Nadchodzi nowa moda: gry z polską historią w tle. Ministerstwo Kultury chętnie je wspiera
Gry o średniowiecznej karczmie, inspirowane kulturą ludową XIX-wiecznej Polski, promujące polską myśl technologiczną XX wieku. Ministerstwo Kultury chętnie przydziela dotacje na "patriotyczne" projekty. Co za dużo, to niezdrowo? Istnieje ryzyko, że zamiast promowania historii, zniechęcimy się do wykorzystywania jej w grach.
Ujawniona lista dotacji przyznanych przez Ministerstwo Kultury pokazuje nowy trend: nadchodzą gry nawiązujące do polskiej historii. CDP.pl - nie mylić z CD Projekt RED - otrzymało pieniądze na wykonanie prototypu gry komputerowej "Tawerna" - symulatora budowy i zarządzania średniowieczną gospodą. W pozytywnie rozpatrzonych wnioskach znajdziemy jeszcze takie projekty jak:
- Studio Lichtchund - prototyp “gry surwiwalowo-podróżniczej w świecie inspirowanym tradycją i kulturą ludową XIX-wiecznej Polski”
- Anshar Studios - stworzenie prototypu gry video "Gamedec: TheStory" (możemy się domyślać, że to produkcja na podstawie serii książek, której autorem jest Marcin Przybyłek)
- Marcin Makaj - prototyp “innowacyjnej gry przygodowej promującej polską pop-kulturę i myśl technologiczną XX wieku”
Jest też budzący pewne historyczno-patriotyczne skojarzenia projekt o nazwie “Hussarion”, szykowany z myślą o wirtualnej rzeczywistości. Na razie jednak szczegółów nie znamy, bo również mowa o prototypie.
Warto zwrócić uwagę na to, że Ministerstwo Kultury dotuje nie tylko samych twórców gier. Pieniądze dostały też firmy, które chcą zająć się promocją polskich gier na zagranicznych targach. Między innymi Jarosław Gowin wspominał o promowaniu Polski za pomocą tej formy rozrywki i wydaje się, że dotowanie inicjatyw, które pomogą rodzimym twórcom pokazać się na świecie, jest krokiem w dobrym kierunku. To coś w rodzaju inwestycji, która może się szybko zwrócić.
Wbrew pozorom nie wszystko, co związane jest z historią, przekonało Ministerstwo Kultury. Wśród odrzuconych pomysłów znajdziemy między innymi grę VR “Noc Kupały” czy "Pakt - Lublin 1617”, projekcie szykowanym z myślą o 700. urodzinach Lublina.
Ale nawet sam fakt, że na liście znalazło się tyle projektów nawiązujących mniej lub bardziej do historii i patriotyzmu, robi wrażenie. Jeszcze kilka lat temu rodzimi twórcy przyznawali, że “polskość” w grach może i jest oryginalna, ale nikogo na zachodzie nie zainteresuje. Częściej o naszej historii mówiły zagraniczne gry niż te stworzone nad Wisłą.
Dziś, zapewne za sprawą sukcesu polskich gier i przede wszystkim mocno “słowiańskiej” serii “Wiedźmin”, podejście jest zgoła odmienne.
Kulturotech w praktyce
Kulturotech to, mówiąc najprościej, promocja Polski za pomocą nowych technologii. Wszyscy kojarzymy mangę z Japonią, a Dziki Zachód z Ameryką. Pomogła w tym popkultura: filmy, komiksy, gry. My jako kraj nigdy w taki sposób się nie promowaliśmy. Szlak przeciera “Wiedźmin”, ale takich projektów powinno być więcej - uważają twórcy koncepcji kulturotechu.
- To osadzone w lokalnej kulturze produkty i usługi wykorzystujące nowoczesne technologie To nie sztuka dla sztuki, a połączenie biznesu i kultury - tłumaczył nam pojęcie kulturotechu Marcin Kobylecki, dyrektor kreatywny Platige Image.
Nowoczesna Polska nie tylko powinna sięgać w popkulturowych dziełach do swoich korzeni i tworzyć z nich nowoczesne mity. Musimy być innowacyjni, jak wcześniej np. Estonia, i zmienić myślenie chociażby o państwowych spółkach. Niech KGHM podbija kosmos, NFZ inwestuje w sztuczną inteligencję, a ZUS uczy Polaków, jak inwestować.
Projekty dofinansowane przez Ministerstwo Kultury w koncepcję kulturotechu doskonale się wpisują. Polscy twórcy zaczynają rozumieć, że nasza kultura nie musi interesować tylko Polaków. Mamy asa w rękawie - coś oryginalnego i niespotykanego. Tym możemy przyciągnąć do siebie “zachód”.
Zmienia się podejście. Dofinansowane Lichtchund zrobiło wcześniej grę nawiązującą do… mitologii germańskiej. Teraz dostali pieniądze na “prototyp gry surwiwalowo-podróżniczej w świecie inspirowanym tradycją i kulturą ludową XIX-wiecznej Polski”. Pomysł oczywiście cieszy, ale… Prawda, że trochę przykro, że polskie studio najpierw wzięło na warsztat mitologię germańską, a nie naszą tradycję?
Od razu jednak ciśnie się na usta pytanie: co się zmieniło? Czy dał nam przykład “Wiedźmin” jak promować się mamy, czy może patriotyczne podejście po prostu zaczęło się opłacać? Przecież mowa tu nie tylko o grach i produkcjach CD Projekt RED, ale ciepło przyjętych krótkometrażowych filmach "Legendy Polskie", bazujących na polskich baśniach.
Oczywiście za wcześnie na takie zarzuty. Ministerstwo Kultury na razie - przynajmniej na papierze - rozsądnie podchodzi do tematu i z rozwagą przydziela pieniądze. Ale przecież takie projekty nie muszą powstawać przy udziale państwa. Już w tym roku zagramy w grę “Dywizjon 303”. Powstaje też gra strategiczna nawiązująca do uniwersum 1920+ - w nim polska historia, m.in. Bitwa Warszawska, miesza się ze światem science-fiction. Są żołnierze Piłsudskiego i olbrzymie mechy. Dodajmy do tego projekty z listy Ministerstwa Kultury, a uzbiera się spora lista “patriotycznych” gier.
Polskość na siłę?
Wnioski są proste: warto stawiać na “polskość”. Gorzej, jeśli “polskość” będzie jedynym argumentem.
A to nie jest takie nieprawdopodobne. Branża filmowa przerobiła to na przykładzie takich filmów jak “Smoleńsk” czy “Historia Roja”, gdzie czynniki artystyczne zeszły na dalszy plan, bo ważniejszy był sam temat. Zresztą gracze również mają podobne doświadczenia. “Uprising 44” było pierwszą polską produkcją traktującą o powstaniu warszawskim. Było o niej głośno ze względu na temat, a potem tylko mówiło się o fatalnym wykonaniu i absurdalnym przedstawieniu wydarzeń z sierpnia 1944 roku.
Nagły wysyp projektów nawiązujących do polskiej historii z jednej strony cieszy, z drugiej rodzi pewne obawy: czy na pewno o “potrzebę serca” tu chodzi?