Trwa ładowanie...
gry
Grzegorz Burtan
25-04-2019 11:46

Jak spędzić aktywnie majówkę nie wychodząc z domu, albo powab kanapy

W tę majówkę opuszczam ciepłe pielesze i wyruszam poza dom. Ale wiem, że gdyby nie wyjazd spędziłbym ją inaczej – grając w gry na kanapie. Sam, z ludźmi w sieci bądź znajomymi. I taka rozrywka jest dla mnie tak samo wartościowa jak biwak na Mazurach.

Jak spędzić aktywnie majówkę nie wychodząc z domu, albo powab kanapyŹródło: WP.PL, fot: Grzegorz Burtan
d2a16zr
d2a16zr

Kanapowe granie dotyczy głównie konsol , bo w końcu to one są przyłączone do naszych telewizorów. Więc naturalnie staje się swoistym centrum rozrywki, wokół którego toczy się nasze życie. Przynajmniej w kontekście ogrywania nowych tytułów oraz szeroko pojętego relaksu przy na przykład Ipli (polska wersja Netflix and chill).

Czas spędzony jako "kanapowy ziemniak" można podzielić na trzy odrębne kategorie: borsuczenie, sieciową katorgę oraz lokalną drakę. Każda ma swoje wady, zalety, cienie i blaski. Przyjrzyjmy się każdej z nich.

W norze

Borsuczenie to najbardziej obszerny termin, bo można wrzucić do niego zarówno granie w pojedynkę, jak i po sieci. Za tą dość enigmatyczną nazwą kryje się spędzenie wolnego czasu (na przykład długiego weekendu) niemal przyklejonym do kanapy. Wiecie, z przerwami na szybką toaletę i odebranie zamówionej pizzy czy inne dania na dowóz.

W trakcie borsuczenia oddajemy się wielogodzinnym maratonom – przechodzimy zaległe gry, dokańczamy główny wątek w napoczętych sandboksach i próbujemy nowe tytuły z "kupki wstydu". Na kilka magicznych dni odrywamy się od świata rzeczywistego i całkowicie zatapiamy się w świecie wykreowanym na potrzeby kolejnych produkcji.

Oczywiście istnieje również edycja komputerowa, kiedy zamieniamy kanapę na fotel, a konsolę na komputer i monitor. Reszta pozostaje bez zmian.

d2a16zr

Jednak po każdym borsuczeniu przychodzi moment otrzeźwienia. Pod koniec majówki trzeba wziąć się za siebie – umyć, ogolić, posprzątać i powyrzucać kartonowe pudełka i butelki po gazowanych napojach. My doprowadzamy się do porządku i zdajemy sobie sprawę, że przez kilkadziesiąt godzin wbijaliśmy kolejne osiągnięcia w "Red Dead Redemption 2". Ale warto było, czyż nie?

Shutterstock.com
Źródło: Shutterstock.com

Borsuczenie: edycja stockowa.

Sieciowa katorga

Nazwa nieco przewrotna, ale wynika to z mojego niezbyt przychylnego stosunku do grania po sieci. Nie mam nic przeciwko trybom multi, ale nigdy nie potrafiłem się w nie wkręcić. Lubię, kiedy w grze jest jakaś fabuła, ale po obserwacji niektórych moich znajomych rozumiem ich fascynację.

d2a16zr

Przede wszystkim multiplayer jest znacznie bardziej kompetetywny. Ponieważ człowiek to najlepsza zwierzyna, rywalizacja z żywą osoba jest znacznie ciekawsze od choćby najbardziej wysublimowanej AI. Co wiąże się z pewnymi problemami. Jeśli w grze nie działa odpowiednio matchmaking, możemy zostać zmasakrowani przez innego gracza. A jeśli gramy np. w "CS-a" czy "Modern Warfare", to możemy trafić na zbyt słaby lub zbyt mocny skład.

Do tego dochodzi cała kupa kontrowersji z loot boxami czy modelu pay2win, kiedy za dobry sprzęt musimy płacić, ale za to wygraną mamy w kieszeni.

Dlatego daję sobie spokój z graniem czysto rywalizacyjnym. Za to jest coś, za co jestem trybowi multiplayer wdzięczny. Kilka lat temu mój przyjaciel wyemigrował do Anglii. Mieliśmy ze sobą w miarę stały, lecz nieczęsty kontakt. Od kilku miesięcy regularnie gramy w "Fifę 19". Dostajemy okrutne wręcz bęcki, ale dzięki temu jesteśmy ze sobą na bieżąco. Gadamy nie tylko o tym, co się stało, ale też o całkowicie niezobowiązujących głupotach. I bardzo mnie to cieszy.

d2a16zr

Lokalna draka

Crème de la crème wszelkich domówek i spotkań towarzyskich – lokalny tryb w takich grach jak "Mortal Kombat", "Fifa", "Mario Kart" czy "Buzz". Można rozpisywać się nad tym, jaką frajdą daje granie z grupką komentatorów za plecami, komentujących każdego kombosa, gola czy kuriozalnie błędną lub niesamowicie szybką odpowiedź w quizie. To duża frajda, wiadomo. Ale dla mnie takie kanapowe granie ma głębszy, niemal terapeutyczny sens.

Kiedy miałem 18 lat, zmarła bardzo bliska mi osoba. Odeszła po ciężkiej chorobie, dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem. Starszy brat pożyczył od znajomego PlayStation 2 z kilkoma grami. Już wtedy było to wiekowy sprzęt, ale dla mnie był to dopust boży, bo nigdy nie miałem konsoli z prawdziwego zdarzenia.

W tym czasie, dość trudnym dla całej mojej rodziny, codziennie przychodzili do mnie koledzy z osiedla. I graliśmy. Akurat miałem płytę z "Mortal Kombat", więc męczyliśmy ją na przemian z "Heroes 3" i "Deluxe Ski Jump" na komputerze. Śmialiśmy się nieudanych kombosów i obleśnych fatalities. Kłóciliśmy się o kolejność grania i robiliśmy, co mogliśmy, by wszedł nam w końcu ten fajny cios.

d2a16zr

Dopiero niedawno zrozumiałem, co wtedy czułem. A czułem, że mogę jakoś przejść dalej po tej stracie, że dopóki jestem otoczony bliskimi, wszystko będzie dobrze. To pozornie bezsensowne granie pomogło mi przejść przez bardzo trudne kilka tygodni w moim życiu. Chociaż nie mam z nimi kontaktu, do dziś jestem wdzięczny moim kolegom za to, że byli wtedy ze mną – niezależnie, czy chodziło o pożyczone PlayStation, czy moje towarzystwo. Czułem, że nie jestem sam i wszystko jakoś się ułoży. A wszystko podczas kanapowego grania.

d2a16zr
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2a16zr
Więcej tematów