"Fortgame 9", klocki LELE i krzywo namalowany Shrek. Podróbki nad polskim morzem to prawdziwe cuda
Podróbki lub bootlegi. Dla jednych poważne, finansowe utrapienie. Dla innych szansa na zakup produktu, którego oryginalna wersja jest za droga. A dla mnie – i tysięcy internautów – osobna kategoria dowcipów. Oto "złoto", które znalazłem w sklepach nad Bałtykiem.
W wakacje trafiłem do Darłówka. To świetna miejscowość. Plaża długa i z wyjątkowo bezpiecznym kąpieliskiem. W knajpie ryba świeżo z kutra, a popołudniami rybacy sprzedają flądry i dorsze nad ujściem rzeki do morza. Nie brakuje gofrów, lodów-świderków, czipsów na patyku, kebabów i wreszcie - dziesiątek sklepowych namiotów.
A w sklepach ubrania, ręczniki, pamiątki, zabawki. I tony nieistniejących marek, które do złudzenia przypominają klocki Lego czy gry "Fortnite" i "Minecraft". Kiedy wrzuciłem kilka poniższych zdjęć na Facebooka i rozbawiłem kilkadziesiąt osób, wiedziałem, że muszę podzielić się ze światem całą ich galerią.
Nie bez powodu aż 300 tysięcy osób obserwuje profil Bootleg Stuff - strony na Facebooku, który zbiera najdziwniejsze i najbrzydsze podróbki świata. A ludzie celowo zamawiają koszulki z ich nadrukami.
Prawie jak oryginał
Klocki Lego – uwielbia je każde dziecko. Nic dziwnego, że nadmorskie sklepy są pod tym względem solidnie zaopatrzone. I znajdziemy w nich dużo zestawów od duńskiej firmy… jak się wydaje na pierwszy rzut oka.
Na rzut drugi widać dokładnie, że są to azjatyckiej proweniencji marki: LELE, ZHBO, OBM, LEBQ czy QS08
Osobna kategoria to zawartość zestawów i ich nazwy. Chwila nieuwagi i zamiast klocków "Minecraft" kupimy pakiet "My World", zamiast "Ninjago" – "Ninjao" lub "Ninja Cube", zamiast "Lego City" – "City Streets". Albo "Dog Small Squad" i "Dogs Patrol" zamiast "Pawen Patrol", czyli lubianego wśród dzieci "Psiego patrolu".
A trzeba uważać. Moja znajoma, matka dwóch chłopców, opisywała ze zdziwieniem, jak jeden z nich wrócił z przedszkola ze łzami w oczach i gniewem na twarzy. Powód? Kupiła mu podróbkę koszulki z samochodzikiem Zygzakiem McQueenem, wyśmianą przez 5-letnich rówieśników. "Nieoryginalność" jest szybko wyłapywana i wytykana.
Marka, która nie istnieje
Moim faworytem zdecydowanie pozostaje "Pekomon GO". Niby prawie jak "PokemonGO ", a jednak nie do końca. Ale dalej były jeszcze cięższe przypadki "nie do końca" – które już swoją nazwą dawały znać, że podobieństwo do oryginału jest niemal przypadkowe.
"Świnka Peppa" i ciuchcia z serialu "Tomek i przyjaciele". W bazarkowym namiocie znalazłem obok oryginałów zestaw "Happy partners", czyli "Szczęśliwi partnerzy". O świnkach ani słowa. Także w opisie, w którym – obok literówki – jest też pokracznie napisane zdanie, po przetłumaczeniu brzmiące: "To odbierze ci świetną zabawę". Zachęcające!
Kilka koszy obok widzę pakiet "Thomas & Friends", a obok – "Little Train", czyli "Mała ciuchcia". Nawet niespecjalnie podobna do Tomka. Perełką znów jest opis, który brzmi: "Dziecko pokocha zabawne i kolorowe królestwo elfów Yi Bao". Chciałoby się dodać, niczym z encyklopedycznego slangu, "sic!". Jeszcze jeden kosz w lewo, a tam uwielbiany Pan Bulwa z serii "Toy Story". Wróć! Nie Pan Bulwa tylko... "Tańczący wujek"?
I tu docieramy do wątku dla graczy. Pudełko z grą "Forinit: Royal War", zamiast "Fortnite: Battle Royale", to pyszne przekręcenie. Ale dalej jest jeszcze lepiej, bo na warsztat wzięto "Minecrafta". Jedną z najpopularniejszych gier wszech czasów. Parafrazując pewnego mema, skoro niby ten cały "Minecraft" jest tak dobry i popularny, to czemu jeszcze nie ma "Minecrafta 2"? Cóż, u was może nie. Ja już mam.
Bardzo wesołe miasteczko
Sklepowych podróbek jest więcej. Mógłbym ich jeszcze długo szukać, ale wolałem wyjść z namiotu i zobaczyć "bootlegi" w akcji. Te objawiły się w jednym z lunparków, których nie brakuje, gdy przejedziemy się autem między nadmorskimi miejscowościami. Już na wejściu przywitał mnie ręcznie malowany Robert Kubica. Oczywiście ukrytym pod maską rajdowcem mógł być, na przykład, Hubert Robica. Musiałbym spytać autora malunku.
Lunaparkowe freski to osobna kategoria podróbek. Każde obwoźne wesołe miasteczko ma liczne "prawie podobne" malunki bohaterów z bajek. Gdyby było to nasze dzieło na lekcji plastyki, szóstka z uśmieszkiem byłaby murowana. Gdy jednak przyozdabiają odwiedzane przez setki osób atrakcje - i mieszają się z ładnymi oryginałami - ciężko się nie zaśmiać.
Słynny duet Shrek i osioł wyglądają jak potraktowani upiększającym filtrem na smartfonie. Natomiast krzywy Kubuś Puchatek, cóż… to właśnie jest esencja "bootlegowości".
Koślawych obrazków było więcej, ale ostatni hit czekał na mnie na torze z elektrycznymi samochodzikami. Ktoś chciał się bardzo postarać o maksymalne doznania z przejazdu i nadać bolidom markowy sznyt. Można było zatem zasiąść za sterami marki Rultane, Arrani czy "mercedesa" z oponami znanej marki Felleri. Albo autka z logiem słynnego napoju Rulle Beb. Na zdrowie!