Bardzo smacznie, ale niestety niezbyt tanio
Grzesiek bierze nerkownik. Wygląda jak sernik na zimno, smakuje zupełnie inaczej. Na górze ma pyszny mus malinowy, spód zrobiony jest z orzechów nerkowca. Ja decyduję się na spring rollsy, czyli sajgonki. Te są robione na surowo z papieru ryżowego. W środku wypełnione są różnymi warzywami, a w każdym znajduję tempeh - to przypominający biały ser blok zrobiony z ziaren soi. Nie byłyby jednak tak dobre, gdyby nie znakomite, orientalne sosy. Grejpfrutowo-sojowy jem pierwszy raz w życiu.
Wszystko jest bardzo smaczne, połączenia różnych składników zaskakują - to kuchnia zupełnie inna nawet od tej z tanich, azjatyckich lokali z "kurczakiem w sosie słodko-kwaśnym". Ceny nie należą jednak do najniższych. Te najciekawiej brzmiące potrawy kosztują od 24 do 36 złotych.
Ratunkiem jest menu lunchowe, obowiązuje w lokalu przez cały dzień do "wyczerpania zapasów". Za zestaw zupy i drugiego dania (codziennie innych) zapłacimy 24 zł. Jak na warszawskie warunki, zwłaszcza tak modnej okolicy, to nie jest wysoka cena. Zwłaszcza przy kuchni złożonej z tak starannie dobranych składników.