Najpiękniejsza gra kwartału. Recenzja "Gris"
Jak złożyć coś, co zostało bezpowrotnie rozbite? Nie mam pojęcia, czy to w ogóle możliwe. Ale chcemy być pewni, że niezależnie jak wielkie szkody zostały poczynione, to można być ponad nie. I o tym właśnie jest "Gris".
Debiutancka gra hiszpańskiego Nomada Studios, wydana przez niezawodne Devolver Digital (znanych choćby z "Hotline Miami" czy "Broforce"), to indyk pełną gębą. Nie ma rozbuchanej epopei, jest intymna historia. Cała treść jest zamknięta, więc nie ma mowy o dodatkach, mikrotransakcjach, płatnych DLC. Tak samo grafika to eksperyment oraz najważniejsza i główna zaleta tej produkcji. Chociaż eksperyment to mocne słowo, jednak dobrze podkreśla unikalną dla "Gris" szatę graficzną.
Historię naszej bohaterki poznajemy wyłącznie przez to, co dzieje się na ekranie. Wiemy tylko, że dotknęła ją pewną trauma. Coś takiego stało się w jej życiu, że wszystkie kolory zniknęły. Została tylko ona i wszechogarniająca, ascetyczna biel. Odebrany został jej także głos. Razem z nią musimy przywrócić barwy do jej świata i sprawić, by znowu mogła zaśpiewać. By to zrobić, udajemy się w podróż przez cztery różne światy.
Jak grać w "Gris"
Istotą rozrywki w "Gris" jest platformowość. Gra jest do bólu prosta, ale nie prostacka. Musimy skakać po platformach, pływać, czasem zdarzy nam się wyścig z czasem i znikającymi podestami. Wszystko to okraszone zagadkami sekwencyjnymi, gdzie musimy wykonać pewien zestaw ruchów w odpowiednim czasie. Na pewnym etapie rozgrywka by się szybko nudziła, ale Nomada Studios wybrnęła z tego w łatwi i elegancki sposób. Po prostu po każdym "rozdziale" bohaterka zyskuje nową zdolność.
W ten sposób zaczynamy tylko ze skakaniem, by później nauczyć się szybowania, miażdżenia, pływania i śpiewu. W ten sposób rozgrywka stale aktualizuje się o nowe elementy, zyskując dodatkową świeżość i nie zamieniając się w schematyczną i bezmyślną drogę od zadania do zadania. Dzieje się sporo, jednak rozrywka ma raczej średnie tempo, a szybsze elementy, wymagające większej sprawności, są tylko w odpowiednio zaprojektowanych i wybranych momentach.
Wszystko to "okraszone" jest właściwie zerowym HUD-em. Informacje, jaki klawisz użyć, pojawia się tylko w momencie zdobycia nowej umiejętności. Poza tym jesteśmy skazani tylko na siebie. Nie ma nigdzie drogowskazów tłumaczących, co mamy robić w danej chwili. Zamiast tego musimy czytać nasze otoczenie. Metodą prób i błędów możemy dowiedzieć się, jak przebijać się przez nadkruszoną podłogę albo jak wystrzelić wysoko w górę. To zawsze miły powiew świeżości, że twórcy nie traktują gracza jak osobę, której trzeba tłumaczyć absolutnie każdy aspekt gry, bo przecież może się zagubić.
Otóż nie może. W "Gris" gra się bardzo intuicyjnie. W pewnych momentach wiedziałem po prostu, co mam zrobić, w którą stronę pójść lub gdzie wskoczyć. Kiedy złapie się rytm tej podróży, wewnętrzna logika tras nie ma przed nami żadnych tajemnic. I wszystko to odbywa się bez konieczności zerkania na mapę. Bardzo odświeżające doświadczenie.
Jak poczuć "Gris"
Jednak powrócę teraz do głównej, najważniejszej zalety – grafiki. Rysowane ręcznie tła i połączenie geometrii z akwarelą przypomina czasem kadry żywcem wyjęte z komiksów Moebiusa. "Gris" jest piękny w swojej własnej kategorii i jedną z najlepiej wyglądających gier 2018 roku. W samej budowie map widać również echa surrealizm. Czy to przez silne kontrasty kształtów i kolorów, czy przez kształty skał, budynków i przedstawionego świata, który zdaje się być jednocześnie opuszczony wczoraj i przed wiekami.
Jest w estetyce "Gris" sporo melancholii, ale i jeszcze więcej nadziei. Odpowiednie granie kolorami, które pojawiają się z czasem, niejako wypełniając świat gry uświadamiają nam, jak ważne są te pozornie nieistotne elementy w grach, jak tło czy drugi plan. Tutaj każdą scenę, panel czy ujęcie pragnie się chłonąć jak najdłużej. To piękno kryjące za sobą wielki smutek i pewnie dlatego jest tak sugestywne. Dodatkowe okraszone wspaniałą, niechanalną i minimalistyczną muzyką, która jeszcze mocniej buduje klimat intymnej opowieści.
Ostatecznie "Gris" nie jest produkcją dla każdego. Nie z powodu jakichś artystowskich roszczeń twórców czy poziomu trudności. To po prostu historia wychodzenia z traumy opowiedziana przez proste zabiegi symboliczne. Nie ma w niej nagłych zwrotów akcji czy wyszukanych mechanik. Jeśli ktoś podejdzie do niej z takim nastawieniem to gwarantuję, że będzie nią usatysfakcjonowany. Bardzo mocny strzał na sam koniec tego roku.
Aha, jeszcze taki smaczek. Przepiękny, oficjalny plakat dla "Gris" wykonała Polka, Asia Ladowska. Można go kupić pod tym adresem.
Ocena: 8.5/10
Platformy: PC, Switch