Automaty w naszym baraku - historia salonów gier
Zanim pojawiły się domowe komputery i konsole, królowały salony gier. W środku flippery, maszyny z dżojstikami oraz kolejki chętnych do zagrania. A jak wyglądało to w Polsce?
Według niektórych ekspertów zachodnie maszyny wrzutowe do gry (czyli na monety) dotarły do PRL-u u schyłku lat 60. Pierwsze przywozili marynarze, dlatego najpierw znalazły się na polskim wybrzeżu. Były to wyłącznie flippery (ang. pinball), później również inne elektromechaniczne urządzenia zręcznościowe. Początkowo bawili się na nich głównie dorośli. Moja przygoda z maszynami arcade, a i szerzej - z grami wideo, zaczęła się pod koniec lat 70. w salonie gier na krakowskim Kazimierzu. Przed parterowym budynkiem na specjalnym podeście dzieciarnia jeździła elektrycznymi samochodami, a w środku starsi grali na flipperach i innych automatach, np. strzelnicach. Niedługo dołączyły do nich – i z czasem zaczęły je wypierać – nowe, wyposażone w monitory.
Zapamiętałem stamtąd tylko jedną maszynę. Jej rysunek przewodni (tzw. backglass) przedstawiał drapieżnego dinozaura walczącego z roślinożercą. Pamięć jest zawodna, bowiem dałbym sobie głowę uciąć, że tego flippera wyposażono w liczniki elektroniczne. Tymczasem po sprawdzeniu okazało się, że "Four Million B.C." (1970) to jeszcze "elektromechanik", czyli automat posiadający obrotowe liczniki bębnowe (zmiana ich technologii nastąpiła w 1977 roku). Jednak mogę mieć rację co do obecności w tym przybytku wideogier arcade, gdyż pierwsze masowo produkowane urządzenie tego rodzaju to "Pong Atari" z 1972 roku. Sześć lat później miał miejsce prawdziwy przełom – grą o randze kamienia milowego okazało się "Space Invaders", której kolejnym twórczym rozwinięciem było "Galaxian" (1979), a w tym samym roku na rynek weszła też gra o nazwie "Asteroids". Jak widać kosmos wówczas zdecydowanie rządził.
Polskie zalążki
Pierwszy polski salon gier otworzył swe podwoje prawie na pewno w Warszawie na MDM-ie, na rogu Marszałkowskiej i Koszykowej w 1972 roku! Dowód jest na YouTubie [wideo poniżej]. Urządzeń postawiono kilkanaście, w tym ok. 3/4 flipperów, reszta to elektromechaniczne arcade, a do tego... "Pong". To nie pomyłka, przywieziono wyłącznie nówki! Jak się to opłacało? Ano wydawano pieniądze państwowe, czyli "niczyje", więc rachunek ekonomiczny nie był istotny. Biznes ów – podobnie jak kolejne – działał pod pieczą Zjednoczonych Przedsiębiorstw Rozrywkowych. Co więcej, lokum od razu zyskało charakter jaskini hazardu, gdyż na piętrze stały maszyny zwane jednorękimi bandytami. Tam mieli wstęp wyłącznie pełnoletni.
Ale niewiele mniejsze emocje, bo wzmocnione grą na pieniądze, narodziły się i na dole, gdzie o coraz większe stawki rywalizowano na flipperach. Najbardziej oblegane były te, na których mogły zmierzyć się ze sobą cztery osoby. Warszawski weteran pinballowy wspomina:
- Dla mnie i kumpli pierwsza wizyta w tym salonie gier przypominała wejście do magicznej krainy! Szczególnie urzekły nas kolorowe, świecące flippery, wtedy się w nich zakochałem i pozostało mi to do dziś, dlatego z tym większą przyjemnością zajmuję się hobbystycznie ich renowacją. Poza tym traktuję je jako symbol mojej drugiej ojczyzny - Ameryki.
