Japonia: sprzedaż cyfrowych gier bez zgody twórcy to przestępstwo
Japonia wypowiada wojnę procederowi, który popularny jest także w Polsce. Nie wolno w tym kraju sprzedawać kodów do gier bez zgody twórcy. W ten sposób walczy się z "rakiem, który toczy branżę gier".
Dziś cyfrowe gry kupujemy przeważnie na Steam czy gog.com albo zdobywamy je w promocjach, jak akcje Humble Bundle. Ale jest też inna metoda. Na specjalnych platformach, takich jak polskie G2A czy zagraniczny Kinguin, od zwykłych sprzedawców kupuje się kod, a następnie rejestruje go we wcześniej wymienionych sklepach. Jak łatwo się domyślić, klucz kupiony na takiej platformie jest często tańszy niż w tradycyjnym cyfrowym sklepie.
Skąd sprzedający mają te kody? Bardzo często wykorzystuje się wahania w kursach walut. Stara, dobrze znana metoda handlarzy: kupić tanio, sprzedać drogo. Ale tajemnicą poliszynela jest to, że źródeł pozyskania kodów jest więcej. Właśnie to budzi tyle kontrowersji.
Zdaniem krytykujących tę metodę dystrybucji, klucze mogą pochodzić nie tylko z promocji, gratisów dołączanych do komputerowego sprzętu czy pisma, ale także po prostu z kradzieży. Np. przestępcy wykradają ludziom dane do kart kredytowych i za ich pieniądze kupują gry, które potem sprzedają innym.
Inną drogą są po prostu wyłudzenia. Coraz częściej mali, niezależni twórcy skarżą się na oszustów, którzy podają się za dziennikarzy lub blogerów i proszą o kody do gry, by mogli ją zrecenzować. Czasami chcą po prostu zagrać za darmo, a czasami chcą na tym zarobić, wystawiając je na platformie pozwalającej handlować kodami.
Maciej Kuc z G2A na łamach serwisu polygamia.pl odpowiadał na oskarżenia związane z nielegalnością procederu:
"Podstawowa kwestia jest taka: tylko twórcy lub wydawcy danej gry są w stanie wygenerować do niej klucze. Nikt inny tego nie zrobi. Czy więc gry są legalne, w sensie – czy pochodzą od twórców? Tak, w 100 proc. (...) Czy za wszystkie klucze, które są w sprzedaży na G2A, wydawca dostał pieniądze? To już zależy tylko od niego, bo to on decyduje, czy chce je sprzedać hurtownikom, czy rozdać za darmo tysiącom ludzi (którzy później je sprzedadzą, nie czarujmy się), czy w ogóle nie sprzedawać nigdzie poza Steamem. Nie ma jednak możliwości, by na G2A.COM pojawił się jakiś kod pochodzący z innego źródła niż od developera".
Proceder budzi wiele emocji. Polscy twórcy ze studia Acid Wizard nazwali go "rakiem, który toczy branżę gier". Aby z tym walczyć, umieścili swoją produkcję “Darkwood” na pirackich serwisach. Autorzy argumentowali, że lepiej grę nielegalnie ściągnąć niż dawać zarobić pośrednikom.
W Japonii sprzedaż cyfrowych kodów do gier jest już zabroniona. Jak informuje cdaction.pl, "odsprzedaż kluczy produktów do oprogramowania w sieci bez zgody twórcy" to przestępstwo, za popełnienie którego grozi pięć lat więzienia lub nawet 170 tys. zł grzywny. Można podejrzewać, że w to znaczący sposób ograniczy działalność sprzedawców, których klucze pochodzą z "nieznanych" źródeł. W Japonii niejako zrównano więc sprzedaż kodów z piractwem.
Ciekawe, czy zmiany w prawie zainspirują również europejski rynek do walki o nowe przepisy. Na razie wydaje się, że Europa ma inny problem - mikrotransakcje i związany z tym wirtualny hazard.