Czas podsumować IEM 2018. 4 rzeczy, które zapamiętam na zawsze
Kurz już powoli opada nad Katowicami. Na dwa weekendy Górny Śląsk stał się światową stolicą esportu. Po kolejnej edycji Intel Extreme Masters wiemy, kto jest najlepszy w CS:GO i Starcrafta 2.
IEM to cykliczny turniej esportowy o randze porównywalnej do Ligi Mistrzów. Każdy się z nią liczy, a wygrana to ogromne wyróżnienie i spore pieniądze - w tym roku łączna pula wyniosła niemal 6 mln złotych. Esport to już nie zabawa, ale wielki biznes i normalna dyscyplina sportowa (a w zasadzie szereg dyscyplin). I jeśli ktoś jeszcze w to wątpi, to widocznie nigdy nie był jeszcze na katowickim finale IEM, który odbywa się w Spodku już od kilku lat.
Warto zauważyć, że znaczenie wydarzenia zauważają też włodarze miasta. - Jest olbrzymia radość nie tylko dla mnie, ale i dla katowiczan, że możemy gościć tak wielką imprezę sportową w naszym mieście - powiedział w wywiadzie dla Sportowych Faktów prezydent Katowic, Marcin Krupa. - Wszyscy wiedzą, gdzie leżą Katowice, że jest to Polska i jest to najlepsza impreza.
Włodarze Katowic od początku mieli zresztą czynny udział w sukcesie IEM. To oni odezwali się Michała Blicharza, wiceprezesa ESL ds. profesjonalnych rozgrywek dla graczy, pytając, co mieliby zrobić, by takie wydarzenie zorganizować na Górnym Śląsku. Ten ogromny sukces nie wziął się znikąd (więcej pisaliśmy o tym w naszym wywiadzie z Blicharzem)
.
A popularność katowickiego IEM-u z roku na rok jest coraz większa. W 2013 zaczęło się od "skromnych" 50 tysięcy odwiedzających. W 2015 roku padł na razie niepobity rekord (choć dane z tego roku nie są jeszcze znane) - przez Spodek przewinęły się 173 tysiące fanów z całego świata. Nie mówiąc o dosłownie milionach, które rozgrywki śledziły w sieci. Prawa do transmisji tegorocznych meczów wykupiło TVP Sport, co też dobitnie pokazuje, że dziś z esportem trzeba się liczyć.
Przyznaję, to był mój pierwszy raz na tak dużej imprezie esportowej i też byłem trochę sceptykiem. Wcześniej jakoś nie było okazji, by pojechać do Spodka i zobaczyć, czym żyją fani cyfrowych rozrywek na całym świecie. Przyszła jednak kryska na Matyska. Po weekendzie z Intel Extreme Masters wiem jedno. Wykorzystam każdą okazję, byle pojawić się tam jeszcze raz za rok. Co zapadnie mi w pamięć na zawsze?
Organizacja... I kolejki
Czyli pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy przy tak wielkim wydarzeniu. Czy organizator zadbał o odpowiednią oprawę i logistykę? Proste rzeczy potrafią położyć najbardziej nawet prestiżową imprezę, weźmy choćby przepustowość przy wejściach. Na szczęście organizator wkorzystał wszystkie zalety Spodka oraz połączonego z nim Międzynarodowego Centrum Kongresowego. Wejścia na imprezę były przestronne, samo miejsce jest nowoczesne, a wszystko jest dobrze oznaczone.
Perfekcyjna organizacja ma ogromne znaczenie, bo chętni na wejście do Spodka ustawiali się w dosłownie gigantycznych kolejkach od samego rana. Wejście na IEM jest darmowe (choć można kupić karnet wczesnego wstępu), ale miejsce nie jest nieograniczone, więc chętni muszą odstać swoje. I to na siarczystym mrozie, bo tegoroczne Intel Extreme Masters było najzimniejsze w historii. Nikogo to nie odstraszało. Znów dała o sobie znać świetna organizacja. Dla zmarźniętych kolejkowiczów ustawiono choćby koksowniki, przy których można było choć trochę się ogrzać. Zobaczcie zresztą sami, oto reportaż przygotowany przez kolegów ze Sportowych Faktów:
Targi elektroniki i gier
IEM to nie tylko emocje sportowe. Podczas wydarzenia w części ekspozycyjnej można było odwiedzić blisko 30 różnych stanowisk wystawienniczych. To targi elektroniki i gier pełną gębą. Stoiska oferują najwięksi i najważniejsi, bo impreza przyciąga nie tylko producentów czy sklepy, ale też firmy, które, jak np. T-Mobile, konsekwentnie rozwijają swoją aktywność wokół esportu i gier. Operator na swoim stoisk nie tylko udostępnił miejsca z widokiem na zawody, ale dał również okazję na spotkanie z zawodnikami i influencerami, którzy odpowiadali na pytania, podpisywali się i pozowali do selfie. Poziom oblężenia ich przez fanów pokazuje, kto jest prawdziwym idolem młodego pokolenia.
