Przez 24 godziny patrzyłem, jak się tworzy gwiazdy e-sportu
Ostatnie piętro starej kamienicy w Poznaniu. 5 komputerów i 5 chłopaków, wszyscy maksymalnie skupieni. Rozgrywają mało istotny mecz, ale każde starcie to sprawdzian z tego, czego nauczył ich trener. Dla popełniających błędy nie ma litości.
- U mnie w domu muszę się dokładać do wydatków, tak zostałem nauczony. Nie ma sytuacji, w której gram po 7 godzin dziennie i nie pracuję. Dlatego wszystkim nam zależy, żeby pociągnąć tę drużynę, zarabiać na tym. Dziś nam gorzej poszło, dostaliśmy op**ol od trenera, było niezbyt przyjemnie, ale to jest potrzebne. Musimy się poprawić, inaczej stoimy w miejscu i cała ta akcja nie ma sensu.
Opowiada mi to Kamil (SHAIBUS) Kuryś. To jeden z pięciu członków drużyny THE LEGION. Razem z nim jest Rafał (creativ) Krupka, Adrian (henry) Ryba, Jakub (JacKobi) Dymowicz i Damian (Xo) Gołembiewski. Wszyscy w wieku od 19 do 24 lat. To grupa zawodników wyłoniona spośród tysięcy graczy z całej Polski, którzy zgłosili się do akcji "30 Days To Pro". Przez miesiąc mają udowodnić Polsce, że stworzą najlepszej klasy drużynę w "Counter-Strike'a". A sobie, że hobby zamienią w regularną pracę, z której będą mogli wyżyć. Tak jak kilkudziesięciu innych graczy w kraju.
Treningi - nie tylko wirtualne
Jestem w Poznaniu, jadę do starej kamienicy w dzielnicy Wilda. Na ostatnim piętrze mieści się gaming house. To współczesna kawiarenka internetowa z łóżkami, nastawiona na ostry trening. Jak zgrupowanie dla piłkarzy. Tutaj przez 30 dni gracze nie tylko ćwiczą, ale i wspólnie żyją. W środku 6 stanowisk z najwyższej klasy komputerami, monitorami, klawiaturami, myszkami i słuchawkami. Z tyłu tablica, na której wcześniej zapisano gęsto dużo porad odnośnie taktyki. Do tego strefa relaksu z konsolą, kuchnia pełna jedzenia. W programie szkolenia spotkania z dietetykiem, fizjoterapeutą, psychologiem, szkolenia z "medialności", wyjścia na crossfit, piłkę nożną. Wszystko po to, żeby zamienić 5 indywidualności w zgraną drużynę. Do mieszkania graczy wchodzę jednak z myślą, że całe przedsięwzięcie to chyba lekki przerost formy nad treścią.
Jest wtorek, luźniejszy dzień. Przez ostatnie tygodnie była ostra harówa i wyczerpujące treningi. Teraz ekipa łapie oddech, stabilizuje się, zgrywa. Po południu przychodzi dietetyk, będzie gadał z każdym z chłopaków indywidualnie.
- O 16 mecz, godzinę wcześniej zaczynacie rozgrzewkę, pamiętacie, co macie ćwiczyć? - przypomina trener.
Chodzi o mniej ważny turniej. W międzyczasie mają wpaść znani youtuberzy, razem z chłopakami będą nagrywali śmieszny filmik. To pomoże w promocji drużyny.
- Jak wam tu jest? – pytam.
- Super, że to jest właśnie gaming house. Tu w ogóle mamy szanse się poznać, bo wcześniej nie wiedzieliśmy się na oczy. Atmosfera jest ekstra, jesteśmy zgrani, ani razu się nie pożarliśmy – odpowiadają mi Rafał i Jakub.
Ale do faktycznego zgrania nie doszłoby, gdyby zabrakło trenera. Kamil (HopE) Tarka od lat ćwiczy zawodników, głównie młodych. Robi nawet e-sportowe lekcje w szkołach. Tu wszyscy zwracają się do niego ksywką z gry.
