Granie w Iranie. O tych produkcjach na pewno nie słyszałeś
Iran, choć rzadko odwiedzany przez turystów, przyciąga perspektywą wysokogórskiej wspinaczki i doskonale przyprawianą baraniną. Równie mocno intrygują bazary z grami wideo.
Zacznijmy od tego, że wszystkie aspekty życia w Islamskiej Republice Iranu podlegają surowym religijnym nakazom i zakazom. W Iranie nie pije się alkoholu, w miejscach publicznych kobiety obowiązkowo zakrywają włosy hidżabem, a spacer po parku z trzymaną za rękę koleżanką to ryzykowny pokaz obyczajowego wyzwolenia. Zachodnie wzorce zachowania są natomiast stale krytykowane przez media. A jednak znaczna część obywateli, zwłaszcza młodych, ukradkiem zerka na Zachód. Oknem na świat mogą być dla nich również gry wideo.
W Teheranie, dla człowieka naszego kręgu kulturowego, nawet przejście przez ulicę może stanowić zagrożenie życia. Ja podejmuję to ryzyko, przedzierając się między napierającymi z każdej strony samochodami i skuterami, aby na placu Chomeiniego odnaleźć szereg sklepików z elektroniką i grami. Sprzedają tu najnowsze konsole Sony i Microsoftu, niemniej ich zachodnia cena stanowi barierę nie do pokonania dla zdecydowanej większości tutejszej młodzieży. Dużo popularniejsze są pecety, na co – jak się szybko okazuje – wpływ ma również dostępność oprogramowania rozrywkowego.
Po wejściu do sklepu wystarcza mi kilka minut rozmowy z handlującym grami Amirem, aby – po niezobowiązującej wymianie zdań na temat Roberta Lewandowskiego i mistrzostw świata w siatkówce – sprzedawca zaufał blademu turyście z odległego Lechistanu. Amir wyciąga spod lady katalogi pełne skserowanych okładek dawniejszych i nowszych hitów. Wybieram interesujące mnie tytuły, negocjuję ceny (w hurcie taniej – szybko dochodzę do kwoty niższej niż dolar za sztukę), a za godzinę mogę zgłosić się po odbiór wypalonych płytek.
Podróż do Iranu okazuje się dla mnie także wędrówką w czasie. Pomijając język, w jakim zawierana jest transakcja, czuję się jak dwadzieścia lat wcześniej na giełdzie Bajtka. Nie mija pół minuty i podchodzi do mnie kolega Amira, zapraszając do stoiska z filmami. Najnowsze przeboje Holly- i Bollywoodu w cenie, w jakiej u nas nie kupi się czystej płyty DVD. "W którym hotelu mieszkasz? No problem. Filmy wieczorem przywiezie znajomy taksówkarz".
W Iranie kontrolowany jest także internet. Nie można łączyć się z wieloma zagranicznymi serwisami, poza zasięgiem obywateli pozostają między innymi YouTube i Facebook. Przynajmniej teoretycznie, bo tę ostatnią blokadę młodzi ludzie nauczyli się już omijać, zbierając lajki tak samo jak ich zachodni koledzy. W każdym razie piractwo, choć wszechobecne, nadal ma tutaj formę kontaktów osobistych, gotówkowych transakcji i nagrywanych płyt. Bezpieczniej znaleźć handlarza na placu Chomeiniego niż szukać czegoś w sieci.
Są jednak gry, których nawet pirat mi nie dostarczy. Iran to kraj starannie nadzorujący treści docierające do jego obywateli, a władza ortodoksyjnych ajatollahów pilnuje, by nieodpowiednie – ze względów politycznych bądź obyczajowych – dzieła popkultury nie były dostępne nawet spod lady. Dlatego nie sposób dostać tu m.in. "Battlefielda 3" - z uwagi na sceny fikcyjnej inwazji sił amerykańskich na Teheran oraz realistycznie odwzorowane walki na Wielkim Bazarze.
Do sprzedaży nie zostało dopuszczone także "Arma 3", taktyczna strzelanka science fiction, w fabule której to Iranowi przypadła rola czarnego charakteru. Dyskretnie podpytywani przeze mnie o te tytuły klienci sklepów zgodnie twierdzą jednak, że nawet gdyby było to możliwe i tak nikt by w nie nie grał. - Po co wcielać się w Amerykanów i strzelać do rodaków? – dziwi się oglądający piracki katalog nastolatek.
Aby mieć stuprocentową pewność, że elektroniczna rozrywka będzie nośnikiem treści wskazanych dla irańskiej młodzieży, niedawno władze kraju rozpoczęły produkcję własnych gier. Przy osobistym poparciu ajatollaha Chameneiego oraz aprobacie Najwyższej Rady Rewolucji Kulturalnej. Nie jest to zresztą w tym kraju nic nadzwyczajnego. Iran, poddawany rozmaitym gospodarczym sankcjom, samodzielnie wytwarza większość dóbr konsumpcyjnych - od wkładek do butów i żyletek, po elektronikę i samochody.
Natomiast dla młodych irańskich informatyków praca na państwowej posadzie stanowi atrakcyjną propozycją zawodową, toteż oferta lokalnego oprogramowania szybko się powiększa. Władze zapowiadają powstanie m.in. licznych tytułów o charakterze militarnym - w tym stanowiącej odpowiedź na "Battlefielda" strzelanki przedstawiającej atak Iranu na Izrael. Póki co jednak irański dorobek w tej dziedzinie zaskakuje swoją oryginalnością. Gry akcji i strategie osadzone w realiach fantasy i sci-fi powinny przypominać młodzieży, że Persja ma swoją historię i mitologię, dostarczającą świetnych fabuł, a świat mogą ratować nie tylko amerykańscy herosi.
Na razie pytani przeze mnie młodzi ludzie wolą jednak sięgać po gry z Zachodu. Serie "Grand Theft Auto", "Need for Speed" czy "FIFA" pokazują im, jak wygląda świat inny od tego, który widzą na ulicach Teheranu. Reżim ajatollahów trzyma się mocno, więc wirtualna rozrywka jeszcze długo może pozostać jedyną ucieczką od otaczającej Irańczyków rzeczywistości.
Bartłomiej Kluska
Magazyn "Pixel", nr 02
Najnowszy numer magazynu "Pixel" już w kioskach! Przeczytaj więcej na www.pixel-magazine.com/.