"Hellblade: Senua's Sacrifice" - piekło to stan umysłu
Kraina umarłych z nordyckich wierzeń, stworzona w umyśle kobiety chorej na schizofrenię. Takie połączenie budzi niepokój już na papierze. W grze "Hellblade: Senua's sacrifice" zostało zrealizowane po mistrzowsku, przyprawia o ciarki na karku i nie pozwala o sobie szybko zapomnieć.
Senua, młoda kobieta chora na schizofrenię, udaje się do Nilfheimu – mroźnego świata umarłych rządzonego przez boginię Hel. Kobieta chce wydrzeć bogini duszę swojego ukochanego, który został zamordowany przez wikingów w brutalnym obrzędzie znanym jako "krwawy orzeł" (ang. blood eagle). Pod wpływem wierzeń, legend i własnego strachu chory umysł Senu'y tworzy własną wersję krainy umarłych. Właśnie do takiego świata wchodzi gracz razem z główną bohaterką.
Od pierwszych minut Nilfheim jest obcy i nieprzyjazny. Na każdym kroku napotykamy ofiary wojen i krwawych rytuałów. Panuje atmosfera beznadziei, cierpienia i zapomnienia. Genialna ścieżka dźwiękowa przez cały czas utrzymuje poczucie niebezpieczeństwa, nawet wtedy gdy pozornie jest bezpiecznie. Im dalej Senua zagłębia się w krainę umarłych tym otoczenie robi się bardziej piekielne. Bohaterka depcze po spalonych zwłokach, które pokrywają wszystko, przedziera się przez rzeki krwi trupów i idzie przez tunele, których ściany zbudowane są z ciał zmarłych próbujących ją chwycić swoimi trupimi rękami.
Przy tym świat gry nie jest "nachalny", nie atakuje gracza bez przerwy i pozostawia długie okresy względnego spokoju. Wtedy Senua, i my jako gracze, jesteśmy pozostawieni sami z piekielnymi krajobrazami i złowieszczą muzyką. Ten "spokój" przyprawia o jeszcze większe poczucie dyskomfortu niż atakujące demony.
Już i tak unikalne doznanie dodatkowo potęgują głosy w głowie bohaterki. Chora na schizofrenię Senua bez przerwy słyszy furie, które żyją w jej umyśle. Do stworzenia wiarygodnego doznania głosów w głowie twórcy gry posłużyli się techniką nagrywania binauralnego. Furie krzyczą na Senue, atakują ją i reagują na wydarzenia w nieprzewidziany sposób. Największe lęki bohaterki przybierają fizyczną postać i ją atakują, w pewnym momencie traci wzrok i musi poruszać się ufając tylko uszom. Z zakamarków dobiegają głosy cierpiących. W tle majaczy postać koszmarnej bogini Heli, władającej krainą, do której trafiają ci, którzy umarli ze starości, w wypadku lub od choroby. Połowa jej ciała gnije. Całość składa się momentami na tak przerażający rezultat, że wejście do Nilfheimu pozostaje w pamięci jeszcze przez długi czas.