Polski gracz ma przerąbane. Albo jest maniakiem, albo maszynką do zarabiania pieniędzy
Gdy pojawia się news o tragicznej w skutkach strzelaninie, zawsze ktoś wini zły wpływ gier. Gdy gra pojawia w telenoweli, na bank wypłynie temat jest uzależnień i mocnej patologii. Z drugiej strony temat esport trafia i do dużej telewizji, i do sejmu. Co przeciętny człowiek ma o tym myśleć?
Katowice przez jeden weekend lutego i jeden weeknd marca żyją jednym tematem - imprezą IEM. To jeden z absolutnie najważniejszych esportowych turniejów świata, na który zjeżdżają tysiące fanów, a miliony z całego świata oglądają tranmisje w sieci. Za nami pierwsza część, a w dniach 2-4 marca odbędzie się ta najbardziej oczekiwana, czyli finały w "Counter-Strike'a". Bywalcy nie mają wątpliwości, to czysta zabawa i sportowy doping dla profesjonalnych zawodników. Emocje, kumplowska atmosfera, technologiczno-gadżeciarska oprawa.
A co mamy z drugiej strony? Na przykład odcinek telenoweli Klan, który wypłynął ostatnio do sieci. Wyłania się obraz gracza siedzącego w zapuszczonym, ciemnym pokoju. Z podkrążonych oczu zieje tylko apatia dla rzeczywistego świata. Obrazek godny najbardziej pogardliwych opisów graczy, których media nie raz przedstawiali albo jako aspołecznych dziwaków, lub psychopatów, których rozgrywka pchnęła do zbrodni. Oczywiście to nie jedyny taki przypadek.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Historia przemocy
Media, mają długą tradycję traktowania gier jako narkotycznego wręcz uzależnienia i katalizatora większych tragedii. Spójrzmy na jeszcze jeden przykład z naszego podwórka.
Rok 2012, Kraków. Rusza pierwsza edycja Digital Dragons – imprezy skierowanej bardziej do twórców, wydawców i inwestorów, niż samych graczy. Świetne, pełne ludzi z pasją wydarzenie. Wiem, bo sam byłem na jednej edycji. Do tego wykłady i prelekcje z legendami branży, takich jak John Romero, twórca "Dooma". Jak się uczyć, to od najlepszych.
Tymczasem krakowski oddział TVP potraktował imprezę jako... okazję do przedstawienia gier jako uzależnienia podobnego do alkoholizmu. Krótki materiał kończy puenta, by przy wyborze między grą a książką dobrze się zastanowić. To wszystko w 2012 roku, kiedy drugi "Wiedźmin" już zaczyna robić słuszne zamieszanie na świecie.
Przewińmy czas do roku 2017. Ełk, sylwester i wydarzenie, które wstrząsnęło Polską – w barze z kebabem ginie młody chłopak. Sytuacja wstrząsa całym krajem, pojawiają się kolejne rewelacje, tymczasem jeden z dziennikarzy całą winę zwala na… gry. Wpis został usunięty, ale burza jaką wywołał w środowisku, była zrozumiała. W końcu znalezienie sobie kozła ofiarnego, który sam się nie obroni, jest bardzo wygodne.
Całkiem świeży przykład obarczania cyfrowego medium pochodzi z tego miesiąca ze stanu Floryda. W wyniku szkolnej strzelaniny ginie 17 osób – uczniów i nauczycieli. Tymczasem republikański gubernator stanu Kentucky, Matt Bevin, znalazł winowajcę tragedii typu. Można się domyślić, kogo, a właściwie co.
Bevin znany jest ze swojej krytyki gier jako medium – przy okazji masakry w szkole na południowym wschodzie Stanów określił je jako część kultury śmierci, którą się obecnie celebruje, a która pcha młodych ludzi do takich zachowań – czyli strzelania do bezbronnych rówieśników i wychowawców.
Dwie strony medalu
Wspomniany na początku fragment serialu ma już prawie trzy lata – od tego czasu sporo się zmieniło w postrzeganiu gier jako medium. Zwłaszcza w Polsce. Paradoksalnie, wymienione przykłady mogą świadczyć o tym, że właśnie stereotyp gracza dalej mocno się trzyma. Tymczasem telewizja publiczna przy pomocy jednego ze swoich kanałów dokonuje czegoś, co można nazwać legitymizacją gier.
Spójrzmy na informację z końca lutego – TVP Sport został wyłącznym partnerem transmisji telewizyjnej cyklu rozgrywek Intel Extreme Masters. "Jest to historyczny moment dla polskiego esportu, bowiem ESL Mistrzostwa Polski zostają pierwszą ligą w Polsce, której rozgrywki emituje telewizja" – czytamy w komunikacie.
Nieźle – publiczny nadawca jest w awangardzie, jeśli chodzi o "akceptację" esportu. W końcu fakt transmisji jest nobilitujący sam w sobie, nie mówiąc o tym, że bierze się za to bądź co bądź potężny gracz na rynku. Ba, w ramach legitymizacji tej gałęzi cyfrowej rozrywki – która w naszym kraju ma osiągnąć wartość 52 mln złotych w tym roku – w telewizji śniadaniowej pojawił się profesjonalny gracz. "Taz" z drużyny Virtus.Pro opowiadał w "Pytaniu na Śniadanie" prowadzącym o swoim zawodzie – jednak nie to przykuło uwagę widzów, a poniższy pasek:
To jak jest w końcu z esportem? Kupujemy transmisję, ale sprawdzenie poprawnego zapisu to już zbyt duża fatyga? Czy raczej chodzi o uznanie, że to i tak zbyt abstrakcyjny temat dla widza programu, więc zajmowanie się czymś takim jak forma jest bez sensu? Zdecyduj się na jedno, TVP! Działania sekcji sportowej wskazują na zainteresowanie, ale program drugi wskazuje lekceważenie. Przynajmniej w paskach – sam segment to absolutne podstawy, gdzie "Taz" co nieco wyjaśnia widzom. I prowadzącym, którzy nie przyłożyli się do researchu.
I tu trzeba chyba dojść do pewnej smutnej konkluzji. Kanał sportowy zarobi na transmisji, które będą oglądać osoby obeznane mniej lub bardziej w temacie, ale w mainstreamie jeszcze chwilę będzie pokutować wizerunek gracza-maniaka. Chociaż z drugiej strony wyobrażam sobie scenariusz, gdzie rodzice zamiast narzekać, że ich syn "wstał i już do komputera", zaczynają mówić z wyrzutem "a córka sąsiadki wygrała turniej w Counter Strike". I żadna piątka ich nie obłaskawi. Oj, polski gracz nie ma lekko.