– Na początku wspieram prowadzenie gry. Mógłbym to robić cały czas, ale chcę, żeby sami to załapali – mówi "HopE". - Oglądam mapę gry z lotu ptaka, patrzę, jak są rozmieszczeni, jak się komunikują. Słucham ich planu i sprawdzam, jak im idzie wykonanie. Ustalenia przed meczem zawsze są świetne, ale w ferworze walki wkrada się chaos.
Zobacz też: Przy tych grach zarywaliśmy noce
"HopE" jako jedyny mieszka razem z ekipą, ale są też inne osoby, które regularnie przychodzą i dbają o rozwój drużyny. Na przykład Arek. Prowadzi całą akcję od strony medialnej, ale też uczy tej medialności chłopaków.
– To jest bardzo potrzebny element. Gdy ćwiczysz z domu, możesz być "kozakiem", ale potem na dużym meczu z widownią zje cię stres – mówi Arek. – Chłopaki muszą uczyć się komunikacji. Jak jesteś niemiły, nie dogadujesz się z drużyną, przegrasz ze zgranymi słabiakami – dodaje.
Dzień z życia
W pokoju obok trwają indywidualne spotkania z dietetykiem, Kubą. Pyta każdego o zwyczaje żywieniowe, potem jest wspólne spotkanie. Chłopaki narzekają trochę, że jedzenie jest bez smaku, ale podczas gry i tak o tym nie myślą.
– Najwyżej wieczorem wychodzimy do McDonalda, żeby sobie trochę to zrekompensować – mówi ze śmiechem Rafał. Kuba tłumaczy jednak zależności między jedzeniem a nastrojem i koncentracją:
– Jest fajnie, gramy dobrze przez jakiś czas, a potem zamułka. Bierzemy kawę, energetyka albo suplement, ale to działa tylko na kilkanaście minut.
Wszyscy karnie kiwają głowami. Wiedzą, że przy trwającym parę godzin spotkaniu ta koncentracja jest absolutnie kluczowa.
Dziś akurat nie ma crossfitu, mijam się też z fizjoterapeutą. Dopytuję ekipę, jaka jest rola tych zajęć. To proste. Sport pozwala się oderwać, wysiłek fizyczny niweluje ten psychiczny. Pozwala też rozciągnąć się po zasiedzeniu w fotelu. A fizjoterapeuta doradza, jak prawidłowo siedzieć. W końcu e-sportowcy spędzają w pełnym skupieniu przed monitorem po kilka godzin dziennie.
W zamienionym w profesjonalną "gralnię" mieszkaniu jest dużo luzu. To nie szkoła, gdzie rozlega się dzwonek i wszyscy pędzą na zajęcia. Poza meczami o sztywnych godzinach jest duże pole na swobodne ćwiczenia. Okazja do lepszego poznania ludzi z drużyny, ale też do uczenia się wewnętrznej dyscypliny. Popołudniem w mieszkaniu pojawia się sporo osób. Do Kuby i Arka dołącza fotograf oraz youtuberzy "Boxdel" i "merghani". Do gaming house’u wpadają też Karolina i Ula, zajmują się PR-em. Robi się trochę tłoczno, część osób przemieszcza się do socjalnej części, kilka osób wychodzi w poszukiwaniu gadżetu na szykowany filmik.
Ciężkie momenty
Punktualnie o godz. 16 ma się zacząć mecz. Nie zależy od niego przyszłość drużyny, ale to jeden z wielu sprawdzianów umiejętności i ustalonego wcześniej przebiegu gry. Na kwadrans przed 16 ekipa powoli się zbiera. Ok. 17 jest po meczu. Kończy się wynikiem 16:6, czyli mocne zwycięstwo. Radość jest krótka, "HopE" zbiera wszystkich w kółko na podłodze i mówi, co sądzi o ich przygotowaniu. Jest boleśnie.
- O godzinie 15 mieliście zacząć ćwiczyć, a wy co? A wy latacie po okolicy szukać sklepu z ciastem do zrobienia pranka. To co jest do cholery dla was ważniejsze? Drużyna czy nagranie śmiesznego filmu?
"HopE" mówi dobre 10 minut. Padają słowa, jakich się nie spodziewałem.
- Zastanówmy się, czy osoba, która nas ciągnie w dół, powinna dalej grać. Jestem skłonny ją wywalić, będzie ciężko, ale trudno, znajdę kogoś nowego - grzmi trener.
