10 najlepszych klasycznych strzelanek
Doom
Nie można pisać o strzelankach nie wspominając o pierwszym Doomie, grze, która praktycznie stworzyła gatunek FPS-ów. Owszem, przed nim był Wolfenstein 3D, ale to właśnie Doom, z jego sugestywnym, mrocznym klimatem, skomplikowanymi, gotyckimi etapami i niezwykle charakterystycznymi przeciwnikami odpowiedzialny jest za popularyzację tego rodzaju rozgrywki. Wystarczy wspomnieć, że przez długi czas gry tego typu nazywano “klonami Dooma”. Czapki z głów!
Soldier of Fortune
Tę grę pamietamy przede wszystkim za dwie rzeczy - po pierwsze za olbrzymie wymagania sprzętowe, które wystawiły na wielką próbę nasze ówczesne komputery (gra ukazała się w roku 2000 i bazowała na zmodyfikowanym silniku Quake’a 2). Po drugie, ważniejsze, za realistyczny model uszkodzeń postaci. To jedna z pierwszych, jeżeli nie pierwsza gra, w której przeciwnikowi można było odstrzelić rękę czy nogę. W czasach, gdy strzelanie sprowadzało się do wycelowania mniej więcej w kierunku wroga i trzymaniu spustu tak długo, aż ten się przewróci, była to prawdziwa rewolucja.
Aliens vs. Predator
Gra legenda, która trzymała w napięciu przez wszystkie trzy kampanie jednoosobowe. Czy była to próba przeżycia jako przerażony marine, polowanie na ofiarę jako predator, czy szaleńcze ataki pełne furii w wykonaniu obcego – pierwszy Aliens vs. Predator był prawdziwym odkryciem jeśli chodzi o montaż kampanii jednoosobowej. A przy okazji tak wiernie odzwierciedlał klimat materiałów źródłowych, że trudno było sobie wyobrazić, jak można to zrobić lepiej.
Painkiller
Dzieło polskiego zespołu People Can Fly nie mogło powstać w lepszym momencie. Kiedy na rynku królowały kolejne, bliźniaczo do siebie podobne hiperrealistyczne strzelaniny wojenne albo opowieści o kosmicznych marines walczących z kosmicznym plugastwem w różnych miejscach kosmosu, Polsacy zaproponowali powrót do czasów, kiedy w grach chodziło tylko o czystą, nieskrępowaną niczym zabawę. Painkiller był szybki, brutalny, napakowany akcją i absurdalnymi broniami, niemającymi nic wspólnego z realizmem (za to bardzo wiele z dobrą zabawą). Do teraz gra pozostaje jednym z największych sukcesów polskiej branży gier.
Duke Nukem 3D
Zaskarbił on sobie serca całego pokolenia graczy nie tylko lekkością, poczuciem humoru, czy dystansem, tak często teraz wspominanym, ale też autentycznie rewolucyjnymi rozwiązaniami. To pierwsza gra, w której tak mocno postawiono na interaktywność i możliwość niszczenia elementów otoczenia. Wcześniej w grach tego typu znajdujące się na planszach obiekty były jedynie statycznymi dekoracjami.
Far Cry
Przed pierwszą grą studia Crytek gracz zazwyczaj zamknięty był w czterech ścianach. Pewnie, w niektórych grach, jak choćby Unreal spotkać można było poziomy trochę bardziej otwarte, z większą przestrzenią, ale na koniec i tak były one mocno zamknięte. Dopiero pierwszy Far Cry wykorzystywał technologię, która pozwoliła na stworzenie ogromnych połaci tropikalnej wyspy, gdzie gracz nie był prowadzony za rączkę od poziomu do poziomu, od drzwi do drzwi, ale sam wyznaczał sobie ścieżkę jak tylko chciał.
Medal of Honor: Allied Assualt
Przed Medal of Honor: Allied Assualt gracz był największym bohaterem wszechświata, niszczącym wszystko, co stanęło na jego drodze. Kroczył samotnie wśród zniszczenia i pożogi ratując świat przed zagładą. Zmieniło to Allied Assualt - poziom rozgrywający się podczas lądowania sił alianckich w Normandii wciąż pozostaje jedną z najbardziej poruszających i szokujących scen w historii gier komputerowych. To dopiero pierwszy Medal of Honor wydany na komputery osobiste wcisnął gracza w buty szeregowego żołnierza walczącego o przetrwanie wraz z innymi piechurami, ciskał go przez brudne, rozwalone wioski, kazał chować się mu przed ogniem nieprzyjaciela i bunkier po bunkrze zdobywać przyczółki. Bez Medal of Honor: Allied Assualt nie byłoby zresztą Call of Duty.
Max Payne
Dziś już mało kto pamięta Maxa Payne’a za ciężki, gęsty klimat, przypominający filmy noir. Niewielu kojarzy go z doskonałą, świetnie poprowadzoną fabułą, której nie powstydziłby się hollywoodzki hit (swoją drogą dużo lepszą od fabuły filmowego Payne’a...). Zapewne nieliczni jako ważne cechy tej gry podaliby duży ładunkek autoironii, dystansu i bardzo samoświadomego poczucia humoru. Za to każdy pamięta bullet time. I jeżeli nawet tylko to ma z Maxa Payne’a pozostać, to z całą pewnością nie zostanie zapomniany.
Call of Duty
W pewnym momencie stało się jasne, że seria Medal of Honor, która tak wiele dała z siebie strzelankom, spoczęła na laurach. Kolejne części nie tylko nie przynosiły niczego nowego, ale wręcz były krokiem wstecz jeśli chodzi o długość rozgrywki czy projekty poziomów. W końcu część pracowników, która od lat trudziła się przy serii postanowiła odejść i spróbować swoich własnych sił, już nie pod skrzydłami Electronic Arts. Efekt ich pracy był piorunujący, stworzyli oni najbardziej rozpoznawalną obok World of Warcraft markę gier wideo w dziejach branży. I nie ma co się dziwić, Call of Duty brało wszystko to, co Medal of Honor zrobiło dobrze i popychało to na następny poziom świetności.
Unreal
W czasach, kiedy rynkiem gier FPP (tak się wtedy jeszcze na nie mówiło) niepodzielnie rządziło id Software, do konkurencji postanowiła dołączyć niespecjalnie znana wówczas firma Epic Games. Tak powstał pierwszy Unreal, który do teraz wspominany jest przez wielu graczy jako jeden z największych szoków, związanych z elektroniczną rozrywką, jakie było im dane przeżyć. Gra zaprezentowała oprawę graficzną o niespotykanej wcześniej jakości, dzięki której pobyt na tajemniczej, obcej planecie stawał się aż nadto sugestywny. Późniejszy Unreal Tournament i popularność silnika gry wśród innych twórców ugruntowały pozycję Epica jako liczącego się twórcy FPS-ów.