Gry wideo na podstawie filmów jeszcze nigdy nie były tak dobre
Dlaczego? Bo jeszcze nigdy nie były tak niezależne od tych filmów.
Tworzone na licencji kinowych hitów gry wideo od lat były synonimem miernoty. Produkcjami bez pomysłu, serca i odpowiedniego budżetu. Robionymi na szybko, byle tylko zdążyć na kinową premierę, wpisując się w plan działu marketingu. Plan, w którym gra wideo to jeden z elementów kampanii, gdzieś między dorzucanymi do chipsów gadżetami a reklamą w komunikacji miejskiej. Przy niewielkich budżetach tych gier i niezłej sprzedaży (znane tytuły i twarze na okładkach działają) miało to ekonomiczne uzasadnienie i niemal zerową wartość artystyczną. Aż w końcu coś drgnęło.
Nie można oczywiście uogólniać - już na poczciwego NES-a, w Polsce znanego bardziej pod postacią pirackiego Pegasusa, w latach 80. było kilka udanych gier na podstawie filmów. Nie można też nie pamiętać genialnego "Bonda" z Nintendo 64 czy całkiem niezłego „Enter the Matrix” pokazującego to, na co na wielkim ekranie zabrakło Wachowskim czasu. Wśród tych niechlubnych wyjątków jest jednak morze licencjonowanej cienizny, która, na nasze szczęście, powoli zaczyna odchodzić w zapomnienie.
Doskonale było to widać podczas niedawnej premiery "Obcego". Tytuł-legenda, głośny i kojarzony przez każdego. Gdzie się zatem podziała bazująca na nim gra? Sporo zainteresowanych już ją… przeszło. "Obcy: Izolacja" z 2014 roku nie okazał się sprzedażowym hitem, ale podbił serca fanów wirtualnych horrorów. Tworzony w bardzo luźnym nawiązaniu do filmów, pokazując losy córki Amandy Ripley, przełożył na język gier unikalną atmosferę "Ósmego pasażera Nostromo". Bardzo podobnie wyglądała sytuacja z "Mad Maksem".
Film pojawił się w kinach 15 maja 2015 roku. Gra zadebiutowała dopiero we wrześniu tego samego roku, dzieląc z obrazem George'a Millera tytuł i postapokaliptyczne realia, ale już nie obsadę czy nawet fabułę. Szwedzki producent gier wideo miał ogromną swobodę twórczą, co wyszło tylko całemu przedsięwzięciu na dobre, a produkcja zebrała solidne oceny orbitujące w okolicach 7/10.
2015 rok dał nam też "Szybkich i wściekłych 7", których twórcy jeszcze inaczej wybrnęli z sytuacji. Nie robili od podstaw własnej gry, a jedynie dodatek do innych wyścigów "Forza Horizon 2". W klimacie filmu, ale technicznie rzecz biorąc będący częścią technologii Microsoftu, który swoją wyścigową serią od lat coraz skuteczniej spycha na boczny tor "Gran Turismo". Świetny pomysł, zwłaszcza że wcześniej, przy okazji szóstej części filmu, wypuszczono grę "Fast & Furious: Showdown", którą można nazwać kwintesencją filmowych budżetówek.
Czy ten nowy trend oznacza, że nie grożą nam już słabe gry na podstawie filmów? Nie, aczkolwiek ryzyko zauważalnie się zmniejszyło. O wiele bardziej prawdopodobne jest natomiast powstanie słabych filmów na podstawie znanych gier. Tylko w zeszłym roku na srebrnych ekranach pojawiły się "Ratchet & Clank”, "The Angry Birds Movie", "Warcraft" i "Assassin's Creed". Ekranizacje te i ich poziom są już jednak zupełnie odrębnym tematem. Niestety raczej nie aż tak optymistycznym.
Paweł Olszewski
Polygamia