IEM był dla T-Mobile także okazją do zaprezentowania oferty stworzonej z myślą o graczach. Nowością jest laptop MSI GV62 7RD, który pod elegancką, szczotkowaną obudową skrywa nie tylko procesor Intel Core i7 siódmej generacji, ale i mocną kartę graficzną GeForce GTX 1050 4GB. Tę potężną maszynę można sobie sprawić w zestawie z wybranym modemem lub routerem oraz Internetem LTE. W najwyższej opcji taryfowej przy opłacie 209,99 zł miesięcznie i w 36 ratach, laptop wraz z wybranym modemem USB można mieć już za 1 zł na start.
A pozostali wystawcy? Każdy oferował inne doświadczenie. Można było sprawdzić najnowsze telewizory Samsunga, założyć gogle VR i zrobić mały sparing ze znajomym na stoisku Hyperbooka, bądź spróbować najnowszego sprzętu gamingowego. To ogromny plus takich imprez . Dlatego do dyspozycji oddaje się naprawdę ciekawe rzeczy – od elektroniki użytkowej, po nowe tytuły na pecety i konsole.
Warto również wspomnieć o stoisku TVP Sport. Stacja postawiła na… gofry. To było uroczo staroświeckie.
Turnieje. Choć naszych zabrakło
Owszem, ciągle jest to w jakiś sposób zdumiewające, nawet dla kogoś, kto wychował się na grach i gra do dziś. Na środku ogromnej hali stoi nowocześnie wyglądająca scena, gdzie dwie drużyny (bądź osoby) rywalizują ze sobą na komputerach. Na trybunach siedzą tysiące osób, kolejne miliony (dosłownie) oglądają zmagania w internecie bądź telewizji. Emocje? Jak na każdym innym wielkim wydarzeniu sportowym. Doping nie różni się intensywnością specjalnie od tego, który dochodzi podczas meczów Legii ze słynnej "Żylety" (no, może jest trochę bardziej kulturalny).
I to nawet mimo tego, że w tym roku w ścisłych finałach zabrakło Polaków (trochę szkoda). Nasi faworyci w Counter-Strike: Global Offensive, czyli drużyna Virtus.Pro odpadli na wczesnym etapie i to w dość kiepskim stylu. Cudu nie było, nie pomogło granie "u siebie". Virtusi są ostatnio bez formy i chyba powoli czas zacząć zastanawiać się, co dalej z tą utytułowaną drużyną. Ostatecznie tryumfatorami w CS:GO została drużyna Fnatic, która w emocjonującym finale pokonała FaZe Clan.
A jeśli CS-a kreowano kiedyś na "polską" dyscyplinę, choć nią nie został, to nadal w pełni "koreański" jest StarCraft 2, czyli druga główna gra tegorocznego IEM. Na 16 miejsc w turnieju, 24 zapewnili sobie Koreańczycy. Tu również mogliśmy kibicować Polakom (swoich sił próbowali Artur "Nerchio" Bloch oraz Mikołaj "Elazer" Ogonowski), ale i tu dość wcześnie nasze marzenia zostały pogrzebane. W StarCrafcie najlepszy był Koreańczyk Rogue, który zgarnął za wygraną okrągłe 150 tysięcy dolarów.
Chociaż określa się to mianem esportu, emocje są iście sportowe. Na telebimach widzimy, co dzieje się na komputerach, komentatorzy z przejęciem opisują każdą kolejną zmianę rozkładu sił, a my czujemy, że oto przed nami najlepsi gracze na świecie pokazują szczyt swoich umiejętności. Poziom na IEM jest wyśrubowany. Jako laik, nie widziałem tego od razu. Jednak po jakimś czasie zacząłem dostrzegać taktyczny kunszt i kocią zwinność profesjonalnych graczy. Wbrew pozorom, przy dobrym komentarzu nie tak trudno załapać zawiłości gry. Przyjęło się, że esport jest trudny dla osoby, która sama nie gra, ale nie uważam, by trudniejsze było śledzenie takich rozgrywek niż na przykład w przypadku footballu amerykańskiego.
Atmosfera? Niezapomniana
Wszystkie poprzednie punkty prowadzą do tego właśnie, ostatniego na liście. Całe doświadczenie weekendu na IEM jest niesamowite. Czy to przez staranność organizatorów, czy przez płonące spojrzenia młodszych i starszych fanów, którzy w końcu mogą zobaczyć swoich idoli. Podkreślenia wymaga też fakt, że esport nie przyciąga tylko nastolatków, jak w pierwszej chwili mogłoby się wydawać. Owszem, osób młodych i bardzo młodych jest tam z pewnością najwięcej. Ale pełno jest też rodzin z dziećmi, młodych małżeństw, czy ludzi już grubo po trzydziestce. To z pewnością nadal "młode" hobby, w wielu znaczeniach tego słowa, ale aż serce rośnie, gdy widzi się, jak esport potrafi jednoczyć pokolenia. To niesamowite, obserwować, jak na trybunach syn tłumaczy ojcu zawiłości rozgrywki. Czy nie o to chodzi w takich wydarzeniach? By spędzać razem czas i dobrze się bawić.
Intel Extreme Masters z jednej strony zniewala rozmachem, z drugiej nie przytłacza. Pozwala odetchnąć i spędzić świetnie weekend. Oby światowy finał został w Katowicach jak najdłużej.
Partnerem artykułu jest T-Mobile