8 rzeczy, które zapamiętam po WGW
Warsaw Games Week, wielkie święto graczy, już za nami. Impreza przyciągnęła tysiące osób żądnych elektronicznej rozrywki. Oto co najbardziej wryło mi się w pamięć
1. Te tłumy
Byłem rok temu na WGW, ale zdążyłem zapomnieć, jak bardzo masowe jest to wydarzenie. Przypomniałem sobie dopiero, gdy wszedłem w gąszcz fanów gier i powoli zacząłem się przeciskać się na przód pomiędzy rzędami kolejek.
Momentami to w zasadzie nieprzyjemne. Ale z drugiej strony bardzo mocno uwiadamia, jaka jest pozycja gier wideo w Polsce. Wysiadając na przystanku PKP Kasprzaka na warszawskiej Woli o każdej porze przez weekend widać było raz pojedynczych ludzi, raz długie fale osób zmierzających lub wracających z WGW.
Przez lata Warszawa była pozbawiona godnego stolicy wydarzenia powięconego grom wideo. Mam nadzieję, że to zmieniło się na stałe. Panujący na hali cisk to odpowiedź na to, że taka impreza jest potrzebna.
2. Ludzie chętnie stoją w kolejkach - jeli jest po co
Tyle się mówi, że młode pokolenia są niecierpliwe, rozszczeniowe, wszystkiego chcą na "już". Zastanawiałem się, czy znajdą się chętni, żeby stać przez godzinę w kolejce, żeby dopchać się do nowej gry. Sam chyba nie miałbym na to siły. Odpowiedź była jasna.
Im lepsza gra, tym większa kolejka. Do wszystkich hitów wił się długi limak chętncyh do zagrania. Mowa przede wszystkim o tych najbardziej wyczekiwanych tytułach, których premiera jeszcze przed nami. Np. "Assassin's Creed Origins" czy "Call of Duty: WWII".
Obie gry można obejrzeć na Youtubie. O obu dużo już napisano. "CoD" miał nawet otwarte testy beta dla chętnych. A i tak ludzie zdecydowali się czekać po 30, 45, 60 minut.
Dla porównania - do gier zdecydowanie mniej oczekiwanych, jak nowa edycja klasycznego "Age of Empires", kolejki nie było. Cóż, wybór między retro klasykiem, a szykowanym dopiero na 2018 rok "Far Cry 5" jest oczywisty.
3. Ubisoft jest królem
Przynajmniej jeli chodzi o firmy tworzące gry. Tak samo jak rok temu, tu kolejki były najdłuższe. Można było zagrać w m.in. w "South Park: Fractured But Whole", "Assassin's Creed Origins" oraz "Far Cry 5".
To ciekawe, bo patrząc na internetowe komentarze wydaje się, że ludzie nie przepadają za Ubisoftem. Narzekają na powtarzalność ich produkcji czy obniżaną jakość grafiki w stosunku do filmów promocyjnych. Ale finalnie i tak to do kolejnych produkcji Ubisoftu ciągną tłumy. Siła marki? Czy może za tą powtarzalnością kryją się solidne fundamenty?
4. Pełen przekrój wiekowy
Najwięcej jest młodzieży szkolnej. Gimnazjum, późne klasy podstawówki, liceum. Trafia się sporo studentów i dorosłych, ale najbardziej rzucają się w oczy ci z dziećmi.
Strefa junior było okupowana przez maluchy, które próbowały konstruować roboty albo grały w LEGO. Niektórzy już wprawieni w obsłudze pada, inni stawiający pierwsze kroki, ale wyranie dobrze się bawili. Najbardziej zdziwiła mnie jednak para, która przyjechała z mniej niż rocznym dzieckiem w wózku.
5. Lubimy dobrze zjeść
Wtręt kulinarny, niezwiązany z grami - chociaż może trochę. Graczy często kojarzy się z tanim kiepskim fast-foodem. Tymczasem strefa gastronomiczna z food-truckami mimo wszystko celowała ciut wyżej.
Zawsze miło jest patrzeć, jak dzieciaki sięgają po coś odrobinę bardziej wyrafinowanego od najgorszej buły z frytkami. Choć tu duży udział na pewno ma kieszonkowe od rodziców... Ale to i tak gigantyczna zmiana w porównaniu z tym co pamiętam, gdy jako 11-letni szkrab byłem na Gambleriadzie w 1998 roku. Tam przezorni zabrali ze sobą kanapki, szczęśliwcy szli po czipsy, a reszta czekała na obiad w domu.
6. Tłumy po darmowe gadżety - i dobrze
Nieodłączną częścią takich imprez organizowane na każdym kroku mini-konkursy. Nie trzeba przez godzinę ślęczeć przed komputerem - wystarczy odpowiednio głośno krzyczeć, odpowiedzieć na jedno pytanie czy mieć ciutkę szczęścia.
Zobacz także: Tak naprawia się twoje komputery
W kierunku gromad oblegających stoisko graczy lecą koszulki, podkładki, smycze i inne bajery. Chociaż ciężko się nie uśmiechnąć, widząc takie sytuacje, błyskawicznie przypominam sobie, że te 20 lat temu też rzucałem się jak szaleniec, żeby wrócić do domu z jakimkolwiek łupem.
7. VR nie jest królem
Dla większości zwiedzających (dla mnie również) tego typu targi to jedyna okazja, kiedy można założyć na głowę gogle VR i odpłynąć do wirtualnej rzeczywistości To wciąż za drogi sprzęt, żeby sobie na niego pozwolić.
Pomimo tego, do odpowiednich stoisk wcale nie było gigantycznych kolejek. Owszem, przy stanowisku PlayStation VR ludzie koczowali po kilkadziesiąt minut, ale kolejka na 10-15 osób była i tak po kilka razy mniejsza od chociażby tej do stanowiska, gdzie robiono wyłącznie pokaz "Wolfensteina II".
Trochę się dziwię, bo jednorazowa sesja z goglami to jest niesamowite przeżycie. Wydawało mi się też, że to ten etap rozwoju technologii, na który gracze czekają od dawna.
Długość kolejki dała mi jednak jasną odpowiedź - VR przegrał z większością atrakcji targów. Dłuższa kolejka była nawet do przejazdu w symulatorze tira na specjalnym fotelu.
8. E-sport jest za to księciem
Sieciowe zmagania turniejowe wciąż nie przebijają się na przysłowiowe "pierwsze strony gazet". Co nie oznacza, że nie ma nim zainteresowania. Nie mówię tu tylko o wianuszkach chętnych, żeby zobaczyć na scenie drużynę e-sportową.
Najbardziej w pamięci utkwił mi widok pełnych trybun, gry rozgrywano ogólnopolski turniej "Rocket League" i "Tekkena". Kilkadziesiąt osób zrezygnowało ze zwiedzania hal, stania w kolejce do najnowszych hitów czy oczekiwania na rozdawnictwo gadżetów, żeby przez kawał czasu obserwować zmagania znakomitych graczy.
I rozumiem czemu. Bo oglądanie fachowców w akcji jest równie przyjemne, jak oglądanie meczu w TV. Zwłaszcza, jeli towarzyszy temu równie dobry komentarz.