Automaty w tym pionierskim obiekcie przyjmowały wyłącznie oryginalne żetony, przy czym inne przeznaczono do tych hazardowych, a inne do stricte zabawowych. Wymieniało się je w kasie na pieniądze i na odwrót. Jako że wszystko postawione było na głowie, więc te same żetony za żelazną kurtyną miały wielokrotnie większą wartość. Nic zatem dziwnego, że pewnego dnia żetonów w salonie na MDM-ie gwałtownie ubyło. "Wyemigrowały" one na Zachód, a tam zamieniono je na twardą walutę z wielką przebitką. Zapewne był to jeden sztos, ale ktoś nieźle się obłowił. Dobrze poinformowany człowiek z branży powiedział mi, że wyglądało to tak.
- Goście z Wybrzeża, prawdopodobnie marynarze, wyczaili, że identyczne żetony używane są w salonach w Szwecji. Wywieźli ich znaczne ilości i obłowili się, i to nie tylko na różnicy w cenie, ale także dzięki prawu wielkich liczb. Grali, grali, aż wygrali.
Jak widać zarabiała na tym masa osób z wyjątkiem dokładającego do tego interesu państwa… A co do rozgrywki na pieniądze, to popularne stały się tzw. obstawki (przegrywający płacił za następną grę). Niemniej i rywalizacja o większe sumy pozostała znanym zjawiskiem, podobnie jak w przypadku innych gier knajpianych.
Koniec lat 70. to początek złotej ery automatów video arcade, które wypierały flippery. Jednak nadal używano tej nazwy, zwłaszcza w zwrocie "iść na flippery", mając na myśli wizytę w salonie z grami, zwanymi wówczas oficjalnie telewizyjnymi (od monitorów kojarzących się z odbiornikami TV) lub po prostu zręcznościowymi. Zdarzało się, że w niektórych takich lokalach nie sposób było uświadczyć choćby jednego flippera… W growej rewolucji nie chodziło tylko o zmianę na coś bardziej atrakcyjnego, ale również na coś mniej awaryjnego. Na pinball składają się bowiem m.in. podzespoły mechaniczne, elektromechaniczne i elektroniczne oraz elementy, w które uderzają kule, zaś wideogra to najczęściej pudło z ekranem, parę klawiszy, jakiś sterownik (zwykle joystick) i nieco elektroniki. Dlatego często wystarczyło przełożyć płytę z zapisaną na niej grą, by otrzymać nową w starej obudowie, co w przypadku flipperów nie było możliwe.
Reguły gry
Na początku lat 80. gry komputerowe i gry na konsole dzieliła od tytułów z automatów istna przepaść. Wtedy powstały m.in. takie hity jak "Pac-Man" i "Dig Dug", kosmiczne strzelanki "Defender" i izometryczny (tzw. 2,5D) "Zaxxon", a także platformówki "Donkey Kong" i "Mario Bros", czy jedyne w swoim rodzaju "Frogger" i "Joust". Każda z nich weszła do kanonu gier video arcade, na które boom trwał do połowy lat 80. Ramy te obowiązywały, rzecz jasna, w cywilizowanym świecie, gdzie wraz ze spadającymi cenami coraz dostępniejsze były domowe komputery i konsole. U nas następowało to ze sporym opóźnieniem i na znacznie mniejszą skalę.
Dopiero z końcem lat 80. granie na prywatnym sprzęcie powoli stawało się czymś codziennym. Mimo to porównania nadal nie było – przeboje firmy Capcom, takie jak "1942" czy "Commando" (zbieżność tytułu z filmem ze Schwarzeneggerem, wbrew temu, co pisał "Bajtek", jest przypadkowa), w wersjach na ZX Spectrum przypominały oryginały najbardziej z nazwy. Salony gier bywały rozmaite, towarzystwa również, zależnie od okolicy, pory i dnia tygodnia. Przy części z nich kręciło się sporo nieciekawych osobników: od koników przez trudną młodzież po oszustów, opryszków i innych typków spod ciemnej gwiazdy. Sam kojarzę jednego niezłego flipperowca, który rzekomo był złodziejem.
