Filmowe "Gwiezdne wojny" już dorosły. Teraz czas na gry wideo
W ciągu ostatnich 2 lat do kin trafiły znakomite znakomite filmy z serii "Star Wars" - "Przebudzenie mocy" oraz "Łotr 1". Kolejne przed nami. A co z grami? Tu również szykuje się uczta dla wielbicieli gatunku.
Disney w 2015 roku udowodnił, że doskonale rozumie fenomen "Gwiezdnych wojen" i, wbrew obawom sceptyków, nie zamierza przekształcać ich w kino familijne. Nie oznacza to jednak, że firma postanowiła sztywno trzymać się konwencji. O ile więc "Przebudzenie mocy" było jeszcze w dużej mierze hołdem złożonym fanom, tak "Łotr 1" wprowadził sagę na zupełnie nowe tory. O wiele mroczniejsze niż "Mroczne widmo", miejscami naprawdę brutalne, a co najważniejsze, niejednoznaczne moralnie.
Czarno-biały dotąd konflikt ze złym do szpiku kości Imperium i krystalicznie czystymi rycerzami Jedi nabrał kolorów szarości, stając się nie tylko efektownym widowiskiem, ale też w końcu naprawdę ciekawą wojenną historią. Było to
niemałym wyzwaniem dla scenarzystów, trzeba bowiem pamiętać, że finał tej historii jest doskonale znany od 1977 roku - wykradzione w "Łotrze 1" plany Gwiazdy Śmierci prowadzają do jej zniszczenia. Rebelia niedługo potem powtarza swój wyczyn - eksplozja wieńczy też zamykający starą trylogię "Powrót Jedi".
Przebudzenie gier
Tam, gdzie kończy się nakręcony w 1983 roku film, rozpocznie się planowana na listopad 2017 roku gra wideo. W "Star Wars: Battlefront 2" wcielimy się w przywódczynię oddziału sił specjalnych Imperium, co jest ciekawą informacją z kilku powodów. Po pierwsze - kampania fabularna. Towarzyszący premierze "Przebudzenia mocy", tworzony w iście ekspresowym tempie pierwszy "Battlefront" był zupełnie pozbawiony misji dla pojedynczego gracza. Twórcy skoncentrowali się na rozgrywkach sieciowych, sam fakt dodania w sequelu fabuły jest więc ważny.
Druga istotna rzecz to fakt, że nie jest to po prostu tzw. "e-granizacja" jakiejś znanej już ze srebrnego ekranu historii, a zupełnie świeża opowieść, pokazująca losy "tych złych". Sam jej zarys, z zupełnie nową bohaterką Imperium, a także fakt, że nad grą pracują ludzie mający w CV kamienie milowe elektronicznej rozrywki, pozwalają sądzić, że dostaniemy grę stojącą przynajmniej na poziomie ostatnich filmów.
To nie koniec
"Star Wars: Battlefront 2" to jednak tylko mała część 10-letniego planu Electronic Arts. Tak jak światem kina wstrząsnęła wiadomość o przejęciu przez Disneya "Gwiezdnych wojen" od LucasFilm, gracze wstrzymali oddech na wieść o długoterminowej umowie Disneya i Electronic Arts, wydawcy serii "FIFA", "Need for Speed", a także "Battlefield", "Dead Space" czy "Titanfall" i "Mass Effect", którzy w tej chwili pracują nad kolejnymi grami z tego uniwersum.
W EA Motive, studiu odpowiedzianym za kampanię fabularną "Battlefronta" jest zarówno twórczyni "Assassin's Creeda", jak i "Portala", a także scenarzysta "Spec-Ops: The Line", bardzo niedocenionej gry akcji, którą bez krzty przesady można nazwać odpowiedzią na słynne "Jądro ciemności" Josepha Conrada. Z kolei słynące z ciężkiego horroru science fiction "Dead Space" studio Visceral Games razem z Amy Hennig tworzy natomiast coś, co może się kojarzyć z nieodżałowanym, anulowanym projektem "Star Wars 1313" (na zdjęciu poniżej).
Główna zainteresowana w jednym z wywiadów zdradziła, że nowa gra to bardziej "mroczna opowieść z bardzo odległej galaktyki niż karnawał na Naboo" - dla niewtajemniczonych, planety i zarazem domu znienawidzonego przez fanów sagi Jar Jar Binksa. Całość ma być utrzymana w klimacie serii "Uncharted", nad którąHennig zresztą wcześniej pracowała, i pojawić się w 2018 roku. Oczywiście w okolicach kolejnego filmu Disneya.
Jeszcze później, bo w póki co nieokreślonej przyszłości, wyjdzie gwiezdnowojenna gra od twórców "Titanfalla 2", futurystycznej strzelaniny. Wnioskując po tym, co ludzie ci zrobili w niewinnie zapowiadającej się kampanii fabularnej sequela swojej gry akcji, ich nadchodzący tytuł ze świata "Gwiezdnych wojen" też nie będzie kolorową baśnią o dobrych rycerzach i złym Imperium.
Nowość od mistrzów z BioWare
Na koniec zostało BioWare. Firma w zeszłym miesiącu dała nam RPG-ową space operę "Mass Effect: Andromeda", ale w 2011 roku, jeszcze przed dziesięcioletnią umową z Disneyem, wydała MMO "Star Wars: The Old Republic". A w 2003 roku kultowe już RPG "Star Wars: Knights of the Old Republic", którego powrót byłby dla świata gier równie wielkim wydarzeniem co premiera „Przebudzenia mocy” dla kinomaniaków. Firma potwierdziła, że nad czymś ze świata "Gwiezdnych wojen" pracuje, nic konkretnego jeszcze jednak nie pokazała.
Wszystkie nadchodzące na licencji "Gwiezdnych wojen" gry zapowiadają się ciekawie i podobnie jak ostatnie filmy - celują w dojrzalszą publikę. Niezwykle ważny jest też fakt, że w przeciwieństwie do większości bazujących na filmach gier wideo, nie będą to proste adaptacje. Disney daje "Elektronikom" wolną rękę w pisaniu przeplatających się z kolejnymi trylogiami scenariuszy, a ci ochoczo z tej możliwości korzystają, proste klisze zostawiając konkurencji rodzaju "LEGO Gwiezdne wojny: Przebudzenie mocy".
Paweł Olszewski
Polygamia.pl