Football Manager 2020 - kultowy pożeracz czasu znowu w akcji [RECENZJA]
Listopadowy, jesienny wieczór. Nie pomaga herbata, nie pomaga ciepły koc, nie pomaga książka. Organizm został przyzwyczajony do innego rodzaju zabijacza listopadowej nudy. I w końcu, w połowie miesiąca to przychodzi. Środek nocy, laptop i zwycięstwo w Lidze Mistrzów.
Komuś, kto nie grał nigdy w "FM", może to się wydawać zadziwiające, że gra wypełniona tabelkami, nazwami i statystykami sprzedaje się tak dobrze. Mało tego, sprzedaje się co roku, pomimo, że każda kolejna odsłona jest do siebie bliźniaczo podobna – oczywiście (zanim zostanę zakrzyczany przez "hard fanów", że nie wiem co mówię) Sega (producent gry) ciągle wprowadza kolejne innowacje, ale do rewolucji jest naprawdę daleko.
A jednak Football Manager otoczony jest swojego rodzaju kultem. Rokrocznie fani rzucają się na tę pozycję, poświęcając im wolny czas, rujnując swoje życie osobiste, a w niektórych przypadkach też zawodowe. Co może być jednak jeszcze bardziej zaskakujące – niektórzy to życie zawodowe „wygrywają”.
Miesiąc temu pewien gracz Football Managera wysłał swoje CV do klubu z drugiej ligi serbskiej - FK Bezanija. Mężczyzna w rozgrywce osiągnął z nim półfinał Ligi Mistrzów, 10 mistrzostw i 6 Pucharów Serbii. Władze słabo spisującego się klubu odpowiedziały i zatrudniły go jako analityka. No i niech ktoś mi powie, że to nie fenomen na rynku gier.
Zresztą cały aspekt analityczny "FMa" to temat na inną opowieść. Gra na tyle realistycznie symuluje rozgrywkę, że już od dawna z jej bazy korzystają łowcy piłkarskich talentów.
Nowości
Gadanie gadaniem, ale co z ewolucyjnych nowości przygotowali dla nas twórcy gry? Jest trochę do przetestowania. To, co od razu rzuca się w oczy po pierwszych minutach gry, to znacznie rozbudowany system strategii klubu.
W poprzednich edycjach kluby miały wymagania, co do stylu prowadzenia klubu czy celów do osiągnięcia w najbliższym sezonie, ale teraz sekcja ta została bardzo rozbudowana i podzielona na trzy części.
Pierwsza to tak zwany "etos klubu", czyli styl prowadzenia zespołu. Składa się na niego sposób gry, jaki chcemy wpoić naszym graczom, wymagania wiekowe co do nowozatrudnionych zawodników, rozwijanie zespołów młodzieżowych itd.
Następna sekcja to cele bieżące, czyli po prostu obowiązki, które muszą być wykonywane w trakcie pracy w roli managera.
Ostatnia część i zarazem największa zmiana w stosunku do poprzednich edycji to "plan pięcioletni". Pokazuje on, jakie cele stawia przed nami klub na kolejne sezony. Cecha ta jeszcze bardziej przybliża rozgrywkę do "real thing", ponieważ wymusza na graczu myślenie o czymś więcej, niż tylko obecnym sezonie.
Co dalej? Centrum szkolenia, czyli to, co tygryski (zapaleni gracze Football Managera) lubią najbardziej.
Jednym z najważniejszych elementów gry dla każdego pro fana Football Managera jest oczywiście hodowanie własnej hordy utalentowanych wychowanków. Dzięki centrum szkoleń w nowym FMie, wszystkie aspekty trenowania młodzieży znalazły się w jednym, uporządkowanym miejscu. Statystyki, opinie sztabu szkoleniowego, wszystko pod ręką.
Urealniającym rozgrywkę elementem w nowym Football Managerze jest też możliwość składania obietnic dotyczących czasu gry. Od teraz możemy skusić potencjalne transfery deklaracją konkretnej ilości minut na boisku. Każdy kto śledzi prawdziwy futbol, wie, że takie "obiecanki" to częsty negocjacyjny zabieg, więc zmiana bardzo na plus.
Dodatkowy wpływ na zawodników gwarantuje nowowprowadzony kodeks postępowania, który, po zaakceptowaniu go przez drużynę, jasno mówi, jakie kary spotkają piłkarzy za ich konkretne wykroczenia.
Oczywiście zmian jest dużo, dużo więcej, bo FM jak zwykle trzyma się swojej ewolucyjnej formy, poprawiając każdy aspekt chociaż odrobinkę. Poprawki dotyczą też silnika meczowego i grafiki samych rozgrywanych spotkań, ale jeśli o to drugie chodzi to nie oszukujmy się – nie dla grafiki odpala się FMa.
Wady? Nic nowego
Oczywiście, mimo swojego uroku Football Manager ma i będzie miał wady. Przede wszystkim z ciągłą rozbudową każdego aspektu gry, mnogość opcji, tabel i funkcji może przyprawić o zawrót głowy, szczególnie u kogoś nie mającego wcześniej styczności z tą pozycją.
Do grupy pod tytułem "łyżka dziegciu" trzeba też zaliczyć brak licencji na niektóre z czołowych lig, chociażby na La Ligę czy Premier League. R.Madryt vs Barcelona, nie smakuje tak samo jak Real Madryt CF vs FC Barcelona, nie mówiąc już o zabawnych, autorskich wersjach herbów niektórych klubów.
No i muszę jeszcze dorzucić trzy grosze w odwiecznie męczonym temacie – czy tak naprawdę za grę bliźniaczo podobną do poprzedniczek powinno się płacić jak za całkowicie nowy tytuł? Fani to już zaakceptowali, ale ja mam wątpliwości. Co roku.
I co roku odpalam nową edycję. Kompletny obłęd.