Kariera loot boksów
Loot box, czyli skrzynia z nagrodami. To nic nowego, że w grach oczekujemy sowitej, wirtualnej zapłaty za wykonane zadanie. Może to być kasa, może być konkretny przedmiot – może być i paczka z niespodzianką.
Moment jej otwarcia czy losowania przedmiotu ma sobie lekko hazardowy smaczek. Twórcy dobrze o tym wiedzą i faszerują lootboksami kolejne gry. Efekt może być np. taki, że ludzie, zamiast grać, spędzają tygodniowo godziny na oglądaniu, jak znani youtuberzy oglądają takie skrzynki. Albo taki, że właśnie gra się tylko dla skrzynek.
Najgorzej, gdy loot box jest też gwarancją postępu w grze. Ominęli to twórcy "Counter-Strike'a", "Overwatcha" czy nowego "Call of Duty". Tam znajdujemy łupy o czysto kosmetycznym zastosowaniu. Inaczej myśleli twórcy "Star Wars: Battlefront II", którzy w paczki upchnęli ulepszające postać dodatki.
Czemu to złe? Bo gra stawia na wyrównane starcia, ale wyłącznie od szczęścia zależy, czy uzyskamy dodatkową przewagę nad przeciwnikiem. Niefajne jest również sprzedawanie takich paczek, bo wtedy zaburzenie balansu może być już tak duże, jak zaburzenie mocy w obecności Darth Vadera.