"Assassin’s Creed Origins"
Nie ukrywam, że podczas pisania recenzji moje odczucia były mieszane. Bardzo czekałem na nowego "Asasyna", spodobała mi się ogromna przestrzeń, ale byłem zawiedziony tym, jak kiepskie atrakcje przygotowali twórcy – mała różnorodność broni, powtarzające się skarby, denna fabuła.
Ale po spędzeniu ładnych kilkudziesięciu godzin odkryłem, że "Origins" to gra o czym innym, niż się wydaje. Kiepską historię głównych bohaterów trzeba potraktować pretekstowo. Prawdziwa siła to zwiedzanie olbrzymiego i bardzo różnorodnego świata starożytnego Egiptu.
Chociaż z bliska takie detale jak trawa czy kamienie wyglądają średnio, z daleka całość wygląda pięknie. I za tym pięknem aż chce się podążać. Tu rozległe piaski, tam piramidy, gdzie indziej bagna, kanały, rzeka, miasta i miasteczka, jaskinie, kryjówki, obozy wroga, skaliste szczyty i piękne trakty.
Cały czas coś się dzieje – jak nie ruszamy na misję poboczną, to pomagamy ludziom, odkrywamy nowe atrakcje albo wszczynamy bójki z wojskowymi patrolami. Potraktuj tę grę tak samo jak "The Elder Scrolls V: Skyrim", a będziesz zachwycony.