To se ne vrati
Większości młodszych bywalców tych przybytków znany był proceder "pożyczania" lub dawania drobnych. Odmowy zwykle nie przyjmowano z wyrozumiałością. Bardziej wyrafinowana metoda polegała na "pomocy" w grze – uczynny wyjadacz przejmował stery, a fundator mógł sobie postrzelać.
Jak na tym tle prezentował się salon w amerykańskim miasteczku w 1986 roku? Pod względem liczby, stanu, wyboru i wieku maszyn bił dowolny nasz na głowę. Wtedy gry nawet na tamtejszych uniwersyteckich pecetach miały się do naszych "salonówek" jak salowa do salonki. Albo jak "Bomb Jack 2" i inne kontynuacje, o których nikt już nie pamięta, do pierwowzoru. Nawiasem mówiąc, w owym salonie po raz pierwszy zobaczyłem wyglądającą jak film animowany grę "Dragon’s Lair" (1983). Nie miałem pojęcia, co to jest, więc nie odważyłem się zagrać. Automat ten działał dzięki technologii zapisu filmów znanej jako LaserDisc. Weszła ona na rynek w 1978 roku, czyli dwa lata po VHS-ie i na cztery przed zaistnieniem dysku CD, jest więc jego protoplastą! Płyty LD miały 30-centymetrową średnicę, a zatem taką jak czarna płyta analogowa.
Ani w USA, ani w najweselszym baraku demoludów, czyli w PRL-u, ani w innych krajach maszyny te nie funkcjonowały jedynie w przypisanych wyłącznie im punktach. W Polsce były to początkowo barakowozy wchodzące w skład cyrków, potem lokale wolnostojące lub będące częścią większych nieruchomości oraz przeróżne knajpy i kluby, dyskoteki, domy wczasowe, studenckie czy hotele pracownicze. Na biznes nie narzekano, jak opowiadał mi ówczesny tzw. operator (właściciel maszyn zarabiający na ich udostępnianiu), pierwszego flippera do akademika kupili we trzech, a po jakimś kwartale mieli pieniądze na drugiego. I nie był to specjalny wyczyn, bo taka inwestycja mogła zwrócić się już nawet po miesiącu!
Specyfiką polską i zapewne innych krajów z tzw. bloku wschodniego była eksploatacja automatów arcade video do ich zdarcia lub braku zainteresowania, a i wtedy ratowano się wkładaniem nowych gier w stare obudowy czy choćby wykorzystaniem ich części. Nierzadko je przerabiano, dokładając przyciski lub joysticki, zdarzały się nawet poważniejsze ingerencje, dlatego większość zachowanych do dziś w Polsce egzemplarzy nie jest w pełni oryginalna. Polak zawsze potrafił, czego szczególny dowód ujrzałem w tamtych latach w Zakopanem. Działał tam salon gier z… 8-bitowymi komputerami Atari. Jestem przekonany, że nie był jedynym takim przedsięwzięciem w PRL-u.
Wzlot i upadek
Lata 90. przyniosły w Polsce oczywistą poprawę opisywanych przybytków i ich oferty. Co więcej, w ogóle nastąpił wręcz renesans arcade. Maszyny nie były tak popularne od czasów "Pac-Mana" Trend ten zapoczątkował "Street Fighter II: The World Warrior" (1991), który zainicjował także modę na gry walki. W efekcie powstało "Mortal Kombat" (5 części automatowych, pierwsza z 1992 roku) i inne bijatyki. Wzięciem cieszyły się ponadto wyścigi, wtedy też narodziły się pierwsze odsłony "Metal Sluga" i "Resident Evil". Był to również dobry czas dla flipperów – "The Addams Family" (1992), oparte na popularnym filmie, wyprodukowano w rekordowej liczbie 20 270 sztuk. Jednak nieubłaganie zbliżał się schyłek automatów do gier, bowiem w połowie lat 90. pojawiła się zabójcza dla nich piąta generacja konsol oraz komputerowe karty graficzne 3D z akceleratorem. W efekcie w 1999 roku rynek maszyn arcade w USA wart był 1,33 mld dolarów, zaś pięć lat później zaledwie 866 mln.