Zaczyna się w końcu rozmowa, kto co zawalił, kto zrobił głupie błędy, kto się niefajnie komunikuje. Duża rysa na młodym składzie? Tak mi się wydaje. Jednak za chwilę ekipa zaczyna dyskutować, co poprawić, gdzie są te błędy, co zrobić lepiej. Są wkurzeni, ale i mocno zdeterminowani.
Gdy czwórka graczy idzie ochłonąć, kapitan siada znów do komputera, by ćwiczyć.
- Czy nie wolelibyście robić tego wszystkiego wygodnie z domu? Można wszystkie te spotkania i szkolenia zrobić przez Skype’a – pytam Damiana, który prowadzi LEGION.
- Fakt, trzeba w tym mieszkaniu znaleźć jakąś przestrzeń dla siebie, żeby normalnie funkcjonować. Ale nie przećwiczymy dobrze tego, co najważniejsze. To wbrew pozorom wcale nie taktyka, tylko komunikacja. Tutaj wszyscy siebie widzimy, a po meczu idziemy od razu wszystko przegadać. Nie ma też sytuacji, w której ktoś nagle znika. Oczywiście możemy wychodzić z domu, ale możemy się odciąć i w 100 proc. skoncentrować – odpowiada kapitan.
Identycznie myśli Arek od komunikacji:
- Tutaj widzimy swoje reakcje. Gadając przez komunikator ktoś mówi tak, a potem dalej robi swoje - tłumaczy.
W podobnym tonie wypowiada się trener:
- Na takim zgrupowaniu, czyli boot campie, dużo szybciej idzie szkolenie. Nie tylko trzeba intensywniej poćwiczyć przed turniejem, ale też oderwać się od swojej strefy komfortu, którą mamy w domu. Jest też jeszcze jedna, istotna rzecz. To bardzo ważne, żeby ekipa lepiej się poznała, scementowała więzi. Zawsze mówię drużynom, żeby korzystały z każdej okazji, aby się spotkać i pograć na żywo. Relacja budowana tylko przez internet nie jest tak trwała – wyjaśnia "HopE".
Chwila prawdy
Zgrupowanie skończy się w niedzielę, 13 sierpnia. Sprawdzianem umiejętności ma być mecz pokazowy na poznańskich targach komputerowych PGA w październiku. To on pokaże, czy w 30 dni udało się stworzyć drużynę, która ma szansę wejść do I ligi polskich składów. A potem może nawet wyżej.
Akcję "30 Days To Pro" zorganizował sklep Komputronik i firma Lenovo. Przez miesiąc ekipa miała ufundowany cały pobyt i warunki do treningów. Ale do meczu będą mieli jeszcze aż 2 miesiące, a za chwilę wracają do domów. Niektórzy są dopiero po liceum, inni rzucili pracę, żeby wziąć udział w akcji. Pytam kolejnego dnia, co zrobią po powrocie: pełna koncentracja na jeszcze nierozpoczętej karierze czy dzielenie ćwiczeń ze studiami lub pracą zawodową? Żaden z nich nie popatrzył pytająco na drugiego po moim ostatnim pytaniu.
- 100 proc. koncentracji na drużynie – odpowiadają zgodnie.
Jeśli im się powiedzie, codzienne treningi i branie udziału w zawodach staną się ich normalną pracą.
Przekonuję się, że z tworzeniem drużyny e-sportowej jest identycznie jak z piłkarską kadrą narodową. Wybiera się graczy na najwyższym poziomie, z których każdy może pochwalić się mistrzowską techniką i wynikami. Ale niezbędny jest wspólny trening, aby maszyna zadziałała. I naoliwienie każdego trybu, żeby w parze z perfekcyjnym strzelaniem szła niezawodna komunikacja i niezaburzone niczym skupienie.
Gaming house wydawał mi się luksusowym, trochę niepotrzebnym wynalazkiem. Błędnie. To świetne miejsce dla tych, którzy marzą o karierze e-sportowca. A od ich determinacji zależy, czy np. wykłady z żywienia staną się zbędnym dodatkiem, czy uczynią ich jeszcze lepszymi graczami.