Piractwo nie wpływa na sprzedaż gier? Potwierdza to obszerny raport
Aż 360 tys. euro zapłacił Parlament Europejski za sporządzenie specjalnego raportu. Chodziło o wpływ piractwa na sprzedaż gier. Raport od 2 lat jest gotowy, ale pozostał... nieopublikowany. Powody wydają się jasne.
Decyzja o zamówieniu raportu padła dawno temu - jeszcze w 2013 r. Parlament zlecił go duńskiej firmie Ecory i zapłacił olbrzymią kwotę 360 tys. euro, czyli ponad 1,5 miliona złotych. Raport powstał, został ukończony w maju 2015 roku i liczył 300 stron. Ale coś poszło nie tak, bo przez lata efekt końcowy nie ujrzał światła dziennego. Co poszło nie tak?
Do faktu, że taki raport został w ogóle zamówiony, dotarła Julia Reda, europosłanka niemieckiej Partii Piratów. Poprosiła urząd o jego przesłanie i opublikowała go na swoim blogu. Co znalazła w środku? To wydaje się dość oczywiste - podsumowanie analizy, która wcale nie wykazało wpływu "naruszania praw autorskich" na sprzedaż dzieł.
Raport został sporządzony w oparciu o badanie 4 obszarów: muzyki, filmów, książek oraz gier wideo. Na miejsce badań wytypowano 6 krajów, które mają najlepiej odzwierciedlać przekrój społeczny Unii Europejskiej: Polskę, Niemcy, Wielką Brytanię, Hiszpanię, Francję i Szwecję. W ogólnym podsumowaniu jasno widać, jakie są wnioski:
Ogólnie rzecz biorąc wyniki nie pokazują mocnych, statystycznych dowodów na zmniejszenie sprzedaży z powodu naruszenia praw autorskich. Nie oznacza to, że piractwo nie ma żadnego wpływu, ale że analiza statyczna nie dostarcza wystarczająco wiarygodnych dowodów, że istnieje jakiś wpływ [na sprzedaż].
Wyjątek stanowić mają np. kinowe blockbustery, czyli najchętniej oglądane w kinach nowości. Z drugiej strony pojawiła się też wzmianka o tym, że odnotowano pozytywny wpływ piractwa na sprzedaż gier wideo.
W oparciu o główne wnioski raportu, powód nieopublikowania dokumentu po jego przygotowaniu wydaje sie raczej jasny - tezy podsumowania mogłby nie spodobać się osobom zamawiającym, bo oczekiwano jasnego wskazania palcem na piractwo jako winowajcę spadku zysków ze sprzedaży filmów czy muzyki. Przypomnijmy, że w 2012 r. Europę obiegł szereg protestów przeciwko traktatom ACTA, SOPA i PIPA. Być może zamówienie raportu było związane z chęcią uzyskania mocnego dowodu, który pozwoliłby ściślej kontrolować przepływ danych w internecie
Jednocześnie dane z raportu nie budują dobrego obrazu społeczeństwa. Przeciętnie 72% młodzieży i aż 51% dorosłych obywateli sześciu wytypowanych krajów ma na sumieniu nielegalne pobieranie albo streamowanie danych. Niechlubnie została wyróżniona Polska, razem z Hiszpanią, jako kraj o wyższym poziomie piractwa niż w czterech pozostałych krajach.
Oczywiście z naszej strony usprawiedliwienia i poparcia dla piractwa nie ma. A ogólnie pozytywne wyniki raportu to być może efekt nowych możliwości na tanie kupowanie dóbr kultury. Fani filmów mają Netflixa czy ShowMax, fani książek akcję Book Rage. Za to możliwości dla nas, graczy, są już olbrzymie - od akcji Humble Bundle czy Bundlestars po liczne promocje internetowych sklepów z kluczami. Może za parę lat większość internautów na dobre zapomni o torrentach czy "Zatoce piratów".