Nic więc dziwnego, że flippery nieomal odeszły wtedy w niebyt, a w nowe tysiąclecie weszły tylko z jednym producentem. Zanim to jednak nastąpiło, firma WMS, posiadająca takie kultowe marki jak Williams i Bally oraz Midway ("Mortal Kombat", "Spy Hunter"), próbowała ratować się hybrydą flippera z grą wideo. Nazwano ją "Pinball 2000" i wypuszczono dwa modele. Niestety, rynek nie przyjął ich wystarczająco dobrze, więc zamknięto cały oddział flipperowy, skupiając się na jednorękich bandytach. Tak to liberalizacja hazardu w tej formie w USA i innych krajach okazała się kolejnym z gwoździ do trumny. Widoczne stało się to także w Polsce, gdzie ludzie z branży przerzucili się na te znacznie bardziej dochodowe maszyny.
Obecnie cały biznes ma się niewiele lepiej niż kosmiczny samochodzik z "Moon Patrolu" po oberwaniu rakietą. Szczegóły tak odmalowuje specjalista, były operator, a od lat redaktor branżowego magazynu Interplay
- Tablety i smartfony dobiły ostatecznie tradycyjne gry wideo, choć zdarza się, że jakieś amerykańskie firmy próbują wskrzesić je w nowej formule z wykorzystaniem dużych ekranów LED. Sukces odnoszą jednak tylko te, które dają nagrody lub wymienialne na nie bilety. Coraz lepiej wyposażone w kierownice, pedały i pistolety konsole do gier eliminują z rynku symulatory jazdy (driving games) i wideostrzelnice (video shooting games). Mały salon gier nie ma najmniejszych szans w obecnych czasach. Jakiekolwiek zarobki gry wideo dają operatorom maszyn tylko w sezonie wakacyjnym lub w sieciach gastronomicznych.
Powrót do przeszłości
Istniejąca od wielu lat moda na retrogaming branży automatów video arcade jakoś niespecjalnie pomaga. Jeśli nawet pojawiają się maszyny w rodzaju pseudoreplik, czyli w formie 2w1, jak strzelanka "Galaga" pożeniona z żeńskim "Mrs. Pac-Man", to są one tylko efemerydami. Do tego mamy różne miniaturki automatów, pozwalające np. zmienić własny pad w miniarkadówkę (jak w przypadku iCade’a do iPada), i całą masę konwersji na współczesny sprzęt, w tym wersje online oraz produkty bazujące na oldskulu. A oryginalne gry video arcade są coraz droższe, bo poszukiwane przez ich miłośników lub kolekcjonerów, głównie w wieku 30+, pragnących mieć taką zabawkę w domu. Część trafia do muzeów gier wideo lub flipperowych (jak największe w Europie w Budapeszcie) bądź poświęconych im placówek (jak te niedaleko Pragi), czasem wreszcie knajp (nierzadko łączących funkcję baru z gralnią).
W nieco lepszej sytuacji znajdują się flippery, bo po dekadzie monopolu firmy Stern Pinball obecnie działa jeszcze dwóch liczących się producentów i kilkunastu pomniejszych. Tyle tylko, że większość nowych pinballi przygotowywana jest z myślą o prywatnych domach i kolekcjach.
Pamiętam, jak z końcem lat 90. odpaliłem na PC pakiet MAME ze starymi produkcjami z automatów. Gdy pierwszy raz zagrałem w takie tytuły jak "Green Beret", "Time Pilot" czy "Gun.Smoke" w wersji 1:1, tak jak dekadę wcześniej, to naprawdę miałem łzy w oczach. Chyba właśnie wtedy zrozumiałem, że tak gry wideo, jak i ja mamy już za sobą szmat historii…
Łukasz Dziatkiewicz
Magazyn "Pixel", nr 01
Zapraszamy do udziału w największym festiwalu gier retro i niezależnych w Europie! Więcej na www.pixelheavenfest.com.