W kosmosie nikt nie wie, że jesteś kubkiem. Recenzja gry "Prey"
"Prey" bardzo często porównywany jest z takimi hitami jak "BioShock" czy "System Shock". Komplement? Na pewno. Niestety to nie wystarcza, by te gry przebić.
Kosmos, przejęta przez obcych baza i bohater, który musi przeżyć, a przy okazji dowiedzieć się, jak doszło do tragedii - to wszystko kojarzy nam się z efektowną sieczką na ekranie. “Prey” jest jednak nieco inny. Choć oczywiście można pobawić się w komandosa i wypowiedzieć kosmitom otwartą wojnę, to bardzo szybko ta decyzja okaże się błędem. “Prey” nie jest klasyczną strzelaniną, co warto mieć na uwadze, bo miłośnicy bezstresowego wystrzeliwania kosmitów mogą poczuć się lekko rozczarowani.
Za to tych, którzy oczekują gęstego klimatu, “Prey” bardzo szybko wciągnie. Głównie za sprawą obcych. Teoretycznie niegroźne, malutkie mimiki, które giną po kilku uderzeniach kluczem francuskim, mogą przybierać najróżniejsze kształty i postaci. Na przykład zdarza im się ukrywać pod postacią… apteczki. Albo krzesła. I w każdej chwili mogą się “ujawnić”, atakując znienacka. Z czasem zrozumiemy ich taktykę i weźmiemy pod uwagę, że wróg czai się wszędzie. Dosłownie. Ale wówczas spacery po upuszczonych pokojach i korytarzach sprawiają, że idziemy z duszą na ramieniu.
Trochę tęskniłem za porządnymi giwerami, siejącymi ogromne spustoszenie. Ale gdyby twórcy dali i takie pukawki, “Prey” nie byłby sobą. Tutaj znacznie częściej lepiej wroga ominąć lub załatwić go sposobem. Nie ma efektownej wyrzutni rakiet, za to jest karabinek, który wypuszcza z siebie coś w rodzaju pianki. Jeśli obrzucimy nią wroga, ten zastygnie w miejscu - a wtedy można na spokojnie przyłożyć mu kluczem francuskim. Albo podstawić ładunek wybuchowy. A może lepiej nie zwracac mu głowy i za pomocą nietypowej broni stworzyć sobie platformę, pozwalającą wskoczyć na wyższe piętro?
Często naszym sprzymierzeńcem jest otoczenie. Postrzelone rury płoną? Zaciągnijcie tam obcych, przedziurawcie rurociąg i patrzcie, jak wróg się smaży!
W “Prey” można grać na kilka sposobów, co jest dobrą wiadomością dla tych, którzy przeliczają wydane złotówki na czas gry. To tytuł, który nieprędko wypadnie z dysku waszej konsoli lub komputera. Od tego, jak rozwijać będziecie swoje umiejętności, zależy przejście gry.
Stawiacie na siłę? Dzięki temu rozwalicie przejście, będące skrótem lub alternatywną drogą. Wolicie zabawić się w hakera? Wtedy wielokrotnie złamiecie zabezpieczenie drzwi i w ten sposób przejdziecie dalej. Kluczowa jest decyzja, czy zdecydujecie się przejąć umiejętności… obcych. Za ich pomocą można strzelać potężnymi mocami - co jest pewną rekompensatą “biednego” arsenału - albo zamieniać się w różne przedmioty. Dokładnie tak, jak to robią wspomniane mimiki! Ma to swoje konsekwencje: np. dla wieżyczek, które strzegą bazy i często bywają sprzymierzeńcem (bo zabijają obcych), to my staniemy się kosmitą, którego trzeba wyeliminować…
Jeżeli więc przejdziecie “Pray” raz, to prawdopodobnie będziecie mieli ochotę zrobić to po raz kolejny - by spróbować grać innym stylem.
Zresztą nie tylko to będzie pokusą. Raczej nie ma szans na to, by za pierwszym razem odkryć wszystkie tajemnice “Prey”. Opuszczona baza pełna jest maili, tekstów, fragmentów książek, notatek - wszystkie pozostawili dawni mieszkańcy, Poznanie ich historii fanom science-fiction na pewno się spodoba. Jednak nie tylko dlatego “Prey” wymaga dłuższego posiedzenia. Żeby odkryć moce kosmitów, wcześniej należy ich poznać, skanując za pomocą specjalnego urządzenia. Jeżeli nie będziecie tracić na to czasu, tylko przeć przed siebie, do wielu zdolności nie będziecie mieć dostępu. A wówczas gra wygląda zupełnie inaczej.
“Prey” przedstawia alternatywną historię, w której zamach na Johna F. Kennedy’ego się nie udał, a USA wraz z ZSRR podbiły kosmos. Inny świat widać chociażby na plakat powieszonych w bazie. Ale pod tym względem “Prey” mnie mimo wszystko nie oczarował - dużo mówi się, że to spadkobierca takich tytułów jak “System Shock” czy “Bioshock” i to rzeczywiście widać. Choć to komplement, to brakuje “Prey’owi” czegoś własnego, unikalnego. Niektóre pomieszczenia mogą kojarzyć się np. z podwodnym miastem z “Bioshocka” - robią wrażenie, ale za dziesięć lat taki styl będziemy kojarzyć właśnie z “Bioshockiem”, a nie “Prey’em”.
To mój główny zarzut pod adresem “Prey”. Wiem, że to dobra gra. Wciągnęła mnie, nastraszyła, zaciekawiła. Ale jednak nie ma tego czegoś, przez co będę pamiętał ją za dziesięć lat. Specjalne moce czy oryginalny styl bazy kosmicznej może się podobać, ale już to widzieliśmy. Tak czy siak, gra się bardzo dobrze.
Komu się spodoba: fanom S-F, miłośnikom kombinowania
Komu się nie spodoba: fanom tradycyjnych strzelanin, w których najpierw się strzela, a potem... też się strzela
Ocena: 4/5
Platformy: PC (ok. 140 zł), PS4, Xbox One (ok. 230 zł)