem tę konwecję, bo wczułem się w klimat łowców demonów, którzy niczego się nie boją i z dużą pewnością siebie stają twarzą twarz z demonami.
Czego mi w "Devil May Cry 5" zabrakło? Może bardziej zapadających w pamięć lokacji. Zniszczone przez demona miasto, wyglądające nieco jak Londyn, poza zdemolowaną brytyjską architekturą niczym specjalnie się nie wyróżnia. Z drugiej strony, kiedy znaleźć czas na podziwianie widoków, gdy na ekranie bohaterowie szaleją z demonami? Można to twórcom wybaczyć, tym bardziej że posiedzieli nad przeciwnikami, którzy prezentują się zabójczo obrzydliwie. Aż chce się ich wybić.
"Devil May Cry 5" wygląda świetnie, jest niezwykle widowiskowe, trudno od gry się oderwać. Gdyby jeszcze kolejne etapy wczytywały się szybciej, mielibyśmy ideał. Nieważne, czy jesteś weteranem serii, czy może "Devil May Cry 5" będzie twoją pierwszą grą z serii. Zagrać po prostu trzeba. Możemy sobie życzyć, oby więcej twórców miało takie podejście - tworząc gry bez zadęcia, z olbrzymim luzem, szacunkiem do fanów, a zarazem otwartością na nowych grających.